[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A kucharka spożyła zatruty makaron - stwierdził Zenobiusz. - Bo podrażniłaś jej
ambicję zawodową.
- Nie przyrządzałam makaronu - zaprzeczyła Filomena. - Nie byłam w kuchni.
- Nie ma się o co spierać - odezwała się Laura. - Gdyby ciocia wrzuciła makaron na
własne ruszta, to kucharka żyłaby do dzisiaj. I po krzyku. No nie, Zenek?
- I po krzyku, i po cioci - wtrąciła Amelia.
- Kochanie, to nie jest pozbawione słuszności. Tym razem, Lauro, trafnie oceniłaś
sytuację...
- Nigdy nie pozwoliłbym, żeby kochana ciocia zjadła ten makaron! - zawołał Barnaba.
- A więc wiedziałeś, że tam jest arszenik? - zapytała podstępnie Amelia.
- Od ciebie się dowiedziałem - odparował natychmiast Barnaba. - Ty powiedziałaś, że
kucharka jest otruta. Może nie?
- Może tak. Ale przyznaj się: czy zjadłbyś makaron, gdyby ciocia podała go tobie, a
nie kucharce?
- Wszystko jem, co mi ciocia daje. I jestem cioci bezgranicznie wdzięczny...
- Ach,- Barnabo - powiedziała Amelia - ty zjadłbyś nawet ciocię! Na razie ustaliliśmy
jedno: że ciocia podała kucharce zatruty makaron. Interesujące, że ciocia nigdy przed tą
piątkową kolacją nie narzekała na kucharkę. Dopiero tego dnia po raz pierwszy, kiedy
spożycie makaronu groziło cioci śmiercią. Musimy to ustalić w imię prawdy.
Filomena skurczyła się w fotelu, jakby zmalała.
- Więc wy mnie - szeptała z goryczą - wy oskarżacie mnie... Mnie. A ja bym nawet
muchy...
Padał deszcz.
Wygnanie
Komunikaty radiowe były coraz bardziej zatrważające.
W okolicy Kłodzka woda zerwała kilka mostów i uszkodziła poważnie dwanaście
innych. W samym mieście woda dostała się do wielu budynków, a gwałtowna wichura
zniszczyła dachy na stu kilkunastu, domach. W Jaszkowej Dolnej wzburzone fale sięgały
wysokości trzech metrów, zalewając przeszło pięćdziesiąt budynków mieszkalnych i
gospodarczych oraz wiele hektarów upraw. W miejscowościach dotkniętych klęską tej
niespodziewanej i gwałtownej powodzi rozpoczęły pracę ekipy ratunkowe i sanitarne.
Niszczycielski żywioł dociera już...
Po oskarżeniu Filomeny o otrucie kucharki, oskarżeniu, które miało wpłynąć na
odwołanie przez nią nakazu opuszczenia dworku - w salonie zapanowała przytłaczająca cisza.
Ci ludzie umieli mówić, ale umieli także milczeć.
- A ja wam powiem - Zenobiusz odezwał się pierwszy - że w naszym starym dworku
straszy duch poprzedniego właściciela albo jakiegoś innego przodka. Zgroza.
- Chyba jakiegoś tyłka - zaśmiała się Laura. - Przodkowie, leżą w drewnianych
jesionkach, w parku sztywnych. I nie łażą po dworkach ani nie chodzą w taki deszcz.
- Nasza młodzież już nie wierzy nawet w duchy - zaczął Zenobiusz, lecz Amelia
szybko mu przerwała:
- Przestań, Zenobiuszu! Duchy są niematerialne i nie smarują schodów mydłem! Nie
widziałam także ducha piłującego schody. Na takie pomysły mogą wpaść tylko żywi ludzie.
Niestety, tylko ludzie.
- Jednak mam wrażenie, że w tym domu pokutuje zły duch. I nie zmienię zdania.
Duchy mogą również kontaktować się z materialnymi przedmiotami i zmieniać ich położenie.
Jeszcze za mało wiesz o życiu, Lauro, żebyś mogła...
- Zenek, nie truj. Krótko żyłam, ale żaden duch jeszcze mną nie poruszał ani nie
zmieniał mi położenia, już nic nie mówiąc o innych detalach.
- Kochanie moje, jak pożyjesz trochę... dłużej... to jeszcze niejedno...
Zenobiusz nie dokończył zdania Pochylił lekko głowę i zaczął drzemać. Ręce opadły
mu na kolana.
- Więc wy mnie oskarżacie - odezwała się Filomena. - Wy mnie.
- Nie - zaprzeczyła Amelia. - Ustalamy tylko fakty. Uważam zresztą, że kucharka
zginęła przypadkowo. Miał zginąć ktoś inny. Stało się inaczej. Trupów będzie para . Tak
będzie.
- O czym ty mówisz?
- Kto miał zginąć?
- Tak było w pewnej sztuce.
- W jakiej?
- W takiej. Już zapomniałam - odparła Amelia. Spojrzała na niebezpiecznie
przechyloną głowę drzemiącego Zenobiusza. - Zenobiuszu!
Poruszył głową, szepnął: żyrandol, schodki, śrut, skorpion, ja nic nie wiem - i nadal
drzemał.
- Zenek - dorzuciła Laura - wstań, to cię podniosę.
- On nic nie wie - mruknęła Filomena. - Nikt nic nie wie.
- A ja wiem - wyrwała się Laura - że ten, kto wsypał I cyjankali do szklanki, uratował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]