[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gregory ego, który wybucha śmiechem i ciągnie za prześcieradło, żeby się nim
zakryć, przez co zostaję zupełnie goła. Ze zduszonym okrzykiem szarpię pościel
w swoją stronę i oboje zaczynamy ją sobie wyrywać. Zmiejemy się i mocujemy ze
sobą bez żadnego skrępowania& nawet jeśli oboje jesteśmy nadzy. Walczymy o
prześcieradło, wcale się tym nie przejmując.
Ale oboje zastygamy w bezruchu, a wesoły śmiech więznie nam w gardłach, gdy
podłoga w korytarzu skrzypi, a zza drzwi rozlega się ciekawski głos babci.
 Gregory? Olivia? Co tam się dzieje?
 O cholera!  wołam, zeskakuję z łóżka, rzucam się w stronę drzwi i
przywieram do nich nagim ciałem.  Nic takiego, babciu!
 Hałasujecie jak stado słoni tańczących kankana.
 Wszystko w porządku!  piszczę, uderzając czołem w drzwi i zaciskając
powieki, gotowa na kontratak.
 Bałam się, że spadniecie razem z sufitem!
 Przepraszamy. Zaraz zejdziemy.
 Właśnie wychodzimy na potańcówkę.
 Bawcie się dobrze!
 Wszystko w porządku?  pyta łagodniej babcia.
Uśmiecham się leciutko.
 Tak, babciu.
Nie mówi nic więcej, a potem słyszę skrzypienie podłogi, co oznacza, że schodzi
po schodach. Obracam się, wciąż oparta plecami o drzwi, i zauważam, że Gregory,
który wciąż siedzi na łóżku zakryty prześcieradłem, wodzi wzrokiem po moim
ciele.
 Niezły widok.  Uśmiecha się szeroko, przypominając mi, że wciąż jestem
goła.  Ale jesteś zdecydowanie za chuda.
Na próżno usiłuję zakryć swą nagość, przez co Gregory pokłada się ze śmiechu
na łóżku. Nie potrafi się opanować, podczas gdy ja rumienię się wściekle.
 Przestań!
 Przepraszam  chichocze.  Naprawdę przepraszam.
Czerwieniejąc jeszcze bardziej, rozglądam się po pokoju za czymś, co ocaliłoby
resztki mojej godności. Mój wzrok pada na koszulkę przerzuconą przez oparcie
stojącego w kącie krzesła. Podbiegam do niej, narzucam ją szybko na siebie i od
razu czuję się lepiej, jak gdybym odzyskała trochę szacunku do samej siebie po
tym, jak rzuciłam się na mojego najlepszego przyjaciela. Za to Gregory wcale nie
przejmuje się swoim niekompletnym ubiorem i właśnie tarza się ze śmiechu,
zaplątany w pościel. Uśmiecham się szerzej i przekrzywiam z podziwem głowę.
Jestem pod wrażeniem jego jędrnego tyłka i histerycznej, beztroskiej wesołości.
 No chodz  mówi, siadając, i poklepuje materac obok siebie.  Nie będę cię
obmacywał, obiecuję.
Przewracam oczami i siadam na łóżku obok niego, opierając głowę o wezgłowie.
Bawię się pierścionkiem, zastanawiając się, co, u licha, powiedzieć. W końcu
wypowiadam jedyne słowa, jakie powinny paść, bo tylko to mnie obchodzi.
 To niczego nie zmieni?  pytam.  Nie mogę bez ciebie żyć, Gregory. Nie
chcę, żeby to, co się stało, wpłynęło na naszą przyjazń.
 Ooo, skarbie.  Obejmuje mnie ramieniem i przyciska do siebie.  Nigdy, bo
na to nie pozwolimy. Te dwadzieścia procent heteryka chyba wzięło dziś górę.
Uśmiecham się.
 Dziękuję.
 Nie, to ja ci dziękuję  wzdycha Gregory.  Zawrzyjmy umowę.
 Umowę?  Marszczę brwi.  Jaką umowę?  Boję się, że Gregory zaraz
zaproponuje, żebyśmy ożenili się ze sobą, jeśli do trzydziestki nie odnajdziemy
naszych bratnich dusz.
 Musimy być silni  szepcze  dla siebie nawzajem.
Podnoszę wzrok i widzę błagalny wyraz jego twarzy.
 Mnie też nie jest lekko, Livy.
Czuję się okropnie.
 Przepraszam.  Byłam tak pochłonięta własnym nieszczęściem, że nawet nie
przyszło mi do głowy, żeby przejąć się na poważnie rozterkami najlepszego
przyjaciela, żeby dostrzec ogrom jego cierpienia. Mój własny żałosny stan
kompletnie mnie zaślepił.  Tak mi przykro.
 Razem damy radę  ciągnie Gregory.  Ja pomogę tobie, a ty pomożesz mnie.
 Czy to oznacza, że mam ci skonfiskować telefon?  droczę się.
 Nie, ale możesz skasować jego numer.  Bierze swoją komórkę i wtyka mi ją
do ręki.  No dalej.
Przewijam książkę adresową i kasuję numer Bena, po czym przeglądam
esemesy  wysłane i odebrane  i likwiduję wszelkie ślady jego istnienia.
Zadowolona, że usunęłam Bena z telefonu Gregory ego i, miejmy nadzieję, z jego
życia, oddaję ją przyjacielowi i widzę, że ten unosi wyczekująco brwi. Chce
wyświadczyć mi podobną przysługę.
 Mówiłam ci już, komórka mi padła.
 I nie kupiłaś nowej?
 Nie  odpowiadam z dumą w głosie i naprawdę czuję się dumna. Nie naładuję
telefonu, który kupił mi William, ani żadnego innego. Będę nieosiągalna. Poza tym
chcę, żeby Gregory usunął Millera Harta z mojego mózgu, a nie tylko telefonu,
którego używam.
 A zatem oboje uwolniliśmy się od lachociągów.
 To słowo jest zarezerwowane dla  urywam na chwilę  sam wiesz kogo.
 Okej.
 Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy.  Natychmiast się krzywię, a Gregory
marszczy brwi, jakby zastanawiał się, w czym problem. Kręcę głową i wtulam się
w jego bok, czując się odrobinę lepiej pomimo przedziwnego przebiegu ostatnich
trzydziestu minut i pomimo znajomych słów, jakie padły nieświadomie z naszych
ust.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfkhxRXVEZAViDGkaN1YWJAp6Fg==
Rozdział 6
Mnie i Gregory emu podtrzymywanie się nawzajem na duchu nie wychodzi zbyt
dobrze. Następnego wieczoru, w ramach rozpoczęcia nowego etapu w naszym
życiu, zjedliśmy kolację w sympatycznej włoskiej knajpce, ale wino uderzyło nam
do głowy i teraz zbliżamy się do drzwi Lodu, potykając się i chichocząc. Mój
pijany umysł pała żądzą zemsty i uczepił się kurczowo myśli, że Miller wyjechał, a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl