[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odrzucone, z palcami zaciśniętymi w środku szkarłatnej plamy wokół rękojeści
wielkiego, zakrzywionego kurdyjskiego sztyletu, który pułkownik Lacey pokazywał
gościom zaledwie wczoraj.
- Mon Dieu! - wykrzyknął Herkules Poirot. - To wygląda jak na scenie!
Michael wydał zdławiony dzwięk. Colin wtrącił szybko:
- Wiem. Jest w tym coś nierealnego. Widzi pan te ślady - pewnie nie można
ich zadeptać ?
- A tak, ślady. Musimy być ostrożni, żeby ich nie zniszczyć.
- Tak właśnie myślałem - rzekł Colin. - Dlatego nie chciałem, żeby
ktokolwiek zbliżył się do niej, dopóki nie sprowadzimy pana. Pomyślałem, że pan
będzie wiedział, co robić.
- Przede wszystkim - powiedział Poirot energicznie - musimy zobaczyć, czy
jeszcze żyje. Prawda?
36
- Noo... tak... oczywiście - zgodził się Michael z wahaniem. - Ale widzi pan,
myśleliśmy... to znaczy nie chcieliśmy...
- Ach, jesteście ostrożni! Czytacie powieści detektywistyczne. Najważniejsze
to nie dotykać niczego i zostawić ciało tak, jak się je znalazło. Ale przecież nie
możemy być pewni, że to jest ciało, prawda? Mimo wszystko, choć ostrożność jest
godna podziwu, najważniejszy jest zwykły ludzki odruch. Zanim pomyślimy o
policji, musimy pomyśleć o lekarzu.
- O tak. Naturalnie - powiedział Colin lekko zmieszany.
- Uważaliśmy tylko... to znaczy... pomyśleliśmy, że lepiej sprowadzić pana,
zanim coś zrobimy - dodał Michael pośpiesznie.
- Zatem wy dwaj pozostaniecie tutaj. Ja zbliżę się z innej strony, by nie
zniszczyć tych odcisków. Wspaniałe ślady stóp - czy nie są zbyt wyrazne? Zlady
mężczyzny i kobiety dochodzą do miejsca, w którym ona leży. A potem ślady
mężczyzny wracają, a kobiety - nie.
- To muszą być ślady mordercy - rzekł Colin z zapartym tchem.
- Właśnie - odparł Poirot. - Zlady mordercy. Długie, wąskie buciki, dosyć
charakterystyczne. Wydaje mi się, że łatwo je rozpoznać. Tak, te ślady będą bardzo
ważne.
W tej chwili Desmond Lee-Wortley i Sarah wyszli z domu i zbliżyli się do
nich.
- Na miłość boską, co tutaj robicie? - zapytał mężczyzna trochę teatralnie. -
Zobaczyłem was z okna mojej sypialni. Co to jest? O Boże, co to jest? To... to
wygląda jak...
- Właśnie - odparł Poirot. - Wygląda jak morderstwo, prawda?
Sarah złapała gwałtownie powietrze, a potem spojrzała podejrzliwie na obu
chłopców.
- Pan uważa, że ktoś zabił tę dziewczynę - jak jej tam - Bridget? - dopytywał
się Desmond. - Któż, u licha, chciałby ją zabić? To nie do wiary!
- Dzieje się wiele rzeczy niewiarygodnych - rzekł Poirot. - Zwłaszcza przed
śniadaniem. Tak powiada jeden z waszych klasyków. Sześć niemożliwych rzeczy
przed śniadaniem. Poczekajcie tu wszyscy - dodał.
37
Ostrożnie obchodząc teren, zbliżył się do Bridget i nachylił na chwilę nad
ciałem. Colin i Michael trzęśli się teraz od tłumionego śmiechu. Sarah przyłączyła
się do nich, mrucząc:
- Co narobiliście?
- Ach, ta Bridget - wyszeptał Colin. - Czy nie jest cudowna? Ani drgnie!
- Nigdy nie widziałem, żeby ktoś wydawał się tak nieżywy jak Bridget -
szepnął Michael.
Herkules Poirot wyprostował się.
- To straszne - powiedział. W jego głosie brzmiało niewyczuwalne przedtem
wzruszenie.
Colin i Michael, odwrócili się, pokonani przez uczucie wesołości.
- Co... co mamy zrobić? - zapytał Michael zduszonym głosem.
- Jest tylko jedno do zrobienia. Musimy posłać po policję. Czy zrobi to jeden
z was, czy wolicie, żebym to zrobił ja?
- Myślę - wyjąkał Colin - myślę... jak sądzisz, Michael?
- Uważam, że wszystko i tak zaraz się wyda.
Podszedł do przodu. Pierwszy raz wydawał się mniej pewny siebie.
- Bardzo mi przykro - zaczął. - Mam nadzieję, że nie będzie pan nam miał za
złe. To... ee... to był taki świąteczny kawał. Postanowiliśmy... no, urządzić dla pana
morderstwo.
- Postanowiliście urządzić dla mnie morderstwo? A więc to... więc to jest...
- To tylko przedstawienie - wyjaśnił Colin. - %7łeby poczuł się pan jak w domu.
- Aha, rozumiem. Zrobiliście mi prima aprilis, tak? Ale dziś nie jest pierwszy
kwietnia, tylko dwudziesty szósty grudnia.
- Sądzę, że nie powinniśmy robić tego, ale... nie gniewa się pan bardzo, panie
Poirot? Wstawaj, Bridget - zawołał.
- Pewnie już prawie zamarzłaś.
Postać na śniegu nawet nie drgnęła.
- To dziwne - powiedział Herkules Poirot. - Ona chyba nie słyszy.
Popatrzył w zamyśleniu na chłopców.
- To był żart? Jesteście tego pewni?
- Jasne - odparł Colin niespokojnie. - Nie chcieliśmy nikogo skrzywdzić.
38
- Dlaczego zatem panna Bridget nie wstaje?
- Nie mam pojęcia - wyjaśnił Colin.
- Dajże spokój, Bridget - rzuciła Sarah niecierpliwie.
- Nie udawaj idiotki.
- Naprawdę bardzo nam przykro, panie Poirot - rzekł Colin lękliwie. - Bardzo
przepraszamy.
- Nie musicie przepraszać - powiedział Poirot dziwnym tonem.
- Co ma pan na myśli?
Colin gapił się na detektywa. Odwrócił się jeszcze raz.
- Bridget! Bridget! Co z tobą? Dlaczego nie wstajesz? Po co tam leżysz?
Poirot skinął na Desmonda.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]