[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Każda część gdzieś pasuje, tylko nie mamy ogólnego obrazu.
-O Boże! - wybuchł Newman. - Co ja zrobiłem! Zostawiłem chustę dla
Romy na półce w wagonie!
-Nie martw się - uspokoiła go Paula. Z leżącej na podłodze torby wyjęła
elegancko zapakowaną paczuszkę. - Mam taki zwyczaj, że zawsze
sprawdzam, czy nie zostawiłam czegoś w pociągu albo w samolocie.
-Nie wiem, jak ci dziękować. - Na twarzy Boba pojawił się wyraz
niebotycznej ulgi. - Od razu poczułem się lepiej.
-Dzięki mnie romans z Romą może rozkwitnąć, co? - Paula nigdy nie
marnowała okazji do żartu.
-Wy się dobrze bawicie - przerwał im Tweed - a ja tymczasem się
martwię, co mogli wymyślić Marler z Butlerem.
Harry i jego przyjaciel założyli maski. Potrafili cierpliwie czekać. Wtuleni
w mur ogrodzenia stali po obu stronach stalowej bramy prowadzącej do
kwatery głównej Służb Specjalnych. Znajdowali
128
się poza zasięgiem zamontowanych na murze kamer wideo. Harry kucał
od czasu do czasu, rozciągając mięśnie nóg, Marler stał nieruchomo jak
posąg. Trwało to już dobrze ponad godzinę. Cierpliwość jest największą z
cnót.
Boczna uliczka była tak ciemna, tak zle oświetlona, że nikt idący
Whitehall, choćby patrzył w tę stronę, nie dostrzegłby ich twarzy, by nie
wspomnieć już o maskach. Marler poniósł dłoń, w której trzymał granat.
Harry tylko się skrzywił. Nie wierzył, by jego przyjaciel był w stanie coś
usłyszeć.
Stalowe drzwi uniosły się powoli, bez najmniejszego ostrzeżenia. Znikły
we wbudowanej w ścianę szczelinie. Na poruszających się powoli ruchomych
schodach stał Nelson, a za nim Benton w obszarpanym płaszczu, pracowicie
studiujący jakieś papiery, oraz Noel równie nieruchomy jak najstarszy brat. A
więc rzeczywiście, zdążył powrócić z Francji. Co oznaczało, że Radek też
jest w Londynie.
Nelson już prawie zjechał na dół. Marler skinął głową. Obaj z Harrym
działali teraz jak jeden człowiek. Pierwszy granat wylądował pod nogami
Nelsona, wysyłając w powietrze wielką chmurę gazu łzawiącego. Drugi,
rzucony przez Butlera, poszybował nieco wyżej i wybuchł na stopniu
Bentona.
Nelson dusił się i kaszlał, kompletnie zdezorientowany. Marler cisnął
kolejny granat jeszcze dalej i tak celnie, że udało mu się trafić Noela w
kolano. Spowodował tym kompletny chaos.
Bracia chwiali się, bełkotali coś, płakali i kaszleli, niezdolni do działania.
Na szczycie schodów pojawiła się Papuga. Przyglądała się z niedowierzaniem
tej piekielnej scenie, po czym błyskawicznie znikła w biurze, skąd
zadzwoniła po pogotowie.
Marler i Butler zdjęli maski. Ulotnili się bez problemu.
Kiedy pojawili się na Park Crescent, Tweed rozmawiał z Niel-dem. Jego
zdaniem Harry wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie, twarz Marlera, jak
zwykle, nie zdradzała żadnych uczuć. Postanowił nie przerywać rozmowy.
-Pete, mógłbyś mi powiedzieć, w co twoim zdaniem gra Coral Flenton?
-Nie mam zielonego pojęcia. Ale w coś niewątpliwie gra. Wiele bym dał,
żeby nigdy więcej nie widzieć jej na oczy.
-W takim razie ja się z nią umówię - zaproponowała Paula. - Za
pierwszym razem niezle mi poszło. Postanowiłyśmy znowu się spotkać. W
końcu jestem kobietą. Nie tak łatwo mną manipulować.
-Zwietny pomysł! - przytaknął Tweed. - A wy dwaj? Teraz wasza kolej.
Coście zdziałali?
Marler w kilku słowach zrelacjonował przygodę pod kwaterą główną
Konspiracji.
129
-To ich nauczy nie wysyłać do nas lewych furgonetek telewizyjnych z
fotografami - zakończył.
-Pora, bym i ja się trochę zabawił. Monico, zadzwoń do nich, dobrze? Ale
to ja będę rozmawiał.
W siedzibie Konspiracji zadzwonił telefon. Ktoś podniósł słuchawkę.
-Chciałbym mówić z panną Partridge - powiedział Tweed bez wstępów. -
Ach, to pani? Doskonale. Mówi Tweed. O ile dobrze rozumiem, Benton
Macomber chciał ze mną pomówić.
-Wszyscy się pochorowali - odparła Papuga drżącym głosem.
- Są w szpitalu.
-Mam szczerą nadzieję, że to nic poważnego. Może wrócą jutro?
Słyszałem, że w mieście zdarzyło się kilka przypadków zatrucia po-
karmowego.
-Tak, oczywiście. - Papuga powoli odzyskiwała przytomność umysłu.
-Cóż, w takim razie proszę przekazać im moje najlepsze życzenia
szybkiego powrotu do zdrowia. Dla pani mam zaś radę: proszę nie jadać w
przypadkowych restauracjach.
-Sama sobie gotuję w domu! - zaprotestowała panna Partridge.
-Zdaje się, że nie wiem, gdzie pani mieszka...
-W Hammersmith, w wielkim mieszkaniu, które kupiłam wieki temu. A
może - zaproponowała po chwili milczenia - któregoś dnia wpadłby pan
do mnie na kolację?
Tweed zapisał adres, numer telefonu stacjonarnego i komórkowego.
- Będzie mi bardzo przyjemnie - powiedział na zakończenie.
- Mam nadzieję, że spotkamy się wkrótce.
-Kiedy tylko pan zechce - powiedziała Papuga naprawdę kusząco. A do
tego wydawała się niezdolna! - Dziękuję za telefon. Do zobaczenia.
-Rzuciła cię na matę - zażartowała Paula.
-Chętnie rzuciłbym na matę ją, ale... jest częścią mozaiki, którą musimy
przecież jakoś ułożyć. W każdym razie z całej Konspiracji właśnie ją
można przyłapać z opuszczoną gardą.
-O wszystkim im opowie.
-A wiesz, nie sądzę, żeby opowiedziała - stwierdził Tweed po namyśle. -
Widziałem, jak ziewasz. Jesteś bardzo zmęczona. Najwyższy czas, żebyś
wróciła z Newmanem do domu.
-Owszem. Z przyjemnością.
Newman jechał pierwszy, Paula tuż za nim. Choć ruch był już znacznie
mniejszy, na Brompton Road Bob zwolnił wręcz do tempa roweru. Ciekawe
dlaczego?
Nagle się zatrzymał. Skinął, by przyszła do niego.
-Coś się stało? - zapytała, siadając na siedzeniu pasażera.
-Nie mogło być gorzej.
130
-O co chodzi?
-Widzisz tego starego, poobijanego forda przed wjazdem na twoje
podwórko? Dwaj faceci na przednim siedzeniu, jeden wskazuje drugiemu
twoje okno. Poznajesz któregoś?
-O Boże! Kierowcy nie znam, ale obok niego siedzi Radek!
-Kierowca to Fitch. W samochodzie siedzi najbardziej niebezpieczna,
najbardziej niezawodna maszyna do zabijania w tym kraju. Sprawdzają
twoje mieszkanie. Pewnie się cieszysz, że Tweed polecił mi opiekować się
tobą. Mógłbym zabić ich obu - stwierdził rzeczowo. Na kolanach trzymał
smith & wessona. - Lepsza okazja może się nam nie trafić.
-Nie! - Paula położyła dłoń na jego dłoni. - To byłoby morderstwo. Nie
sądzę, by policja szczególnie przejęła się tym, kim rzeczywiście są.
-To nie mój rewolwer - zaprotestował. - Pożyczyłem go od Har-ry'ego.
Jeszcze nigdy nie został użyty. Numer seryjny ma zatarty. Badania
balistyczne niczego nie wykażą.
-Nie! - powtórzyła dziewczyna bardziej stanowczo. - Sama chętnie bym
ich zabiła, ale to zbyt niebezpieczne. Poza tym jesteśmy przecież tuż obok
mojego mieszkania. To mnie przede wszystkim policja zacznie
przypiekać.
Sprzeczka się urwała, ponieważ ford ruszył. Newman odczekał chwilę,
upewniając się, że mordercy odjechali wystarczająco daleko, po czym skręcił
na podwórko, zaparkował samochód za domem, gdzie nie było go widać z
ulicy. Paula przesiadła się do swojego samochodu i pojechała za nim.
-Tym razem nie położę się w pokoju gościnnym - postanowił Newman, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl