[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czynszu. Bo i po co by panicz opowiadał takie dziwne rzeczy, jeżeli nie w celu wmówienia w niego, że za dużo ma gruntu i że
powinien drogo płacić arendę?
Zbliżyli się do bramy.
- Widzę w ogrodzie siostrę - rzekł panicz - pewno tam będzie i szwagier. Pójdę do niego i poproszę, żeby załatwił wasz interes.
Do widzenia.
Chłop ukłonił się do ziemi, ale jednocześnie pomyślał:
"%7łeby cię choroba zatłukła, kiedyś się tak zawziął na mnie! Babę mi zaczepiał, chłopca zbuntował, a dziś niby to kłamać się nie
każe, ale gada, żeby płacić takie straszne pieniądze z morgi! Wiedziałem, że mi sprowadzi nieszczęście." Ode dworu doleciały
ich dzwięki organów.
- Tatulu, grają!... Gdzie to grają?... - zawołał Stasiek.
- Pewnie dziedzic gra,
BOLESAAW PRUS PLACÓWKA
17
Istotnie dziedzic grał na amerykańskim organie. Chłopi z uwagą przysłuchiwali się niezrozumiałej dla nich, ale pięknej melodii.
Zląskowi poczerwieniała twarz i drżał ze wzruszenia. Jędrek spoważniał, a Zlimak zdjął czapkę i począł mówić pacierz, ażeby
Bóg miłosierny zasłonił go od nienawiści panicza, któremu przecież on nic złego nie zrobił.
Organy umilkły, a jednocześnie panicz spotkał się w ogrodzie z siostrą i z ożywieniem począł jej coś przedstawiać.
- To ci instyguje na mnie! - mruknął chłop.
- Widzicie, tatulu - zaczął Jędrek - że pani to podobna do bąka. %7łółta w czarne cętki, cienka w pasie, a gruba na końcu. Ale
piękna pani!
- Gorszy od bąka ten podlec na żółtych nogach, chociaż cienki jak patyk! - odparł chłop.
- Co on ma być gorszy, kiedy mi dał czterdziestkę? Głupi to on musi że jest, ale dobry pan.
- Odbiorą oni sobie tę czterdziestkę, nie bój się. Tymczasem panicz opowiedziawszy siostrze interes Zlimaka począł robić jej
wymówki.
- Zdumiony jestem - prawił - cechami niewolnictwa, jakie spotykam wśród ludu. Ten biedak nie jest w stanie rozmawiać w
czapce na głowie, a przy tym tak był zmieszany, tak zalękniony, że mnie litość brała patrząc na niego. Na cały dzień zepsuł mi
humor.
- Ale cóżem ja temu winna i co mam robić? - pytała pani.
- Zbliżyć się do nich, ośmielać...
- Wyborny jesteś! - odparła wzruszając ramionami. - Kiedym zeszłej jesieni urządziła zabawę dzieciom naszych parobków,
właśnie ażeby je ośmielić do siebie, to zaraz na drugi dzień połamały mi brzoskwinie. A zbliżać się do nich?... I to robiłam.
Weszłam raz do chaty, gdzie leżało chore dziecko, i w ciągu godziny nasiąkłam takimi zapachami, że musiałam nową suknię
oddać pannie służącej. Dziękuję za podobne apostolstwo...
Tak rozmawiając po francusku, zbliżyli się do sztachet, za którymi stali chłopi.
- Przynajmniej dla tego musisz co zrobić - rzekł panicz - bo dziwnie mi się podobał.
Pani przyłożyła szkła do oczu.
- Ach, to jest Zlimak! - zawołała. - Limacon... wyobraz sobie, co za komiczne nazwisko!
- Poczciwy człowieku - zwróciła się do chłopa - brat mój chce, żebym co dla ciebie zrobiła, no i ja sama rada bym. Czy masz
córkę?
- Nie mam, jaśnie pani - odpowiedział chłop całując przez kratę kraj jej sukni.
- Szkoda. Mogłabym dziewczynę nauczyć roboty koronek. Poprzednio umywszy ją - dodała po francusku. "A o łące ani
wspomni!" - pomyślał chłop.
- To są twoi chłopcy? - pytała dalej Zlimaka.
- Nasi, jaśnie pani.
- Więc przysyłaj mi ich, to będą uczyli się czytać.
- Albo oni mają czas, jaśnie pani? Starszy ciągle w domu potrzebny.
- Więc przysyłaj młodszego.
- I ten już chodzi za świńmi... Pani wzniosła oczy do nieba.
- No, i zróbże co dla nich! - rzekła po francusku do brata. "Coś oni okrutnie zmawiają się na naszą krzywdę!" - pomyślał chłop,
mocno zaniepokojony francuską konwersacją państwa.
Ode dworu ukazał się dziedzic, a spostrzegłszy żonę i szwagra przyśpieszył kroku i za chwilę znalazł się obok nich. Zlimak
znowu zaczął się kłaniać. Zląskowi ze wzruszenia łzy nabiegły do oczu, a nawet Jędrek stracił zwykłą śmiałość wobec pana.
Tymczasem uzbrojony w fuzję demokrata opowiedział szwagrowi interes chłopa i poparł go bardzo gorąco.
- Ależ niech bierze w dzierżawę ten kawałek łąki! - zawołał dziedzic. - Przynajmniej nie będę miał z nim awantur o szkody w
sianie, a zresztą jest to na j uczciwszy chłop we wsi.
Panowie wciąż rozmawiali po francusku, więc Zlimaka aż mrowie przechodziło na myśl: co oni układają przeciw niemu?... Już
gotów był wracać do domu z niczym, byle prędzej zejść im z oczu.
Dziedzic wysłuchawszy relacji szwagra zwrócił się do chłopa.
- Więc chcesz - spytał go - ażebym te dwa morgi łąk nad rzeką wypuścił ci w dzierżawę?
- Jeżeli łaska jaśnie pana - odparł chłop.
- I żeby nam jaśnie pan choć ze trzy ruble opuścił - dodał szybko Jędrek.
Zlimakowi krew uciekła do serca, a państwo spojrzeli po sobie.
- Cóż to znaczy? - spytał pan. - Z czego ja mam opuścić trzy ruble?
Chłop machinalnie sięgnął ręką do rzemienia, ale opamiętawszy się, że w takiej chwili nie może zbić Jędrka, wpadł w
desperację i postanowił od razu powiedzieć całą prawdę.
- A, jaśnie panie! - zawołał - niech jaśnie pan tego hycla nie słucha! Było, panie, tak, że mi baba okrutnie głowę suszyła, jako
nie umiem się targować, i nakazywała mi, żebym choć ze trzy ruble wytargował na łące. No, a teraz ten kundel taką mi rzecz
zrobił, że aż wstyd!...
- Przecie matula powiedzieli, żebym was pilnował i żebyśmy oboje jaśnie państwa w nogi całowali, to coś opuszczą - tłumaczył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]