[ Pobierz całość w formacie PDF ]
omówić szczegóły podpisywanego dzisiaj kontraktu.
- Boli mnie głowa - wymruczał. Czuł się fatalnie, w gło
wie mu huczało. Klasyczny kac.
Jarrett oparł się wygodnie, przymrużył oczy.
- Surowe jajko i sos Worchester, to najlepsze lekarstwo.
Czuł się tak podle, że nawet nie był w stanie spiorunować
go wzrokiem. Sposępniał jeszcze bardziej.
- To ból głowy, a nie kac - zaoponował ponuro.
- Czy ten ból głowy przypadkiem nie ma na imię Stazy?
- Jarrett popatrzył na niego sceptycznie.
Nie był w nastroju do żartów, szczególnie takich.
- Nie - rzekł cierpko. - To nie ma z nią nic wspólnego.
- W takim razie, co jest? - naciskał Jarrett.
- Daj mi spokój - odgryzł się Jordan. - To, że ty i Jonath
an daliście się złapać kobietom, jeszcze nie znaczy, że każdy
facet jest taki naiwny!
- To mało pochlebne dla Abbie i Gaye - uśmiechnął się
Jarrett. - Jak do tego doszliśmy... ? Ach Już sobie przypomi
nam, mówiliśmy o Stazy - dokończył z leciutką drwiną
w głosie.
- To ty o niej mówiłeś, nie ja - poprawił go Jordan. -
A skoro jesteśmy przy tym temacie... Jak spławiłeś Stellę?
- zapytał, zręcznie zmieniając temat.
Uśmiech Jarretta zgasł.
- Zręczny unik - pogratulował kpiąco. - Ale do Stazy
i tak zaraz wrócimy. Ze Stellą na razie mamy spokój.
- Niemożliwe! Jak ci się to udało?
- Oświadczyłem, że musimy przemyśleć jej żądania.
Odezwiemy się, gdy Jonathan wróci podróży poślubnej.
Czyli chwilowo zawieszenie broni. Potrafi znalezć sobie od
powiedni moment, co? - Skrzywił się.
Zawsze tak było. Dziesięć lat temu, gdy rozpadło się jej
drugie małżeństwo, Jarrett za pomocą pokaznej sumy skłonił
ją do rezygnacji z ingerencji w życie młodszych synów. Ta
jemnica wydała się po latach..
- Oczywiście kontakt z moimi dziećmi absolutnie nie
wchodzi w grę - dodał Jarrett. - Jasno jej wyłożyłem, że od
mojej rodziny ma się trzymać z daleka - dokończył.
Zawsze uderza w najczulsze miejsca. Dla wszystkich by
łoby najlepiej, gdyby znalazła sobie nowego męża. Przynaj
mniej na jakiś czas zeszłaby im z oczu!
.- Wracając do Stazy... - Jarrett popatrzył na brata.
- Stary, daj spokój - roześmiał się Jordan, wstając
z krzesła. - To moja sąsiadka zza ściany.
- Kiedyś wspomniałeś, że mieszka tam piegowaty rudzie
lec. To ona? - z niedowierzaniem zapytał Jarrett. - Jordan,
na Boga, czy ty nie masz oczu? Przecież to taka piękna
dziewczyna!
Niestety. Sam nie mógł pojąć, jak to się stało, że wcześniej
tego nie zauważył. Mijali się przez tyle tygodni. Za to ona
z pewnością już dawno wyrobiła sobie o nim odpowiednie
zdanie. Niekoniecznie pochlebne.
- Połowa Ameryki podziela twoją opinię - wyznał ponu
ro. - W ciągu ostatnich trzech dni odwiedziło ją dwóch gości
stamtąd - dodał z ociąganiem, bo Jarrett wyraznie czekał na
ciąg dalszy. Przecież nie powie mu, że u niej zamieszkali.
Gromki śmiech brata wcale go nie rozbawił. Sam już nie
wiedział, co o niej myśleć, zbyt wiele tu sprzeczności. Niby
takie niewiniątko, a w domu dwóch amantów.
- Chłopie, gdzie ty miałeś oczy? - chichotał Jarrett.
- Tylko przypadkiem nie wygadaj Abbie - pośpiesznie
zastrzegł się Jordan. - Bo nie da mi żyć. Albo zaprosi Stazy
na rodzinną kolację. - Wiedział, co mówi, bo właśnie w ten
sposób Abbie wyswatała Jonathana i Gaye!
- Nawet nie pisnę - obiecał Jarrett - ale pod jednym wa
runkiem. Musisz mi powiedzieć, w jaki sposób zamierzasz
się zrehabilitować? - dokończył triumfalnie.
- Niby dlaczego miałbym... No dobrze - złamał się, bo
Jarrett sięgnął po słuchawkę. Z całą pewnością zamierzał
zadzwonić do Abbie! - Zleciłem nową aranżację mieszkania
- mruknÄ…Å‚, doskonale wiedzÄ…c, do czego Jarrett jest zdolny.
- I co dalej? - Jarrett popatrzył na niego dziwnie.
- I nic - odparł, wzruszając ramionami.
- No wiesz! - Jarrett pokręcił głową. - Liczysz, że hałasy
dochodzÄ…ce z twojego mieszkania sprowokujÄ… jej reakcjÄ™?
Powiem ci - znowu potrząsnął głową - że to najgłupszy
pomysł na zaintrygowanie dziewczyny, o jakim kiedykol
wiek słyszałem. Nie wspominając już, że słono kosztuje. Nie
prościej zdobyć się na bukiet kwiatów?
- Stazy jest architektem wnętrz - wszedł mu w słowo
Jordan, chcąc oszczędzić sobie dalszych uszczypliwości. -
To ja już sobie pójdę. Chyba muszę coś zjeść, by przetrwać
do wieczora - wymówił się, choć wcale nie miał ochoty na
jedzenie. Ale może posiłek rzeczywiście postawi go na nogi.
Gdy wychodził, gonił go chichot Jarretta. Wolał nie do
chodzić przyczyn tego śmiechu...
Stazy była tu w dzień, wiedział o tym, bo w powietrzu
jeszcze unosił się nieuchwytny zapach jej perfum. Ta świa
domość w jakiś nieoczekiwany sposób sprawiła, że mieszka
nie wydało mu się teraz dziwnie puste...
To jest jego azyl, tu wreszcie może odpocząć od świata
i ludzi, w ciszy rozkoszować się samotnością.
A wystarczyła jej przelotna obecność, by zaczęło mu ko
goś brakować...
Gdy wszedł do kuchni, w nozdrza uderzył go apetyczny
zapach. Jedzenie. Na drzwiach lodówki żółciła się przycze
piona magnesem kartka. Nie było jej, gdy wychodził.
W piekarniku masz kolację - to rewanż za wczorajszy
wieczór. Wino już otwarte. Stazy"
Ale on wczoraj kupił gotowe jedzenie. Zajrzał do piecyka.
Chili i ryż. Na blacie butelka czerwonego wina.
Poczuł pragnienie. Napełnił kieliszek i usiadł przy stole.
Przygotowała dla niego kolację!
Z jednej strony wzruszył go ten miły gest, ale jednocześnie
ogarnął lęk. Jak to odczytać? Czy to jedynie sąsiedzka przy
sługa, czy może coś więcej? A jeśli zacznie robić mu pranie?
Zcierać kurze? Kilku kumpli właśnie tak wpadło...
Jest niesprawiedliwy. Po co miałaby zastawiać na niego
sidła, skoro ma w domu dwóch niczego sobie facetów? Pew
nie nic się za tym nie kryje, po prostu chce się zrewanżować.
Ale to też słaba pociecha.
Jarrett ma rację: przez te trzy miesiące chyba był ślepy.
Stazy jest śliczną dziewczyną. A on zachował się jak skoń
czony idiota. Ale to siÄ™ zmieni!
Pośpiesznie ściągnął garnitur, przebrał się w dżinsy i gra
natową koszulę. Gdy kilka minut pózniej Stazy otworzyła mu
drzwi, wydała się jeszcze młodsza. Koński ogon przewiązany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]