[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dzisiaj mnóstwo par żyje razem bez ślubu. - Nie mógł oderwać oczu od jej alaba-
strowego dekoltu. Widok jej piersi działał na niego pobudzająco. Gdyby się z nią ożenił,
miałby ją zawsze pod ręką.
- Wątpię, czy w przeciwnym wypadku dotrzymałbyś słowa - odparła prosto z mo-
stu i odłożyła sztućce.
Patrzyła na niego wyzywająco szarymi oczyma.
- Nie ufasz mi - zauważył.
- Ty też mi nie ufasz.
- Nie będę dobrym mężem.
- Jeśli nie będziesz agresywny ani grubiański, jakoś to zniosę - rzekła z prostotą.
Valente spuścił wzrok, by ukryć zaskoczenie. Pierwszy raz poczuł nieodpartą chęć,
żeby dowiedzieć się czegoś więcej o jej małżeństwie z Matthew Baileyem.
R
L
T
- Agresja i grubiaństwo wykluczone - obiecał.
- A więc umowa stoi? - spytała.
Obrzucił ją chmurnym spojrzeniem.
- Pobierzemy się najszybciej, jak to będzie możliwe.
- Czy o dziecku mówiłeś serio? - wyszeptała, kiedy kelner przyniósł drugie danie.
Nadal nie wierzyła, że przystał na jej propozycję.
- Si, gioia mia. Ja też muszę mieć z tego jakąś korzyść.
Caroline poczuła się dotknięta chłodną kalkulacją Valentego, chociaż wiedziała, że
w tej sytuacji to głupie. Niby pragnął jej za wszelką cenę, ale bardziej kierował się rozu-
mem niż sercem. Nie chciała się z nim spierać. Była pewna, że wkrótce Valente zerwie
umowę i rozwiedzie się z nią, gdy rozczaruje się nią w sypialni.
Po kolacji postanowił, że odwiezie ją do domu.
Caroline bała się, że może zechcieć wyegzekwować coś więcej od kobiety, którą
właśnie zgodził się poślubić.
W połowie drogi zmienił zdanie i kazał kierowcy jechać do szpitala.
- Im szybciej twoi rodzice się o tym dowiedzą, tym lepiej. Twój ojciec będzie miał
mniej zmartwień - przekonywał.
Caroline była przerażona entuzjastyczną reakcją matki na nowinę o ślubie. Bo-
gactwo sprawiło, że zapomniała o swoich uprzedzeniach wobec Valentego. Caroline bała
się spojrzeć mu w twarz. Ulga w zmęczonych oczach jej ojca utwierdziła ją w przekona-
niu, że postępuje właściwie, ratując byt rodziny i pracowników firmy.
W drodze do Winterwood Valente podzielił się z nią planami stworzenia oddziel-
nego apartamentu na parterze rezydencji, który spełniałby wszystkie potrzeby jej rodzi-
ców.
- Będą oczywiście mogli korzystać z całego domu pod naszą nieobecność.
- A my gdzie osiądziemy?
- W Wenecji. Ale odziedziczyłem też po dziadku inne posiadłości.
- Nie wiedziałam, że masz takiego bogatego dziadka - przyznała zaskoczona.
- Kiedyś ci o tym opowiem. - Delikatnie założył jej kosmyk jasnych włosów za
ucho. Pochylił się i lekko dotknął ustami jej warg. - Bardzo cię pragnę, belezza mia. Po-
R
L
T
wiedz swojej matce, że nie chcę czekać na wystawny ślub. Pokryję wszystkie koszty, ale
ceremonia musi się odbyć za dwa tygodnie. Moi ludzie pomogą w przygotowaniach.
- Dwa tygodnie? To szaleństwo.
- Raczej niecierpliwość. - Ujął jej twarz w dłonie i znów ją pocałował, tym razem
dłużej, głębiej.
Zakręciło jej się w głowie.
- Nie ma powodów, żebyśmy zwlekali z pójściem do łóżka, ale ty pewnie chcesz
zaczekać?
- Tak - wyszeptała z nerwami napiętymi jak postronki.
