[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Teraz moja kolej - powiedziała z uśmiechem na ustach i gniewem w oczach.
- Jasne!
- O czym rozmawialiście? - spytał niecierpliwie Mack.
- Próbowałam z niego wyciągnąć, czym się przedtem zajmował. Powiedział, \e
handlował nieruchomościami w Newadzie.
- Akurat! Wypij drinka i zaraz jedziemy. Jutro rano mam wa\ne spotkanie.
- Tak jest, szefie! - odpowiedziała Natalie.
Mack odwiózł najpierw do domu Natalie i odprowadził ją do drzwi.
- Spróbuj nie wplątać się w kłopoty - ostrzegł. - Wpadnę jutro do twojego sklepu.
- Sadie zajmuje siÄ™ zakupami, a nie ty.
- Mogę ją wyręczyć, jeśli przyjdzie mi na to ochota. - Poczekał, a\ Natalie spojrzy na
niego. - Pamiętasz, \e najpierw chciałem odwiezć do domu Vivian i Whita.
- Dzięki za dobre chęci - powiedziała z uśmiechem.
- To nie jest odpowiedni dzień. Jeszcze nie. - Pochylił się i musnął pocałunkiem jej
czoło. - Ale następny wspólny wieczór zakończymy inaczej.
Natalie poczekała, a\ wróci do samochodu i pomachała mu na po\egnanie. Marzyła o
jego pocałunkach... O niczym innym nie była w stanie myśleć. I całą długą noc śniła o
Macku.
ROZDZIAA SZÓSTY
W środku tygodnia, akurat tego dnia, kiedy Natalie mogła dłu\ej pospać, zadzwonił
rano telefon. To był Mack.
- Chodzi o Viv - powiedział, darując sobie formalne powitanie. - Z samego rana
musiałem ją zawiezć na ostry dy\ur. Stwierdzili grypowe zapalenie płuc. Nie zgodziła się
zostać w szpitalu, a ja muszę polecieć do Dallas w bardzo wa\nej sprawie. Za półtorej
godziny mam samolot. Bob i Charles są na polowaniu. Krótko mówiąc, chciałem cię prosić o
pomoc. Mo\esz pobyć z Viv do mojego powrotu?
- Oczywiście, \e tak. Jak długo cię nie będzie?
- Jeśli wszystko dzisiaj załatwię, wrócę koło północy. W najgorszym razie jutro.
- Do pracy idę dopiero jutro po południu. Bardzo chętnie zostanę z Vivian. Pewnie
lekarz dał ci receptę. Odebrałeś w aptece lekarstwa?
- Nie. Muszę to zrobić...
- Daj spokój! Wpadnę po nie po drodze. Jedz spokojnie na lotnisko. Będę u Vivian za
pół godziny.
- Zadzwonię do apteki i podam im numer swojej karty. Nie będziesz musiała za nic
płacić.
- Dzięki.
- To ja ci dziękuję. Viv bardzo zle się czuje, ale nie powinna ci sprawić specjalnych
kłopotów. Aha, jest tylko jeden problem - powiedział ze złością. - Whit u niej jest.
- To powinno poprawić jej nastrój.
- Wiem, \e go nie lubisz, ale ona myśli inaczej. Nie zawracałbym ci głowy, gdybym
miał inne wyjście. Naprawdę wolę jej z nim nie zostawiać.
- Nie ma sprawy, Mack. Uwa\aj na siebie.
- Spokojna głowa!
- I tak trzymaj.
- Ty te\ na siebie uwa\aj. I włó\ płaszcz. Zaczęło siąpić.
- Zgoda, jeśli ty te\ wło\ysz swój.
- Poddaję się. - Parsknął śmiechem. - Postaram się Wrócić jak najszybciej.
Viv wyglądała na wycieńczoną i obolałą, ale zdobyła się na blady uśmiech, kiedy
Natalie weszła do jej sypialni z torbą lekarstw i zimnym napojem. Whit siedział rozparty w
fotelu przy łó\ku. Miał znudzoną minę. Na widok Natalie wyraznie zapłonęły mu oczy.
- Cześć! Zwietnie wyglądasz.
Obie jednocześnie zmroziły go wzrokiem.
- Whit, mógłbyś zaparzyć dla nas kawę? - spytała gniewnie Viv.
- Z przyjemnością. - Wstał leniwie z fotela. - Nat, u\ywasz cukru albo mleka?
- Nikt poza Mackiem nie nazywa mnie Nat. - Odwróciła się i spojrzała mu prosto w
oczy. - Przyjmij to do wiadomości.
- Przepraszam - powiedział z nerwowym śmiechem.
- Pójdę zaparzyć tę kawę.
Gdy zamknął za sobą drzwi, Viv rzuciła przyjaciółce lodowate spojrzenie.
- Nie musisz na niego napadać. Był po prostu uprzejmy.
- Tak ci się wydaje? - Natalie uniosła ze zdumienia brwi.
- Mack niepotrzebnie do ciebie zadzwonił. Wiedział, \e jest ze mną Whit.
- Uwa\ał, \e potrzebujesz opieki - powiedziała łagodnie, choć poczuła się jak
nieproszony gość.
- śartujesz! Uwa\ał, \e potrzebuję przyzwoitki. A mnie wystarczy Whit.
- W porządku, ju\ sobie idę. - Zmusiła się do uśmiechu.
- Tu są twoje lekarstwa, o resztę, mam nadzieję, zadba Whit. Przepraszam za najście. -
Odwróciła się i ruszyła do drzwi.
- Och, Nat, proszę cię, zostań! - Viv jęknęła \ałośnie.
- Przepraszam! Jestem okropna. Wróć, błagam!
- Masz Whita... - Natalie zatrzymała się w otwartych drzwiach.
- Zostań...
Zamknęła drzwi, wolnym krokiem podeszła do łó\ka i usiadła w fotelu.
- Posłuchaj... Whit mnie nie lubi. Flirtuje ze mną, \eby wzbudzić w tobie zazdrość.
Naprawdę tego nie widzisz? Nie jestem ani ładna, ani bogata. W przeciwieństwie do ciebie.
- To znaczy, \e nie lubiłabyś mnie, gdybym była biedna?
- Viv, wiem, \e zle się czujesz, ale zdobądz się na trochę rozsądku. Jesteśmy
przyjaciółkami od tylu lat. Nie wiem, co się z tobą dzieje, ale ostatnio bardzo się zmieniłaś.
- On ciągle o tobie mówi, nawet kiedy jesteśmy sami.
- To nie jest to, o czym myślisz. Whit nigdy nie zrobił ani nie powiedział niczego, co
mogłoby uzasadnić twoje podejrzenia.
- On jest bardzo atrakcyjny.
- Ty te\. Ale w tej chwili jesteś chora i nie powinnaś się niczym przejmować. Mack
prosił, \ebym się tobą zaopiekowała i po to tu przyszłam.
- Wiesz, \e Glenna poleciała z nim do Dallas? - zapytała Vivian z jadem w głosie.
- Po co? - Natalie próbowała zachować kamienną twarz.
- Diabli wiedzą! Pewnie miała tam coś do załatwienia. Swoją drogą, nie wierzę, \eby
Mack wrócił dzisiaj w nocy. A ty?
Natalie patrzyła na nią przez chwilę nieruchomym wzrokiem.
- Viv, ty naprawdę jesteś potworem - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- Tak, chyba masz rację - zgodziła się Vivian po minucie. - Mack powiedział, \e nie
mógłby obarczyć \ony odpowiedzialnością za naszą trójkę. Wiem, \e Glenna by na to nie
poszła. Ona mnie nie znosi.
- Ja wiem tylko, \e Mack was bardzo kocha - odpowiedziała Natalie, poruszona tym,
co usłyszała od Viv.
- Ale nie jest moim ojcem. Bob i Charles kończą za dwa lata szkołę średnią. Bob
[ Pobierz całość w formacie PDF ]