[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ogóle wiedziałeś, żeby tu czegoś szukać?
- Rysunki na liście mnie zastanowiły. Powinienem wiedzieć, że moje ciało było
jedynym, co mogłem zabrać ze sobą, jeśli Branch wytarł moje wspomnienia. Kiedy
poświeciłem światłem na plecy, widziałem coś, ale nie mogłem tego odczytać.
-Dlaczego nie poprosiłeś Casa o pomoc?
Przez długi czas nie odpowiadał i cisza mnie zaniepokoiła. Czułam jakby ściany
mnie zamykały. Ale byłam tutaj z Samem. Tak blisko, że czułam ciepło jego ciała.
Tak bardzo, że chciałam uciec z zamkniętej przestrzeni, i jednocześnie nie chciałam,
aby to się skończyło.
W końcu odpowiedział:
- Nie jestem w nastroju do wysłuchiwania sarkazmu Casa właśnie w tej chwili.
- Odetchnął głośno. - Poza tym, musiałem wysłać go po resztę.
- Myślę, że ostatnie słowo to Ohio. - powiedziałam, marząc, by mrowienie w
moim kręgosłupie się rozwiało. - Zrodkowy...- próbowałam złożyć słowo litera po
literze, łącząc to ze sobą najlepiej jak potrafiłam, jak krzyżówkę. C. M. E lub B może?
NT EZ... nie, AZ. Przebiegłam literami po swojej głowie, wymawiając je
bezgłośnie, kiedy ponownie próbowałam rozczytać słowo. CMENTAZ.
- Zamiast Z jest RZ.- powiedział Sam.
- Cmentarz. Cmentarz Rose, Ohio.
Sam chwycił swój t- shirt, wpadając na mnie kiedy to robił. Jego oczy spotkały
moje w słabym świetle.
- Przepraszam.
Odrzuciłam włosy ze swojej twarzy.
- W porządku. Nic mi nie jest.
- Dziękuję. %7łe to zrobiłaś. - wziął czarne światło z moich rąk i klikając,
pogrążył nas w ciemności.
- Zawsze możesz prosić mnie o pomoc. - kiedy tylko słowa opuściły moje usta,
skrzywiłam się. Brzmiało to tak kiepsko i żałośnie. Proszę potrzebuj mnie, Sam.
Kiedy odpowiedział, jego głos był ochrypły.
- To, co powiedziałem wczoraj, pod apteką...
- Nie musisz się tłumaczyć.
- Wiem, ale musisz...
- Sam? - Trev przerwał mu i Sam odsunął się. Otworzył drzwi, spotykając się z
Trevem twarzą w twarz. Ktoś włączył lampę na biurku i jej światło dostało się do
łazienki, rozmywając ciemność i intymność, która między nami zaistniała.
- Znalezliście coś? - zapytał Trev, jego oczy wpatrywały się w moje. Rumieniec
wykwitł na moich policzkach.
Sam pociągnął swoją koszulkę na głowę.
- Tak. Pakuj się. Wyjeżdżamy.
- Gdzie, do diabła, teraz jedziemy? - rzucił Nick. - I dlaczego w środku nocy?
Sam założył na siebie flanelową koszulę i zwinął rękawy.
- Nie zamierzam tu siedzieć do rana, żebyście wy mogli pospać. Długo na to
czekałem. Teraz idzcie po swoje rzeczy i idziemy.
***
Sam spotkał się z nami obok Jeepa, wymeldowawszy się najpierw. Podał
Casowi dwie poturbowane latarki.
Cas nacisnął przycisk na jednej z nich i krąg światła rozlał się na dece
rozdzielczej.
- Po co to nam?
- Jedziemy na cmentarz. - Sam wyjechał z parkingu.
- A gdzie jest ten cmentarz? - zapytał Cas.
- Cmentarz Rose w Lancaster, stanie Ohio. Zapytałem gdzie go szukać w
hotelu.
Przez następne trzy godziny jechaliśmy w zupełnej ciszy. Oparłam głowę o
okno, zamknęłam oczy i zasnęłam. Kiedy samochód znowu się zatrzymał, jęknęłam
czując ból w szyi. Oprócz krótkiego dwugodzinnego snu w hotelu, spałam w
ciasnym pojezdzie przez prawie cały dzień.
- Czego dokładnie szukamy? - zapytał za mną Trev.
Wyjrzałam za okno samochodu na zaciemniony cmentarz, gdzie mętne sylwetki
wyrastały to tu, to tam.
- Nie wiem. - Sam oparł ramiona o kierownicę. - Zacznijmy od sprawdzenia
nagrobków.
- Koleś - powiedział Cas to zajmie nam wieki.
- Jeśli się rozdzielimy, zajmie to tylko godzinę, może dwie.
Pozostali burknęli w zwątpieniu, ale w tym momencie tak naprawdę nie mieli
wyboru. Kilka lat wcześniej, kiedy Samowi zrobiono tatuaż UV, musieli wiedzieć, że
to będzie coś, co on rozgryzie. Więc jeśli odpowiedz była gdzieś tutaj, musimy ją
znalezć.
Wysiedliśmy z pojazdu i ruszyliśmy po żwirowej drodze na cmentarz. Chociaż
wiedziałam, że mój umysł tylko płata mi figle, cmentarz wydawał się straszniejszy niż
świat poza nim i nie mogłam powstrzymać gęsiej skórki pojawiającej się na mojej
skórze.
- Nick, idz na przód. - powiedział Sam. - Trev z drugiej strony. Cas w prawo. Ja
wezmę lewo. A Anna...
- Zostanę tutaj, na środku, jeśli chcesz.
- Cas, daj Annie jedną latarkę.
Z radością przyjęłam prezent.
Pozostali rozproszyli się i cicho przeklinałam samą siebie za chęć pokazania się
jako silna i pomocna. Teraz utknęłam w samym środku cmentarza około czwartej nad
ranem. Podeszłam do końcówki rzędu nagrobków. Marmurowe posągi wystawały
poza poszarpaną linią grobów, ich blade formy zdawały się wydzielać blask w
ciemności. Minęłam anioła z kaskadą włosów z marmuru spływającą na ramiona. Jego
oczy były jak dwa puste otwory, ale wciąż czułam, jakby mnie obserwował.
Dreszcz spłynął mi po plecach i objęłam się ramionami, próbując go stłumić.
Czytałam nazwiska na nagrobkach, które mijałam, i słowa napisane poniżej.
BEVERLY BROKLE. 1934 1994 UKOCHANA %7łONA I MATKA
STUART CHIMMER. 1962 1999 BDZIEMY TSKNI
Tata obiecywał mi w ciągu ostatnich kilku lat, że odwiedzimy grób mojej
mamy w Indianie, kiedy tylko będziemy w stanie zrobić sobie przerwę od
laboratorium. Nigdy tak naprawdę nie liczyłam na wakacje: wiedziałam, że to się nie
stanie. Ale teraz zastanawiałam się, czy jej grób w ogóle istnieje.
Jeśli moja matka żyła, dlaczego mnie zostawiła? Nie chciała mnie? Chciałam
zadzwonić do taty i zapytać go o to. Chciałam odpowiedzi.
Kiedy już dotarłam do końca pierwszego rzędu, zaczęłam drugi, przebiegając
latarką przez wszystko, szukając czegoś, co nie bardzo by tu pasowało. Przeczytałam
kilka dziwnych napisów wyrytych na nagrobkach. Na przykład takich jak u Michaela
Tennera, którego napis na nagrobku brzmiał: ZABIAEM KOTA. PRZEPRASZAM,
UKOCHANA. Albo Laury Baskers, na której płycie napisane było NIE PAACZ ZA
MN. W NIEBIE NIE TRZEBA PRA!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]