- Tyle już czekałem, że w końcu przez miesiąc nie wypuszczę cię z łóżka, belezza
mia.
Wiedziała, jak bardzo Valente wkrótce się rozczaruje. A wtedy rodzice stracą dom,
Hales Transport upadnie, a ojciec będzie musiał czekać w długiej kolejce na operację. I
ona będzie za to odpowiedzialna. Valente powiedział, że podziwia lojalność. Czy będzie
podziwiał jej lojalność wobec rodziny, gdy się dowie, że oszukała go w imię tej lojalno-
ści?
- Co się stało? - spytał na widok jej miny.
- Nic takiego.
Zwiatło księżyca delikatnie rozświetlało wnętrze limuzyny. Podkreślało jego rysy.
Pierwszy raz od lat Caroline zapragnęła fizycznego kontaktu z mężczyzną. Chciała wo-
dzić palcami po jego twarzy, dotykać ust. Zwiadomość własnej ułomności w tej sferze
budziła w niej strach o przyszłość.
Joe Hales patrzył na córkę schodzącą w sukni ślubnej po schodach. Suknia była
prosta i klasyczna, tak aby drobna figura panny młodej nie zniknęła przytłoczona fal-
bankami i marszczeniami. Idealnie dopasowana na górze, dołem rozkloszowana. Z upię-
tych wysoko włosów spływał krótki welon zwieńczony srebrną tiarą.
- Wyglądasz jak z obrazka - powiedział z dumą. Oczy mu się zaszkliły. - Nie ro-
zumiem, czemu twoja matka twierdziła, że nie powinnaś wkładać prawdziwej sukni
ślubnej.
R
L
T
- Z powodu Matthew. Valente natomiast chciał, żebym była w prawdziwej sukni.
Starszy mężczyzna zmrużył oczy z rozbawieniem.
- Twoja mama nie znosi sprzeciwu.
- Valente też nie - zauważyła Caroline, przypominając sobie ich gorące spory z
ostatnich dwóch tygodni.
Z niechęcią przypomniała sobie reakcję rodziców Matthew na wieść o jej ponow-
nym ślubie. Sama z godnością zniosła słowa potępienia, lecz jej matka nie okazała naj-
mniejszego zrozumienia dla pretensji oburzonych Baileyów.
Valente zachowywał się tak, jakby pierwszego małżeństwa Caroline w ogóle nie
było. Odrzucił propozycję cywilnego ślubu z Caroline w pastelowym żakiecie. Caroline
wielokrotnie pełniła niewdzięczną rolę pośrednika między Valentem a Isabel, która bła-
gała o więcej czasu, by zamienić drugi ślub córki w najwspanialsze wydarzenie, jakiego
nie pamiętali najstarsi mieszkańcy hrabstwa.
Na kilka dni przed ślubem Valente poleciał do Włoch. Stamtąd komenderował nią
jak pracodawca, a nie przyszły mąż. Wszystkie jej rzeczy, wraz z wyposażeniem pra-
cowni, zostały profesjonalnie spakowane i przetransportowane do Wenecji. Koko, za-
opatrzona w chip i zaszczepiona, poleciała do nowego domu jeszcze przed ślubem swojej
pani.
Firma Hales Transport działała pełną parą. Zamówiono nowy magazyn, co było
widomym znakiem rozwoju. Rodzice Caroline uzgodnili z architektem kształt nowego
apartamentu. Na czas przebudowy mieli zamieszkać w hotelu opłacanym przez
Valentego. Były ogrodnik i była gospodyni zostali zatrudnieni w Winterwood ponownie,
żeby opiekować się posiadłością pod nieobecność Halesów. Valente załatwił jeszcze
jedną ważną sprawę; chory ojciec Caroline miał przejść operację w przyszłym miesiącu
w prywatnej klinice. Całość kosztów pokrywał oczywiście Valente.
Umowa przedmałżeńska, jaką podpisała Caroline, zawierała bardzo szczegółowe
warunki: od kwestii ewentualnej zdrady po wyliczone kwoty na bieżące wydatki i czę-
stotliwość podróży. Po urodzeniu dziecka miała zostać we Włoszech, nawet gdyby się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl