[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Piąty mieszkanko z wesołą wdówką,
Szósty strajk STARa razem z głodówką,
Siódmy Bieszczady lub bułkę z serem,
A ósmy trawnik przed Belwederem,
Sejm wraz z posłami Jurkiem i Soską
I na dodatek z panią Ziółkowską,
Zaś pozostali wszyscy faceci
Resztą podzielą się tak jak leci,
W błogiej nadziei, \e ju\ od jutra
Będą mieć dolce, szampan i futra
I \e pozwoli im ich zarobek,
Co miesiąc przespać się z Jolką Bobek,
Zwiedzić Kaszuby albo Hiszpanię
I ufundować nową plebanię.
Taki entuzjazm cenię i chwalę,
Wszystko zapewne pójdzie wspaniale,
Z tym \e ja siadam pisać testament,
Gdy\ przewiduję ogólny zamęt,
Przy którym nawet po\ar w burdelu
Będzie jak cicha przystań na Helu.
Bo łatwiej stać się z tygrysa glistą
Ni\ z socjalisty kapitalistą,
A myśmy wszyscy - uderzmy w pierś się
Wnuki po Marksie i po Engelsie,
Którzy dawali niewiele szmalu,
Lecz za to tani pobyt w szpitalu,
Mieszkanko, choćby i bez klozetu,
Bon do stołówki z CRZZ-tu,
Jelcza na grzyby albo na narty
I medal złoty, choć gówno warty,
Więc na prywacie rodak się natnie,
Bo jak to wszystko zyskać prywatnie?
Pan premier: \e cię\ką pracą
I \e leniwi się nie wzbogacą...
Nie po to \eśmy tłukli Hitlera,
śeby takiego do\yć premiera!
Dusza Kaszuba
Nad brzegiem morza tuman wilgotny
Wszystko dokoła okrywał,
A na swej łódce Kaszub samotny
Swoją kochankę tak wzywał:
- Płyń, wdzięczny głosie, po morskiej fali,
Usłysz, ach, usłysz mnie, luba,
I na wezwanie przybądz z oddali
Tu, do swojego Kaszuba.
- Przybądz, ach, przybądz, bo nie mam czasu,
Ciebie, kochanko ma, wzywam,
Bowiem ja jestem twój miły Kaszub,
Co na tej łódce tu pływam!
Tak młody Kaszub wołał ze łzami,
śeby przybyła tam wkrótce,
Ajednocześnie ruszał wiosłami,
Pływając po morzu w łódce.
Pływał i oczy swe wypatrywał,
Czy biegnie doń jego luba,
Ale niestety nikt nie przybywał
Do nieszczęsnego Kaszuba.
Morze szumiało, głos leciał w pustkę,
Wiatr szarpał \agiel z łopotem,
Zapłakał Kaszub, wytarł nos w chustkę
I powiosłował z powrotem.
Odejście Mikołajów
Kiedy zima nastaje,
To z przeró\nych zaułków
Wyła\ą Mikołaj e
W liczbie plus minus pułku.
W miasto jak rzeka płyną
Tych Mikołajów tłumy
I pachną naftaliną
Ich tandetne kostiumy.
Trzęsą się siwe brody,
Sto wielkich nosów świeci,
Przystają samochody,
Uśmiechają się dzieci,
Promienieje ulica,
Bo ka\dy dobry święty
W domach, sklepach, świetlicach
Będzie wręczał prezenty.
Mikołaj owe \niwa,
Zawód, nie \adne hobbi -
I dziatwa jest szczęśliwa,
I Mikołaj zarobi.
Czasem taki staruszek,
W cywilu zwany Mięciem,
Ur\nie się jak świntuszek
Z pierwszym przydro\nym cieciem
I ogarnięty szałem,
śe a\ mu dr\y fufajka,
Gwizdnie swym pastorałem
Innego Mikołajka
Lub dłonią, którą czule
Głaskał właśnie maluchów,
Grzmotnie go po infule
I doło\y po uchu.
I oto na rozstaju
W samym środku miasta
Kłąb świętych Mikołajów
Z ka\dą chwilą narasta,
By ruszyć pośród huku,
Przekleństw i strzępków waty
I toczyć się po bruku
Niczym kula z armaty,
Przewracając tramwaje
I niknąc pośród mroku,
A wraz z nim - Mikołaj e
Nikną na przeciąg roku...
A choć są zli i brudni,
Aza mi się w oku kręci,
Bo nie są tacy nudni
Jak inni polscy święci
Kościelni i ci bez wyznań,
Którymi kwitnie Ojczyzna...
List do \ony
Kochanie, ty po lasach brodzisz,
A tu z kiciusiem twoim klapa,
Twój kiciuś nie ma ju\ w czym chodzić,
Zu\ył bielizny cały zapas,
Całkiem dziurawe ma skarpetki,
Boso kuśtyka po ogródku,
Patrzy na dalie i nagietki,
A serce \re mu robak smutku.
Ty sobie bawisz na Marienbadach,
W Sobótkach, względnie w Obornikach,
I nie wiesz, co twój kiciuśjada,
Jakie paskudztwa czasem łyka,
Jak mu nie słu\y kalarepka,
Jakie mu brzuszek robi harce,
Gdy je spleśniałe skórki z chlebka,
Coś zostawiła je w spi\arce.
Czasami kiciuś w łó\ku le\y,
Gorzko przeklina swoją dolę
Patrząc na brudny stos talerzy
Wyrastający wzwy\ na stole.
Popatrzy, pośpi i popłacze,
Zabeczyjak zabłąkana owca:
- O miła, kiedy cię zobaczę?
Wróć z tej Ostendy czy z Wągrowca!
Zjaw się, zaceruj dziury w spodniach,
Spraw, by znów wszystko zajaśniało,
Nie zdradzam cię ju\ od tygodnia,
Zupełnie mi się odechciało,
Karty nie bawią mnie i goście,
Inne rozkosze teraz wolę -
Ot, chciałbym sobie przewlec pościel,
Raz spróbowałem. Nie wydolę.
Kochanie moje, wróć z Lidzbarku,
Porzuć Hawaje, Dardanele,
Mo\esz mi dać po karku,
Lecz wez mnie znów pod kuratelę!!!
Przyjedz, pocałuj czółko łyse,
Zrób obiad, spodniom przywróć kancik...
Kiciuś ju\ nie chce być tygrysem.
.. .chce być kiciusiem swojej pańci...!!!
Inspekcja
W nocy nieoczekiwanie zgoła
Przyszedł do mnie święty Mikołaj.
Stanął w progu, przyjrzał się Mani
I zapytał: - A co to za pani?
Mania ślicznie zarumieniona
Powiedziała z wdziękiem: - Narzeczona...
Dociekliwy jak większość staruszków
Zwięty na to: - Czegó\ ona w łó\ku?
Uszy mi zapłonęły z gorąca
I odrzekłem głupio: - A bo śpiąca...
Ten argument wcale mi nie pomógł:
- Czemu\ nie śpi u siebie w domu?
Chytra Mania szepnęła słodko:
- Bo ja jestem bezdomną sierotką...
Dobry święty się podrapał po nosie:
- W takim razie gdzie\ ty śpisz, młokosie,
Jeśli łó\ko odstąpiłeś pannie?
- Na słomiance, proszę pana, albo w wannie!
Zwięty brodą ze wzruszeniem porusza:
- Ot, szlachetna jakaś z ciebie dusza,
Obydwoje warciście prezentów...
Tutaj sięgnął do worka z brezentu.
Wręczył Mańce kawałek piernika,
A mnie dał popiersie Kopernika,
Spojrzał jeszcze na Mańki nogę,
Którą właśnie opuściła na podłogę,
I powiedział wychodząc za dzwierze:
- Paxvobiscum, cześć, cię\ki frajerze!
Kompleks wdzięczności
Nie wiem, gdzie się mam schronić ani gdzie się mam schować
Oraz jakie zatrzasnąć okna, bramy lub drzwi,
Bym nie musiał co chwilę za coś komuś dziękować,
Nie powtarzać: "spasibo", "thankyou", "graba".
"merci"...
Płyną z ust profesorów, dyrektorów, pastorów
Słowa, których słuchając ju\em sczerniał i schudł,
śeśmy winni czuć wdzięczność wielką dla plantatorów, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl