[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bie. Ciemność jest czarna. Kiedyś uważałem, że strach
przed ciemnością to najdawniejszy lęk ludzkości. Możliwe,
że nie miałem racji. Możliwe, że ludzie lękają się nie ciem-
ności, lecz tego, co może z niej nadejść. Co w niej miesz-
ka.
Celowo zbaczam z tematu. Psy.
Wczoraj, po odejÅ›ciu Bjørvika, zdobyÅ‚em siÄ™ na
ogromny wysiłek, żeby się nie ugiąć pod ciężarem wiado-
mości o pózniejszym powrocie Gusa i Algiego. Zebrałem
w sobie odwagę, zrobiłem, co do mnie należało, przyrzą-
dziłem posiłek i zmusiłem się, żeby go zjeść. Zajmując się
swoimi obowiązkami, nie wyczuwałem niczego nadzwy-
czajnego, niczyjej obecności ani żadnego zagrożenia. Tyl-
ko w głębi serca czułem ogromną, ziejącą pustkę na myśl o
tym, co może się wydarzyć.
O wpół do siódmej nakarmiłem psy i miałem przed
sobą pierwszy samotny wieczór. Nie czułem głodu, a choć
byłem zmęczony, wiedziałem, że nie uda mi się zasnąć, w
związku z czym zaaplikowałem sobie dawkę morfiny, cze-
go nigdy do tej pory nie robiłem i nigdy już nie zrobię.
Przespałem dwanaście godzin, by obudzić się za dziesięć
siódma, czyli tuż przed porą odczytów. Z trudem zdążyłem
spisać wszystko o czasie.
Po powrocie do chaty właśnie zabierałem się do pe-
dałowania, żeby uruchomić radiostację, kiedy przypomnia-
łem sobie, że nie wypuściłem psów a raczej to one
przypomniały mi o tym, ujadając z oburzeniem.
Ponieważ już i tak byłem spózniony z transmisją na
Wyspę Niedzwiedzią, krzyknąłem, żeby poczekały, i za-
cząłem pracę. Wydaje mi się, że w pewnej chwili hałas,
jaki czyniły, jeszcze bardziej przybrał na sile, a potem rap-
townie ucichł; może jednak to tylko moja wyobraznia obu-
dowuje szczegółami wydarzenia z przeszłości. W każdym
razie, kiedy wreszcie wyszedłem z chaty, drzwi psiarni
były otwarte na oścież, a psy znikły. Zacząłem wymachi-
wać lampą.
Isaak! Kiawak! Upik! Jens! Eli! Svarten! Pakomi!
Anadark!
Isaak!
Cisza.
To do nich zupełnie niepodobne. Do tej pory nigdy
nie uciekały, nawet nad sąsiednią zatokę. Te psy po prostu
tego nie robiÄ….
Przynajmniej nasze. I zawsze przybiegają na woła-
nie, bo wiedzą, że to oznacza poczęstunek.
To było dwanaście godzin temu. W jaki sposób wy-
dostały się z psiarni? Przed czym uciekły? Co się z nimi
stało?
Zostawiłem im jedzenie przed chatą, uchyliłem
drzwi psiarni i wrzuciłem sporo karmy także do środka.
Wiem, że w ten sposób mogę zwabić niedzwiedzie, ale nic
mnie to nie obchodzi. Zrobię wszystko, żeby odzyskać psy.
Chyba powinny wrócić, kiedy zgłodnieją? Są głodne pra-
wie bez przerwy, więc pewnie wrócą niebawem.
A jeśli nie?
19 listopada
Dwa dni od odejÅ›cia Bjørvika. DzieÅ„ od znikniÄ™cia
psów.
Chodzę zgięty wpół, jakbym miał jakiegoś guza w
brzuchu.
Brakuje mi psów. Bez nich nic nie odgradza mnie
od tego, co nawiedza to miejsce. A może się zjawić w każ-
dej chwili. Może też trzymać się z daleka przez wiele dni,
jak wtedy, kiedy byÅ‚ tu Bjørvik, ale ja i tak zawsze wiem,
że czeka. To właśnie jest najgorsze: nie wiem, kiedy nadej-
dzie. Wiem tylko tyle, że to nastąpi.
Parę lat temu przeczytałem w gazecie przemówie-
nie amerykańskiego prezydenta. Powiedział tak: Jedyne,
czego powinniśmy się bać, to strach . Ale on o niczym nie
wie. O niczym nie wie.
Staram się myśleć ze współczuciem o traperze z
Gruhuken. Miał nędzne życie i okropną śmierć. Niestety,
nie mogę. Czuję wyłącznie strach. Wiedza o tym, kim był,
niewiele mi pomaga, ponieważ nie mogę zrobić nic, żeby
go udobruchać. Nieważne, że jestem niewinny. Nie tylko
winni cierpią. Poza tym jednak jestem winny. Przecież tu
przebywam.
20 listopada
Isaak wrócił!
Po powrocie ze spisywania południowych odczy-
tów znalazłem go skulonego przy drzwiach chaty. Był w
koszmarnym stanie, zupełnie mokry, dygotał ze strachu.
Padłem na kolana, objąłem go i przygarnąłem ze wszyst-
kich sił.
Isaak! Isaak!
Mimo to wciąż się trząsł, ślepia miał nieprzytomne
z przerażenia, dyszał ciężko i bez przerwy szczerzył zęby.
Nigdy go takiego nie widziałem. Gdybym mógł, zasypał-
bym go pytaniami. Gdzie byłeś? Co się z tobą działo? Co
widziałeś?
Jak tylko otworzyłem drzwi, w okamgnieniu zna-
lazł się na ganku i natychmiast zaczął skrobać w drzwi we-
wnętrzne. Wpadłszy do chaty, zaszył się pod moją pryczą i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]