[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tanebudzie musi się dziać wiele ciekawych rzeczy.
 Zaczekaj  tknęło go coś  i zawsze mówili do niej  Kaśka ?
 Jak mają mówić?  teraz Janek się zdziwił.  Może nie podoba
się jej prawdziwe imię? Znałem jedną Mariolę, która okazała się po-
tem Kazimierą. W  Sputniku dowodów osobistych się nie sprawdza.
Mówi się  jestem Mariola i jest się Mariolą. Powinieneś się kiedyś
wybrać do  Sputnika .
 Chyba to zrobię, może jeszcze dziś  spojrzał na zegarek. 
Podsunąłeś mi pewien pomysł... Słuchaj  naraz uświadomił sobie
powód, dla którego Janek siedzi z nim w kuchni zamiast słuchać Sa-
chy Diestela  jak u ciebie z forsÄ…?
 Prawdę mówiąc  rozpaczliwie.
Wyciągnął portfel, zajrzał do przegródki, w której trzymał pienią-
dze przeznaczone na wydatki osobiste, wyciÄ…gnÄ…Å‚ setkÄ™, obliczajÄ…c
98
równocześnie, ile dni zostało do pierwszego.
 Wiesz, że odkładamy na syrenkę  powiedział usprawiedliwia-
jąco i zły był na siebie, że się usprawiedliwia.  Więcej nie mogę.
 Dobra jest  powiedział Janek.  Jak chcesz, to mogę ci co-
dziennie podsuwać pomysły.
10
Mimo póznej pory zastał w laboratorium technika, kazał mu na
poczekaniu powiększyć zdjęcie z dowodu Kozłowskiego i z paroma
odbitkami w kieszeni ruszył w kierunku  Sputnika .
Młodzieżowa tancbuda mieściła się przy brzydkim, zabudowanym
z piętnaście lat temu placu, który był wojewódzką miniaturą war-
szawskiego placu Konstytucji. W planie były nawet kandelabry, ale
zanim je zrobiono, zmieniła się moda w architekturze i plac tonął w
ciemności, strasząc wiosną i jesienią okropnymi przeciągami. Od
Komendy był spory kawałek, powinien był właściwie wsiąść w tram-
waj, ale wieczór był ładny i ciepły, przypomniał sobie zalecenie dok-
tora i postanowił się przejść. Była pora ostatniego seansu w kinach,
na ulicy sporo młodzieży, rosiej, dobrze ubranej, zawadiackiej.
Olszak szedł powoli, nie spiesząc się, myślał trochę o rozmowie z
żonÄ…. Uparía siÄ™ jednak na ten samochód. JeÅ›li uda mu siÄ™ do wiosny
zgromadzić na pierwszą wpłatę, to zaryzykuje. Zostanie potem trzy-
dzieści sześć rat po tysiąc pięćset albo i więcej miesięcznie. Czy dadzą
99
radę? Najwyżej nie starczy na benzynę...
Nikt z mijających go obojętnie przechodniów nie rozpoznałby in-
spektora wydziału śledczego milicji w tym podtatusiałym, ubranym w
workowaty garnitur mężczyznie. To zabawne, ale każde ubranie wisi
na nim jak worek. Przywykł ubierać się zwyczajnie w konfekcję, kie-
dyś przed laty przydzielaną na talony, pózniej z trudem kupowaną w
sklepach oznaczonych numerami, ostatnio zaś w salonach odzieżo-
wych o ekskluzywnych nazwach  Gentleman czy  Mister , ale każde,
najlepiej nawet wyglądające na manekinie ubranie stawało się, gdy
włożył je Olszak, popielatawym (lubił ten kolor) workiem. Kiedyś, gdy
mieli trochę wolnych pieniędzy (między kupnem pralki a początkiem
rat za telewizor  przypomniał sobie), żona zaprowadziła go do naj-
lepszego w mieście krawca, Olszak zapłacił za uszycie tyle, że mógłby
mieć dwa garnitury ze sklepu, ale po trzech dniach okazało się, że
ubranie upodobniło się do dotychczasowych. Grażyna machnęła ręką,
a jemu nigdy to nie przeszkadzało. Prawdę mówiąc, strojenie się
uważał za niegodne mężczyzny i gniewało go, że Janek nieco zbyt
dużą wagę przywiązuje do non ironów i jerseyów.
Na narożnym budynku nie paliła się pierwsza litera w neonie klu-
bu, grupki wyrostków, nazywanych ostatnio  nastolatkami , okupo-
wały wejście. Rozsunął młodych ludzi, platynowa blondynka przy
stoliku sprzedawała karty wstępu.
 Dla członków klubu po dziesięć, dla pozostałych po dwadzie-
ścia. Pan chyba nie jest członkiem klubu?  wyszczerzyła do niego
zęby.
100
W milczeniu położył dwie dziesięciozłotowe monety. Mógłby oka-
zać legitymację, ale wolał tego nie robić. Licho wie, z kim ta podsta-
rzała piękność utrzymuje kontakty. Nie wygląda na osobę dyskretną,
a Olszakowi najmniej zależy na tym, żeby zainteresowanie milicji
młodzieżowym klubem  Sputnik stało się powszechną tajemnicą.
 Pan na górkę czy na dołek?  zaszczebiotała tleniona.  Starsi
panowie wolą na antresolę, lepiej widać. Ale może pan woli bliżej
parkietu.
 Może być na antresoli  powiedział Olszak. Schował do kiesze-
ni kartonik z wypisanym numerem miejsca, zauważył, że blondynka
skreśliła na leżącym przed nią diagramie jego numer, minął gipsowy,
pomalowany srebrną farbą model sputnika, który patronował klubo-
wi, i wspiÄ…Å‚ siÄ™ wÄ…skimi, imitujÄ…cymi marmur schodami na antresolÄ™.
Otaczała ona całą salę na poziomie trochę niższym niż pierwsze pię-
tro, środek był wolny od stolików, kłębiły się tam teraz podrygujące
rytmicznie pary. Zamówił u przechodzącej kelnerki kawę, zauważył,
że drugie miejsce przy jego stoliku jest zajęte, świadczyła o tym nie
dopita kawa i nadjedzone ciastko. Jego towarzysz, a może towarzysz-
ka, bawi siÄ™ teraz na dole.
Spojrzał przez balustradę w dół, jakby chciał znalezć tam kogoś
wśród tańczących. Ale widział tylko zmierzwione fryzury dziewczyn i
chłopaków, niekiedy jednakowej długości, czasem tylko, jak skalista
wysepka, błysnęła mu łysinka któregoś ze starszych podrywaczy, o
których mówił mu Janek. Pewnie dostanie za towarzysza któregoś z
tych gości. To może być nawet interesujące. Sięgnął do kieszeni po
101
papierosy, natrafił dłonią na zdjęcia. Wyjął jedno i położył obok sie-
bie na stoliku. W końcu to zdjęcie jest powodem albo raczej pretek-
stem do odwiedzin  Sputnika . Jeszcze raz spojrzał w dół, czy nie
dostrzeże wśród tańczących Basi Kralskiej, której by chętnie pokazał
tę fotografię, ale orkiestra skończyła właśnie grać i parkiet nagle opu-
stoszał. Usłyszał za sobą nieco posapujący oddech. Odwrócił się, żeby
poznać współtowarzysza wieczoru, i zdumiał się. Wszystkiego by się
spodziewał, z wyjątkiem spotkania w tym miejscu tego faceta.
 Witam pana kapitana  ukłonił się Rowak. Machinalnie po-
prawił śnieżnobiałą chusteczkę w kieszonce marynarki, wyciągnął
dłoń do Olszaka. Była chłodna, miękka i nieprzyjemna w dotyku. 
Pan kapitan już coś poderwał? A może służbowo?
 Prywatnie  powiedział Olszak  i dlatego proszę bez tytułów.
 W porządku. Muszę przyznać, że nie oczekiwałem spotkania z
panem w tym miejscu, chociaż przeczucie mi mówiło, że prędzej czy
pózniej do spotkania musi dojść.  Usiłował zapalić cygaro.
 Tak pan przypuszczał?
 Wie pan  uśmiechnął się Rowak  mam pamięć ludzkich twa- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl