[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nigdy w życiu nie zemdlałaś. - Popatrzył na nią zaniepokojony nie na
żarty.
- Ale zemdleję teraz - powiedziała z rozpaczą, bo Pattersonowie byli
coraz bliżej. - Po prostu znajdz kelnera i poproś go o wodę.
- W porządku - poderwał się gwałtownie. - Zaraz wrócę. Ledwo zdążył
się oddalić, gdy do stołu przyżeglowała Melissa.
- Co za miła niespodzianka - wydeklamowała, wyciągając rękę i
nieznacznie rozglądając się na boki. - Jaka szkoda, że rozminęliśmy się z pani
mężem, bo to był on, prawda?
- Właśnie wychodziliśmy - przywitał się z uśmiechem Monroe Patterson -
kiedy Melissa zauważyła panią i postanowiła się przywitać.
Jo, która wykonywała niemal akrobatyczne sztuczki, żeby zasłonić Alana,
skapitulowała.
80
RS
- Nie, nie. To po prostu przyjaciel. Mój i Johna, oczywiście. - Bardzo
starała się mówić naturalnie. - John... John został w domu z dziećmi.
Ukradkiem wytarła pot z czoła. W głębi sali pojawił się Alan z dzbankiem
w ręce.
- Cieszę się ze spotkania - zerwała się na równe nogi - ale nie chcę
państwa zatrzymywać.
- Dzień dobry. - Monroe Patterson przywitał się tymczasem z Alanem,
który stanął za plecami Jo.
- Dzień dobry - odpowiedział Alan uprzejmie, wyciągnął rękę i spojrzał
na Jo, czekając, aż ich sobie przedstawi.
- Ach! - zreflektowała się. - Alanie, to państwo Pattersonowie. A to Alan
Parish.
- Bardzo mi miło. - Melissa Patterson uśmiechnęła się szeroko. - Jak
słyszę, jest pan przyjacielem Johna Sterlinga.
Alan otworzył szeroko oczy.
- Cóż - zaśmiał się. - Jo zna go trochę lepiej niż ja.
Oboje Pattersonowie ryknęli śmiechem, Jo zawtórowała im cienko, a
wyraznie skonsternowany Alan uśmiechnął się z przymusem.
- Czas na nas. - Monroe Patterson cofnął się o krok. - Czekamy
niecierpliwie na poniedziałkową prezentację. Do zobaczenia.
Jo opadła na krzesło z głośnym westchnieniem ulgi.
- Chyba ci lepiej. - Alan postawił dzbanek na stole.
- Niezupełnie - mruknęła i ignorując wodę, sięgnęła po kieliszek z winem.
- Czegoś tu nie rozumiem. Co wspólnego mają Pattersonowie z twoim
drugim klientem?
- Mówiłam ci, że on ma dzieci. Te dzieci chodzą do przedszkola, które
oglądałam dzisiaj.
Bała się podnieść na niego oczy. Miała nadzieję, że to co mówi, brzmi
składnie.
81
RS
- Aha. - Słysząc o dzieciach, Alan natychmiast stracił zainteresowanie dla
całej sprawy.
Mimo że problem przestał istnieć, Jo nie mogła się uspokoić. Kłamstwo
ciążyło jej coraz bardziej. Zamiast żołądka miała twardy kamień.
- Jo, nic nie jesz - powiedział Alan, widząc, jak jego towarzyszka grzebie
widelcem w talerzu. - Na pewno nie jesteś chora? Może wolisz iść do domu?
- Nie! Po prostu nie mam apetytu. Nie przejmuj się mną, bardzo cię
proszę.
Nie miała prawa psuć mu kolacji. Znowu zapytała o jego sprawy w
Atlancie. Wyraznie się ożywił, opisując jej szczegółowo, jak udało mu się
pokonać wszystkich konkurentów i zdobyć intratny kontrakt.
- Znalazłem też coś dla ciebie. - Alan rozpromienił się cały.
- To miała być tajemnica, ale wiesz, że nie umiem trzymać języka za
zębami.
Boże, chyba nie mówi o zaręczynowym pierścionku! Przecież nie zechce
dać mi teraz pierścionka! Nie dzisiaj!
- Co to jest? - wyjąkała.
- Powiedzmy tylko, że oboje powinniśmy mieć to od dawna.
- Zrobił tajemniczą minę. - Dlatego kupiłem dwie sztuki.
No to koniec! Jo zachłysnęła się winem. Chwycił ją taki atak kaszlu, że na
nic zdała się woda podsuwana jej przez zdenerwowanego kelnera i
poklepywanie po plecach przez Alana.
- Co to jest? - powtórzyła słabym głosem, kiedy już doszła do siebie.
- Musisz poczekać, aż wrócimy do domu. I tak powiedziałem za dużo.
Podczas deseru Jo była mokra ze strachu. Gdy podano kawę, trzęsła się
jak listek. W samochodzie miała już regularne mdłości.
- Wejdz pierwsza - oznajmił Alan przed drzwiami. - Ja przygotuję
niespodziankę.
82
RS
Droga do mieszkania była gorsza od górskiej wspinaczki. Przerażona
zastanawiała się, jak zareagować, kiedy Alan pojawi się z pierścionkiem. W
głowie słyszała głos matki: Oczywiście, że powiesz tak", Josephine". Potem
wyobraziła sobie Hattie, celującą w nią palcem: Czy na pewno pragniesz tego
mężczyzny?" W końcu przypomniał się jej John Sterling: Albo nie mówisz
prawdy, albo ten facet jest idiotą".
- Nie patrz! - wykrzyknął Alan, wchodząc do pokoju. Rozległ się szelest
rozdzieranego papieru.
- Już!
Odwracała się najwolniej, jak umiała. Alan patrzył na nią z triumfalnym
uśmiechem. Gdy zobaczyła, co trzyma w rękach, nogi odmówiły jej
posłuszeństwa. Tym razem z ulgi!
Alan z dumną miną prezentował dwie eleganckie teczki z krokodylej
skóry.
- Podoba ci się? - pytał podniecony. - Niezniszczalna skóra. Szyfrowy
zamek zrobiony z mosiądzu. Rączka ma wieczną gwarancję.
- Piękna - wyjąkała.
Cały Alan. Mogła się domyślić, że kupi jej coś bardzo praktycznego.
- Zaraz wyrzucam swoją starą. Ty też od razu pozbądz się tej czarnej,
wyświechtanej torby, która ma chyba ze sto lat. - Alan był tak zachwycony, że
nawet nie zauważył, że robi przykrość Jo.
Wyświechtana torba" była prezentem od Hattie. Miała symboliczne
znaczenie, gdyż Hattie używała jej przez całe swoje zawodowe życie. Jo dostała
ją w dniu ukończenia studiów.
- Naprawdę ci się podoba?
- Oczywiście. - Podeszła, żeby uściskać Alana.
- Szkoda, że się zle czujesz - zamruczał jej do ucha. - Dzisiaj na pewno
dałbym się przekonać, żeby zostać na noc.
83
RS
Jo zrobiła krok do tyłu i przyjrzała się mu zdziwiona. %7łe też akurat teraz
musiał być tak romantycznie nastawiony! O ile dobrze pamiętała, ostatnio spali
ze sobą w listopadzie. Albo i dawniej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]