[ Pobierz całość w formacie PDF ]
próbowała się uśmiechnąć.
- Nie wydaje się, żeby dziecko ucierpiało przez to doświadczenie - rzekła. - W
przyszłości musimy bardziej na nią uważać. Choć teraz... sądzę, że to nie będzie konieczne?
Westchnęła i dorzuciła:
- Cieszę się, że już po wszystkim. Co to było za przedstawienie! Jeśli już aresztują cię
pod zarzutem morderstwa, to przynajmniej należałoby zachować trochę godności. Nie mam
cierpliwości do ludzi takich jak Brenda, którzy tracą panowanie nad sobą i biadolą.
Te słowa wzbudziły we mnie dziwne współczucie.
- Biedaczyska! - westchnąłem.
- Tak, biedaczyska. Chyba Brenda potrafi zadbać o siebie? Mam na myśli wybór
dobrego prawnika i tym podobne.
To dziwne - pomyślałem - taka wielka troska o to, by Brenda miała zapewnioną dobrą
obronę w sądzie, przy tak dużej niechęci do niej.
- Jak długo to potrwa? - spytała Edith de Haviland.
Powiedziałem, że dokładnie nie wiem. Na komisariacie przedstawią Brendzie i
Laurence owi zarzuty i będą czekali na proces. Oceniałem, że potrwa to trzy do czterech
miesięcy, a jeśli zostaną uznani za winnych, odbędzie się jeszcze rozprawa w sądzie
apelacyjnym.
- Myśli pan, że zostaną uznani za winnych?
- Nie wiem. Nie mam pojęcia, jakie policja ma dowody. Naturalnie, mają listy.
- Listy miłosne? To oni jednak byli kochankami?
- Kochali się.
Edith spochmurniała.
- Nie podoba mi się to, Charles. Nie lubię Brendy. Dawniej bardzo jej nie lubiłam.
Mówiłam na jej temat różne złośliwości. Teraz jednak chcę, żeby dać jej jak najwięcej szans.
Arystydes by sobie tego życzył. Czuję, że sama powinnam się tym zająć - dopilnować, żeby
Brenda nie została pokrzywdzona.
- A Laurence?
- Och, Laurence - wzruszyła niecierpliwie ramionami. - Mężczyzni powinni sami się o
siebie troszczyć. Ale Arystydes nigdy by nam nie przebaczył... - nie dokończyła zdania.
- Już pewnie pora obiadu - zauważyła po chwili. - Lepiej wracajmy do domu.
Wyjaśniłem, że jadę do Londynu.
- Swoim samochodem?
- Tak.
- Hm. Mógłby mnie pan wziąć ze sobą? Sądzę, że już możemy opuszczać posiadłość.
- Oczywiście, że panią wezmę, ale wydaje mi się, że Magda i Sophia również
wybierają się do miasta po obiedzie. Z nimi byłoby pani wygodniej niż w moim
dwuosobowym samochodzie.
- Nie chcę z nimi jechać. Proszę mnie zabrać i nie mówić o tym nikomu.
Zdziwiłem się, ale postąpiłem zgodnie z jej życzeniem. W drodze nie mówiliśmy
wiele. Spytałem, gdzie mam ją wysadzić.
- Na Harley Street.
Lekko się zaniepokoiłem, ale nic nie powiedziałem.
- Choć nie, jeszcze za wcześnie - rzekła Edith de Haviland. - Proszę wysadzić mnie
koło Debenharns. Tam zjem obiad, a potem udam się na Harley Street.
- Mam nadzieję... - zacząłem niepewnie.
- Właśnie dlatego nie chciałam jechać z Magdą. Ona lubi dramatyzować. I robić
zamieszanie.
- Przykro mi.
- Niepotrzebnie. Miałam dobre życie. Nawet bardzo dobre - uśmiechnęła się. - I
jeszcze się nie kończy.
Rozdział dwudziesty trzeci
Ojca nie widziałem przez kilka dni. Gdy go spotkałem, był bardzo zajęty sprawami nie
związanymi z Leonidesem, więc poszedłem na poszukiwanie Tavernera.
Taverner miał wolne i chętnie przyjął zaproszenie na drinka. Pogratulowałem mu
zakończenia sprawy. Przyjął moje gratulacje, ale nie promieniował radością.
- Tak, już koniec - przyznał. - Mamy dowody. Nikt nie może zaprzeczyć, że mamy
dowody.
- Myślisz, że zostaną skazani?
- Trudno powiedzieć. Dowody są pośrednie - jak niemal zawsze w sprawach o
morderstwo, zresztą trudno, żeby było inaczej. Wiele zależy od tego, jakie wrażenie zrobią na
przysięgłych.
- Co jest w listach?
- Na pierwszy rzut oka są bardzo obciążające. Napomykają o wspólnym życiu po
śmierci męża. Zwroty takie jak to już nie potrwa długo . Zwracam ci uwagę, że obrona
odwróci kota ogonem, powie, że mąż był tak stary, że oczywiście należało spodziewać się, że
umrze. Nie ma wzmianki o otruciu go, to znaczy nie czarno na białym, ale jest parę miejsc,
które można tak rozumieć. Wszystko zależy od tego, kto będzie sądził. Jeśli stary Carberry, to
się nie wymkną. On jest bardzo surowy wobec niedozwolonej miłości. Sądzę, że ich obrońcą
będzie Eagles albo Humpnrey Kerr - Humphrey jest doskonały w takich sprawach, ale lubi,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]