[ Pobierz całość w formacie PDF ]
leżące ludzkie ciało. - Do jasnej cholery, Sasha, gdzie jesteś? - Podniósł głos i
zawył żałośnie. - Sasha! Saaashaaa!
Nie zważając na lodowate fale, które zalewały mu spodnie i buty, wbiegł do
wody.
- Saaashaaa!
210
ROZDZIAA DZIESITY
Powoli odzyskiwała przytomność. Leżała na mokrym piasku, zmarznięta,
zdrętwiała, zdezorientowana. Po chwili usiadła, przyłożyła rękę do czoła i
rozejrzała się, usiłując sobie przypomnieć, co się stało. Znajdowała się na
wąskiej mierzei, wszędzie wokół otaczała ją woda. Jak przez mgłę pamiętała,
że wyszła na spacer, że był odpływ, że potem zawróciła do domu i nagle
zakręciło się jej w głowie.
Ponownie rozejrzała się i poczuła dławiący strach. Przyciągnąwszy kolana do
piersi, próbowała spowolnić łomot serca. Widziała jedynie czerń wody. Gdzie
jest ląd? Chyba na wprost, ale nie miała żadnej pewności.
Raptem zrozumiała, co się stało. Kiedy leżała nieprzytomna, nastąpił
przypływ. Ile mogło minąć czasu? Nie miała zegarka, zresztą nawet gdyby
miała, to w tych ciemnościach nie zdołałaby dojrzeć wskazówek. Wytężając
wzrok, zobaczyła zarys klifowego wybrzeża. Zadrżała. Wraz z zachodem
słońca zrobiło się piekielnie zimno.
Będzie musiała dopłynąć do brzegu. Po prostu. Z trudem dzwignęła się na
nogi. Znów zakręciło się jej w głowie. Była kompletnie wyzuta z sił.
Oszołomiona popatrzyła na czarne niebo, na czarną wodę, potem na odległy
czarny brzeg. Nie miała wyboru. Aacha piasku, na której stała, z każdą
sekundą stawała się coraz mniejsza.
211
Usiłowała się pocieszyć, że na pewno nie jest tu zbyt głęboko. Postąpiła krok
do przodu, niestety nogi miała jak z waty. Kolana się pod nią ugięły i opadła na
mokry piach. Psiakość! Skoro nogi odmawiają jej posłuszeństwa, a w głowie
się jej kręci, to jak ma dotrzeć do brzegu? O to draniowi chodziło! %7łeby umarła
z wyziębienia. Albo ze strachu. Albo straciła przytomność i się utopiła.
Nie, nie umrze. Musi wrócić do domu. Do Douga. Chce żyć!
Starając się pokonać strach, z trudem podniosła się z kolan. Palce miała
sztywne, zęby dzwoniły jej z zimna. Ostrożnie wykonała jeden krok, potem
drugi. Kiedy fala zalała jej buty, na moment znieruchomiała, po czym próbując
nie ulec panice, zanurzyła się w wodzie. Była zbyt przerażona, by płakać.
Doug! Musi do niego dotrzeć! Musi mu coś powiedzieć!
Posuwała się naprzód na czworakach. Woda sięgała coraz wyżej, a ubranie
coraz bardziej jej ciążyło. Sasha zamknęła na moment oczy. Ratunku, Doug!
Pomóż mi, błagam! - modliła się żarliwie.
I nagle ponad szumem fal usłyszała jego głos.
- Saaashaaa!
Dochodził z bardzo daleka. Czyżby miała omamy słuchowe?
- Saaashaaa!
Nabrała powietrza w płuca.
- Doug! - krzyknęła raz, drugi i trzeci, zużywając resztki energii.
- Douuuggggg!
Usłyszał. Miał wrażenie, że serce mu zaraz pęknie. Rzucił się w kierunku
głosu, pozbywając się po drodze butów, kurtki, dżinsów. Do
212
wody wpadł w samej koszuli i bokserkach, ale był zbyt przejęty, aby odczuwać
zimno.
- Sasha! Odezwij się! Bo cię nie widzę! Słaba i wylękniona otworzyła usta,
lecz z jej gardła nie wypłynął żaden dzwięk. Drżąc na całym ciele, spróbowała
po raz drugi i trzeci. Modliła się, by Doug przybył jej na ratunek. I jakoś tutaj
dotarł. Gdyby teraz umarła, umarłaby szczęśliwa, wiedząc, że Doug ją kocha.
Ta myśl dodała jej sił.
- Doug! - krzyknęła najgłośniej, jak umiała. - Tu jestem! Doug,
tutaj!
Wreszcie ją dojrzał, mały, odległy kształt na przerazliwie małej piaszczystej
wysepce. Przebiegł kilka metrów, po czym zanurkował. Zdobywając się na
nadludzki wysiłek, walczył z napierającą falą.
Sasha z napięciem śledziła jego ruchy. Woda była lodowata. Może go złapać
skurcz, może znieść fala. Jeżeli cokolwiek mu się stanie...
- Doug, jeszcze trochę. Bądz silny...
Przebierał rękami i nogami, stopniowo zmniejszając dzielący ich dystans. W
końcu poczuł grunt pod nogami. Ostatnie kilka metrów przebiegł. Dysząc
ciężko, chwycił Sashę w ramiona i niemal zmiażdżył w uścisku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]