[ Pobierz całość w formacie PDF ]

usta, usłyszałem, że ojciec Cairns wstaje.
- Chodz ze mną, Thomasie - polecił. - Chcę ci Coj pokazać.
Usłyszałem, jak otwiera drzwi konfesjonału i wy. chodzi. Podążyłem za nim.
Gestem wskazał mi ołtarz, gdzie na stopniach, kie-rowany przez innego księdza, stał w trzech
rzędach chór ministrantów. Każdy z nich miał na sobie czarną sutannę i białą komżę.
Ojciec Cairns zatrzymał się i położył zabandażowaną dłoń na moim prawym ramieniu.
- Posłuchaj ich, Thomasie. Czy nie brzmią jak święci aniołowie?
Nigdy nie słyszałem śpiewającego anioła, toteż nie potrafiłem powiedzieć. Z całą pewnością
jednak szło im lepiej niż mojemu tacie, który lubił śpiewać sobie pod koniec dojenia. Głos
miał tak okropny, że kwaśniało od niego mleko.
- Mogłeś być członkiem tego chóru, Thomasie. Ale
byt długo to odkładałeś. Twój głos robi się już niski 'straciłeś szansę na służbę.
Q0 do tego miał rację: większość chłopców była młodsza ode mnie, a ich głosy przypominały
głosy dziewcząt. Poza tym śpiewałem nie lepiej od mojego
ojca-
- Istnieją jednak inne rzeczy, które mógłbyś zrobić, pozwól, że ci pokażę.
Poprowadził mnie obok ołtarza i dalej, drzwiami na korytarz. Po chwili znalezliśmy się w
ogrodzie na tylach katedry. Rozmiarami bardziej przypominał pole i zamiast kwiatów i róż
rosły w nim warzywa.
Zaczynało się już ściemniać, wciąż jednak pozostało dość światła, bym ujrzał w dali głogowy
żywopłot, zza którego sterczały nagrobki. Bliżej nas klęczał ksiądz, wykopujący chwasty
łopatką. Ogród był wielki, a łopatka bardzo mała.
- Pochodzisz z farmerskiej rodziny, Thomasie. To dobra, uczciwa praca. Czułbyś się tu
jak w domu - ręką wskazał klęczącego mężczyznę.
Pokręciłem głową.
- Nie chcę być księdzem - odparłem stanowczo.
- Och, nigdy nie mógłbyś zostać księdzem! - W sło-
112
113
wach ojca Cairnsa odbił się wstrząs i oburzenie. - ga nadto zbliżyłeś się do Diabła. Przez
resztę twego ży cia trzeba cię będzie uważnie obserwować, spraw-jąc, czy doń nie wrócisz.
Nie, ten człowiek to brat.
- Brat? - zdziwiłem się. - Czyżby należał do ro dżiny?
Ksiądz uśmiechnął się.
- W wielkiej katedrze, takiej jak nasza, księża ma-ją pomocników. Nazywamy ich
braćmi, bo choć nie mogą udzielać sakramentów, wykonują inne ważne zadania i należą do
wielkiej kościelnej rodziny. Brat Peter to nasz ogrodnik i świetnie się spisuje. Co powiesz,
Thomasie? Chciałbyś zostać bratem?
Wiedziałem dokładnie, jak to jest być bratem. Jako najmłodszemu z siedmiu przypadały mi
zadania, których nikt inny nie chciał wykonać. Wyglądało na to, że tu jest podobnie. Poza tym
miałem już pracę i nie wierzyłem w to, co powiedział mi ojciec Cairns o stra-charzu i Diable.
No, może odrobinę zwątpiłem, lecz w głębi ducha wiedziałem, że to nieprawda. Pan Gre-gory
był dobrym człowiekiem.
Z każdą chwilą robiło się ciemniej i zimniej, uznałem zatem, że czas już iść.
- Dziękuję za rozmowę, ojcze - rzekłem. - Ale pro-
cZy zechciałbyś teraz powiedzieć mi o niebezpie-SZ?ństwie grożącym panu Gregory'emu?
CZ6 Wszystko w swoim czasie, Thomasie - uśmiech-nął się lekko.
Coś w tym uśmiechu mówiło mi, że zostałem oszukany- %7łe od początku nie miał zamiaru
pomóc stra-charzowi.
_ pomyślę o tym, co mi powiedziałeś, ale teraz muszę juz wracać, inaczej nie zdążę na
wieczerzę. -Uznałem, że to niezła wymówka. Nie mógł wiedzieć, że poszczę, bo szykuję się
do rozprawy z Morem.
- Mamy tu dla ciebie wieczerzę, Thomasie - odparł ojciec Cairns. - W istocie chcielibyśmy,
żebyś przenocował.
Z bocznych drzwi wyszło jeszcze dwóch księży. Ruszyli ku nam. Byli rośli i silni, i nie
podobał mi się wyraz ich twarzy.
Przez chwilę zapewne mogłem jeszcze uciec, ale wydało mi się niemądre biec, skoro nie
wiedziałem, co się stanie.
A potem było już za pózno, bo księża stanęli po bokach i złapali mnie mocno za ręce i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl