[ Pobierz całość w formacie PDF ]

imieniu! - a potem odchodzi, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ pod no­
sem. Bez wÄ…tpienia przyjaciel Harry'ego uznaÅ‚, że zna­
lazł się w bardzo osobliwym domu.
ROZDZIAA SIÓDMY
Beatrice siedziaÅ‚a przy oknie w pokoju, który dzieli­
ła z Oliwią, i wpatrywała się w mrok. Siostra spała, ona
jednak nie mogÅ‚a znalezć dość spokoju, by zasnąć, a ba­
ła się zejść w szlafroku do kuchni, pamiętała bowiem
o gościu.
Księżycowy blask objÄ…Å‚ Å›wiat; trawniki, drzewa i ży­
wopłoty mieniły się srebrzyście. Beatrice nie mogła
przestać myśleć o wieczorze, który dobiegł końca, i
o tym, jak przyjemnie jest goÅ›cić zabawne towarzy­
stwo. I lord Dawlish, i Harry mieli duże poczucie hu­
moru, naturalnie każdy na swój sposób, powoli zaczy­
nała jednak rozumieć, że Harry jest o wiele bardziej
złożonym człowiekiem, niż zdawało się jej na pierwszy
rzut oka. Ponieważ jak zwykle bardzo uważał, by nie
zdradzać siÄ™ ze swymi myÅ›lami, wieczór spÄ™dzili, to­
czÄ…c lekkÄ… rozmowÄ™ z mnóstwem wzajemnych przyty­
ków. Było bardzo wesoło.
Raz pochwyciła spojrzenie Harry'ego, gdy jej się
przyglÄ…daÅ‚. Serce na chwilÄ™ jej zamarÅ‚o, a potem zaczÄ™­
ło bić jak szalone. Teraz uśmiechnęła się rozbawiona
biegiem swoich myśli, zupełnie nieodpowiednich dla
skromnej młodej kobiety.
Uśmiech nieco jej przygasł, gdy zaczęła rozważać
sens poszukiwań na terenie opactwa, które planowali.
Oliwia byÅ‚a Å›wiÄ™cie przekonana, że mÅ‚odÄ… markizÄ™ za­
mordowano, ale Beatrice taka możliwość wydawała się
okropna.
Jak bardzo samotna musiaÅ‚a być lady Sywell, za­
mknięta w wielkim domostwie sam na sam z mężem
potworem. Beatrice nigdy dotąd nie zastanawiała się
nad tym, teraz jednak niespodziewanie poczuła wyrzuty
sumienia. Wszyscy dookoÅ‚a zgrzeszyli wielkim bra­
kiem życzliwości! Może gdyby niektóre kobiety ze wsi
spróbowały się z nią zaprzyjaznić, zamiast potępiać to
małżeństwo, trochę podniosłyby tę biedaczkę na duchu.
Beatrice westchnęła i wróciÅ‚a do łóżka, bardzo stara­
jąc się przepłoszyć ponure myśli. Wiedziała, że musi
odpocząć, bo inaczej rano nie będzie miała siły niczego
zrobić.
- Dość tu dziko - stwierdził lord Dawlish, gdy
czwórka konspiratorów zebrała się następnego dnia
przy zachodniej bramie opactwa Steepwood. - Dziwne
miejsce. Prawie nieużytek, jeśli sądzić na pierwszy rzut
oka. Aż ciarki przechodzÄ… po plecach. - Dla dodania so­
bie odwagi poklepał kieszeń surduta, w którym miał
ukryty niewielki, lecz śmiercionośny pistolet.
- Beatrice i ja pójdziemy w stronę jeziora - zdecy-
dował Harry. - Pogoda na szczęście nam sprzyja, nie
ma śladu mgły ani deszczu. Gdyby grób miał gdzieś tu
być, to raczej nie w pobliżu zabudowaÅ„. Za bardzo rzu­
całby się w oczy. Powinniśmy skupić się na miejscach,
które są osłonięte.
Percy z powątpiewaniem rozejrzał się dookoła. Miło
snuć plany w ciepłym salonie przy kieliszku brandy, ale
gdzie rozpocząć poszukiwania w tej dziczy?
- Nie jestem pewien, czy to jest najlepszy pomysł,
Harry.
- Courage, mon brave! - zawoÅ‚aÅ‚ Harry i uÅ›miech­
nął się. - Krajobraz jest nieco przygnębiający, ale
wyobraz sobie, że po prostu wyszliśmy zaczerpnąć
świeżego powietrza. W służbie markiza został podobno
już tylko jeden czÅ‚owiek. MaÅ‚o prawdopodobne, by kto­
kolwiek nas tu niepokoił. Zresztą sam wiesz, co należy
mówić, gdyby ktoÅ› protestowaÅ‚ przeciwko naszej byt­
ności w tym miejscu.
- Spróbujcie z Oliwią obejść dawny ogródek zielny
- poradziła Beatrice. - Jest zarośnięty chwastami, ale
zaciszny i wciąż dość przyjemny. Mur miejscami sypie
się ze starości, ale nie jest tam tak niemiło jak w pobliżu
zabudowaÅ„ gospodarczych, no i nie tak niebezpiecz­
nie. Wiele starszych budynków może runąć w każdej
chwili.
- Powiada pani: ogródek zielny? To brzmi nie naj­
gorzej, panno Oliwio. - Percy odzyskał humor. Poranek
był słoneczny, więc spacer zapowiadał się obiecująco,
a przed wiatrem wszyscy byli dobrze zabezpieczeni.
Lord Dawlish podaÅ‚ ramiÄ™ Oliwii. - Przynajmniej bÄ™­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl