[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kiedy w pół godziny pózniej zadzwoniła Kathy, wręcz zdziwiła się
radosnym nastrojem przyjaciółki.
 Jak na kogoś, kto przez dwa dni był w piekle, jesteś wyjątkowo
wesoła.
 Nie było tak zle  roześmiała się Samanta.  I właściwie wszystko
dobrze się skończyło, tylko ten biedny Joe... Będzie musiał przez pewien
czas paradować w gipsie, ale na szczęście żyje.
Kathy opowiedziała jej, że bohaterski czyn Joe'ego jest na ustach
mieszkańców całego miasta.
 Nikt nie ważył się przejść przez ogień  relacjonowała.  Wtedy
Joe kazał owinąć się w mokre koce i w ten sposób przebiegł kilkakrotnie
przez pierścień płomieni, dopóki nie wywlókł wszystkich z płonącego
kręgu. Luke był ostatni, w dodatku stracił przytomność. Gdy Joe ostatkiem
sił czołgał się ciągnąc go za sobą, zwaliło się płonące drzewo. Joe jeszcze
zdołał osłonić Luke'a własnym ciałem, lecz odłamany konar przygwozdził
mu nogę do ziemi.
 Uratował Luke'a  szepnęła ochryple Samanta.
 Ryzykując przy tym własne życie  dodała
RS
64
Kathy.  Urządzimy składkę, a zebrane pieniądze prześlemy rodzinie,
aby miała z czego żyć, dopóki Joe nie wyjdzie ze szpitala.
W dwa dni potem wrócił Luke. Samanta siedziała przy biurku, pochylona
nad mapą, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
 Proszę  rzuciła roztargniona, nie podnosząc nawet głowy.
 Czyż tak się wita nieszczęsną ofiarę pożaru? Na dzwięk głębokiego,
tak dobrze jej znanego głosu upuściła ołówek. Niewiele myśląc podbiegła
do Luke'a i objęła go serdecznie.
 O, to już bardziej mi się podoba  rzekł ze śmiechem.
Dopiero teraz Samanta zdała sobie sprawę, co zrobiła. Cofnęła się
spłoniona, lecz zmieszała się do reszty, gdy przez otwarte drzwi dojrzała
Kathy i Dona, którzy byli świadkami całej sceny.
 Teraz wybaczcie, muszę omówić z moją asystentką kilka ważnych
spraw  Luke zamknął drzwi, lecz Samanta zdążyła zauważyć rozbawione
spojrzenia tamtych dwojga i usłyszeć wybuchy śmiechu.
Nie wiedząc, gdzie podziać oczy, wróciła do biurka i wzięła do ręki
pierwsze z brzegu sprawozdanie. Gorączkowo szukała słów, jakie teraz jej
zdaniem powinny paść, ale nic oryginalnego nie przychodziło jej do głowy.
 Jak się pan czuje?  spytała w końcu, spuszczając wzrok pod jego
przenikliwym spojrzeniem.
 Dziękuję, wszystko w zupełnym porządku. Niestety, nie da się tego
samego powiedzieć o Joe'em.  Na myśl o cierpieniach, jakie musiał
znosić jego przyjaciel, Luke spochmurniał.  Jeszcze nieprędko wyjdzie ze
szpitala. Dziś wieczór jadę do rezerwatu odwiedzić jego żonę. I coś jeszcze:
Joe bardzo nalegał, abym zabrał i panią, oczywiście jeśli pani zechce.
Wiem, że bardzo mu zależy, aby i pani poznała jego rodzinę. Pojedzie pani,
Sam?
 Ależ tak!  krzyknęła z entuzjazmem Samanta, naprawdę ciekawa
żony Joe'ego i jego dzieci. Lecz było coś jeszcze. Koniecznie chciała spełnić
życzenie Joe'ego. Joe uratował człowieka, którego kochała. Tak, naprawdę
kochała. Od pewnego czasu miała już tego absolutną świadomość.
 Joe uwielbia panią  ciągnął Luke z dziwnym uśmiechem. 
Wygląda na to, że i jego pani zdołała omotać... Coś w tym musi być 
spojrzał na nią przeciągle.  Gdy go wczoraj odwiedziłem, mówił tylko o
pani. Kładł mi do głowy, jakim to ja jestem szczęściarzem, że mam taką
czarującą asystentkę.  Kąciki jego ust zadrgały.  Sam, gdybym nie
wiedział, jak pani działa na mężczyzn, pomyślałbym, że biednemu Joe'emu
od tych wszystkich przeżyć pomieszało się w głowie.
RS
65
Radość Samanty, że zobaczyła Luke'a zdrowego i w pogodnym nastroju,
nieco się rozwiała. Zrobiło jej się przykro, że ten, kogo kocha, wyobraża ją
sobie jako syrenę, która wabi, aby pogrążyć, każdego po kolei mężczyznę.
A Joe prawdopodobnie chciał się tylko zabawić w swata... Luke widocznie
nie zorientował się w zamiarach przyjaciela, zresztą kto go wie... W każdym
razie ona byłaby ostatnią, która by mu to wyjaśniła.
Drogę do rezerwatu odbyli w milczeniu. Luke siedział za kierownicą i
wydawał się być nieobecny myślami, więc Samanta nie odważyła się go
zagadnąć. Czyż już tak zawsze miało być między nimi?
Wioska indiańska wyglądała żałośnie. Na każdym kroku napotykało się
ślady upadku,, którego już nic nie miało powstrzymać, z każdego kąta
wyzierała bieda.
Dzieci hałasowały przed lepiankami z gliny, starcy siedzieli na progach
nędznych domostw paląc nieodłączne fajki i gawędząc.
Luke zaparkował samochód przed małym domkiem o pomalowanych na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl