[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakby się cieszyła ze spotkania z nią.
- Kiedy masz termin porodu, kochanie? - spytała, nie
wypuszczając jej z objęć.
Od tak dawna nikt się nie interesował jej ciążą, że upły-
nęła chwila, nim sobie przypomniała wyznaczoną datę.
- Dziewiętnastego września.
- Ja się urodziłam trzydziestego. Może maleństwo zacze-
ka i będziemy mieli urodziny w tym samym dniu! - zawoła-
ła.
- Jedenaście dni pózniej? Tylko nie to. Już teraz czuła się
jak słonica.
Benji, dlaczego nic nam nie powiedziałeś? Nie przyszło
ci do głowy, że wolelibyśmy wiedzieć, że będziemy mieli
wnuka?
- Zamierzałem was poinformować - odparł Ben, Tess
jednak odniosła wrażenie, że skłamał. Nie chciał, żeby
dziadkowie przywiązali się do dziecka.
- Mamo, może najpierw się rozgościsz i odświeżysz, a
potem porozmawiamy.
- Doskonały pomysł - ucieszyła się i pogładziła Tess po
włosach. - Na pewno wyglądam jak straszydło po tylu go-
dzinach w podróży. Pani Smith, czy mogłaby pani zorga-
nizować, żeby zaniesiono moje bagaże do apartamentu dla
gości?
Gospodyni posłała Benowi pytające spojrzenie.
- Przepraszam, mamo, ale apartament jest zajęty. Dosta-
niesz jedną z sypialni.
S
R
- A kto w nim mieszka?
Tess.
- Ale dlaczego?
-Wyjaśnię ci pózniej - powiedział. Wytłumaczy jej
wszystko, kiedy pozbiera myśli.
Otworzył szeroko drzwi frontowe i ujrzał pięć wielkich
waliz. Matka zwykle przesadzała z bagażem, ale to był już
absurd.
- Hm... jak długo zamierzasz tu zostać?
- Oczywiście do porodu. Sądziłeś, że pozwolę, żeby omi-
nęły mnie narodziny pierwszego wnuka?
Ben się wzdrygnął. Było gorzej, niż myślał.
- A co z ojcem? Nie ma nic przeciwko temu, żebyś go
zostawiła na tak długo?
-Znasz go. - Machnęła dłonią.
Co to niby miało znaczyć?
- Gdybym wiedział, że przyjedziesz, przygotowałbym
się. - Czyli nakazałby jej zostać w Europie.
- Pani Smith nic ci nie powtórzyła?
- Czyżby rozmawiały? Spojrzał na gospodynię, która sta-
rała się ukryć poczucie winy pod hardą miną.
- Wyleciało mi z pamięci - oświadczyła.
Skłamała, to było oczywiste. Miała pamięć jak słoń. Ni-
gdy niczego nie zapominała.
- Rozlokuj się, potem porozmawiamy. Mildred, dopilnuj,
żeby matka miała wszystko, czego potrzebuje, a potem
przyjdz do mnie do gabinetu.
Skinęła głową, po czym ruszyła za panią Adams na górę.
- Mam wrażenie, że ktoś będzie miał problem - szepnę
ła Tess, stając obok Bena.
S
R
- I to spory - przytaknął. - Nie mogę uwierzyć, że mnie
nie ostrzegła.
- Niedobrze.
- To jeszcze nie koniec świata, ale- bardzo wszystko
skomplikuje.
- Jeśli mnie zapyta, co jest między nami, co mam jej od-
powiedzieć?
- Nic jej nie wyjaśniaj. Zostaw to mnie.
- Chciałeś mnie widzieć?
Ben podniósł wzrok na stojącą w drzwiach panią Smith.
- Proszę, wejdz i zamknij drzwi.
Wykonała jego polecenie i podeszła sztywno do biurka.
- Co w ciebie wstąpiło? Dlaczego mi nie powiedziałaś,
kiedy telefonowała? Mogłem to jakoś załatwić. Wiesz, co
myślę o jej przyjezdzie.
Obrzuciła go wojowniczym spojrzeniem spode łba.
- To dla twojego dobra.
- A co jest dla mnie dobre?
Przecież to będzie jej wnuk. Ma prawo go poznać. Poza
tym widzę, jak bardzo jesteś szczęśliwy z Tess. Nawet jeśli
w swoim uporze nie potrafisz się do tego przyznać.
- To co czuję do Tess, nie ma tu nic do rzeczy. Muszę te-
raz wymyślić jak wytłumaczyć rodzicom, że nie mogą być
obecni w życiu dziecka.
- Nie ma takiego powodu. Są jego dziadkami.
- Właśnie, że jest - warknął. - Jak mu wyjaśnią, że może
się widywać z dziadkami, a z własnym ojcem nie?
- Skoro uważasz, że postępujesz właściwie i to, co ro-
S
R
bisz, jest usprawiedliwione, czemu cię obchodzi, co pomyśli
dziecko?
Nienawidził, kiedy wytaczała przeciw niemu logiczne
argumenty. Zawsze doprowadzała do tego, że zaczynał się
zastanawiać nad decyzjami, nawet kiedy był przekonany
co do ich słuszności.
- Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej - zauważyła.
- Czyli kiedy? Zanim zbiegiem okoliczności zaszła w
ciążę? Myślisz, że dla mnie to była łatwa decyzja?
- Chcę tylko twojego dobra.
- Co przez to rozumiesz?
- Potrzebujesz Tess i dziecka. Prawie tak bardzo jak oni
ciebie.
- Nie chcę przechodzić przez to po raz drugi.
- Nie masz wyboru. Dokonało się. Dziewczyna jest w
ciąży, urodzi twoje dziecko, i nic tego nie zmieni.
- Zawsze jest wybór. Ja już go dokonałem. A teraz zo-
staw mnie, muszę iść porozmawiać z matką i zastanowić
się, jak posprzątać ten bałagan. Może uda mi się ją odesłać z
powrotem do Europy.
- Nie możesz wiecznie uciekać.
S
R
ROZDZIAA DWUNASTY
- Powinieneś był mi powiedzieć - oświadczyła matka po
dwudziestu minutach upokarzających wyjaśnień. Nie dość,
że musiał się przyznać do przygody na jedną noc i wysłu-
chać wykładu na temat bezpiecznego seksu, to jeszcze na-
jadł się wstydu, wyjaśniając, że użył zabezpieczenia, lecz
niestety prezerwatywa musiała być wadliwa.
- Odnoszę niejasne wrażenie, że w ogóle nie zamierzałeś
mnie poinformować.
- To prawda. Gdyby nie media, pewnie byś się nie do-
wiedziała.
W jej twarzy dostrzegł wyraz wielkiego rozczarowania.
Zrobiło mu się przykro, ale takie jest życie. On przez całe
dzieciństwo nieustannie przeżywał rozczarowania. Jego
matce też się należało trochę goryczy.
- Nie tak cię wychowywałam - zauważyła smutno.
- Ty mnie wychowywałaś? %7łartujesz? - wybuchnął.
Prawdopodobnie nadmiar stresu uwolnił wszystkie gro-
madzone latami złe uczucia i wspomnienia. - Ty mnie wcale
nie wychowywałaś. Pani Smith się mną zajmowała. Byłaś
zbyt zajęta robieniem kariery, żeby się zainteresować tym,
co się dzieje ze mną.
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl