[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czemu posuwali się naprzód jeszcze prędzej.
Krótki, schodzisz sobie przeze mnie nogi po kolana! rzucił Kurzawa wyzwanie swemu
towarzyszowi.
Wielkie rzeczy! Pokuśtykam choćby na kulasach i jeszcze ci nimi rozdepczę pięty mokasynów.
Ale to wszystko na nic. Policzyłem dokładnie. Działy łożyska mają jakieś pięćset stóp. Niech idzie
dziesięciu na milę.. Przed sobą mamy z tysiąc ludzi, a łożysko nie ma nawet stu mil długości. Ktoś
osiądzie na lodzie, i coś mi się widzi, że to będziemy ty i ja.
Kurzawa nie odpowiedział, tylko dał takiego susa, że Krótki pozostał za nim o sześć stóp w tyle.
Dopiero teraz. Kurzawa syknÄ…Å‚:
Gdybyś nie szafował tak płucami i dotrzymywał mi kroku, moglibyśmy kilku z tego tysiąca
utrącić!
Kto? Ja? Zejdz mi tylko z drogi, a już ja ci pokażę, co to znaczy krok!
Kurzawa roześmiał się i znów dał susa. Teraz cała historia nabrała zupełnie innego wyglądu.
Przez myśl przemknęły mu słowa szalonego filozofa: przewartościowanie wartości". W tej chwili
zupełnie już mu nie. zależało na zdobyciu majątku, lecz na pobiciu Krótkiego w szybkości marszu.
Ostatecznie zakonkludował ważna jest nie tyle wygrana, ile sama gra". Jego mózg, mięśnie,
krew i dusza wszystko rwało się do walki z tym Krótkim, człowiekiem, który nie przeczytał ani
jednej książki, nie widział ani jednej opery i dla którego epopea była niczym w porównaniu z
wrzodem spowodowanym przez odmrożenie.
Krótki, słuchaj, bo teraz to ja cię ze skóry obedrę! Od czasu kiedy stanąłem nad brzegiem
Dyea, odnowiłem w swym ciele każdą komórkę. Ciało moje jest żylaste jak rzemień, a jadowite jak
ukąszenie żmii. Przed kilku miesiącami tarzałbym się po ziemi z radości, gdybym mógł coś
podobnego napisać ale wówczas nic podobnego napisać nie mogłem. Trzeba to było naprzód
przeżyć, a dziś, gdy się to już spełniło, nie czuję potrzeby pisania. Jestem dziś prawdziwą, morową,
jadowitą cholerą i żaden mydłek z gór nie zwali mi na łeb czegoś, czego bym nie potrafił oddać mu w
dwójnasób. A teraz słuchaj: goń naprzód i smaruj pół godziny, a wyciągaj się dobrze z portek, bo
kiedy będziesz myślał, żeś wygrał, ja wyjdę naprzód i przez pół godziny dam ci takiego rumu, że
zobaczysz!
Ale! zaśmiał się Krótki wesoło. To-to ma jeszcze mleko pod nosem. Zlezże z drogi,
niech ci ojciec pokaże, jak się chodzi!
Zmieniali się tak co pół godziny. Dużo już nie mówili. Ruch grzał ich, mimo że każde tchnienie
pokrywało szronem ich twarze od ust aż do brody. Mróz był tak straszny, że bezustannie tarli
rękawicami nosy i policzki. Gdy tylko na chwilę przestali, ciało drętwiało, trzeba było potem trzeć
silniej, aby je doprowadzić do stanu piekącego bólu przy wznowionym obiegu krwi.
Nieraz zdawało się im, że wyszli na czoło procesji, ciągle jednak mijali wciąż nowych
uczestników biegu, którzy wyruszyli przed nimi. Czasem ta lub owa grupa starała się dotrzymać im
kroku, jednakże po mili czy dwóch zniechęcała się i znikała w ciemnościach za nimi.
Byliśmy przez całą zimę na szlaku tłumaczył Krótki a te zniewieściałe od wylegiwania
się po chałupach niedołęgi wyobrażają sobie, że potrafią dotrzymać nam kroku. Widzisz, gdyby to
były prawdziwe włóczęgi, wyglądałoby to zupełnie inaczej. Jedno o włóczędze można powiedzieć:
chodzić umie!
Raz Kurzawa zapalił zapałkę i spojrzał na zegarek. Więcej już tego nie robił, bo mróz tak
jadowicie ugryzł go w gołe ręce, że minęło pół godziny, zanim znowu poczuł w nich życie.
Czwarta godzina rzekł wkładając rękawice a my wyminęliśmy już trzystu ludzi.
Trzystu trzydziestu ośmiu poprawił Krótki. Liczyłem. Zejdzcie z drogi, obcy człowieku,
nie przeszkadzajcie ludziom, którzy wiedzą, co znaczy bieg.
Z tymi słowy zwrócił się do człowieka widocznie już zupełnie wyczerpanego, który szedł
zataczając się i zawadzał na ścieżce. Ten człowiek, a potem drugi byli jedynymi wykreślonymi z gry,
jakich widzieli. Znajdowali się już bardzo blisko czoła biegu. Dopiero pózniej dowiedzieli się o
okropnościach tej nocy. Wyczerpani ludzie przysiadali po drodze, by już więcej nie powstać.
Siedmiu zamarzło na śmierć, a tych, którzy tę noc przeżyli, operowano w szpitalach Dawson
dziesiątkami, obcinając im palce u nóg, nogi i palce u rąk. Ze wszystkich nocy, w których odbywały
się biegi, noc biegu do Squaw Creek była najzimniejszą w całym roku. Nad ranem alkoholowe
termometry w Dawson wskazywaÅ‚y 70° poniżej zera. Uczestnicy biegu byli, z maÅ‚ymi wyjÄ…tkami,
nowicjuszami w tym kraju i nie umieli poradzić sobie z mrozem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]