[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jego opublikowania bylibyśmy wplątani w wojnę i to w skali ogólnoświatowej.
Sherlock napisał coś na kartce i podał ją Premierowi.
- Tak, to właśnie on jest autorem - odparł polityk. - Ten nierozważny list może oznaczać
śmierć tysięcy ludzi i straty milionów funtów.
- Czy poinformowaliście go, panowie o tym, co się stało?
- Tak, zaszyfrowaną depeszą.
- Być może to jemu zależy na publikacji listu?
- Nie. Mamy powody, by sądzić, że zrozumiał już błąd jaki popełnił pisząc go, a szczególnie
formułując go w tak nieprzemyślany sposób.
Publikacja listu przyniosłaby jemu i jego krajowi, jeszcze więcej szkód, niż nam.
- Jeśli tak, to w czyim interesie może leżeć ogłoszenie treści listu? Dlaczego ktoś zadał
sobie tyle trudu, by wejść w jego posiadanie?
- Tu panie Holmes, wkraczamy w arkana polityki światowej.
Znając aktualną sytuację w Europie, nietrudno odpowiedzieć na pańskie pytanie. Cały
kontynent to w tej chwili dwa wielkie obozy wojskowe, pomiędzy którymi utrzymuje się
chwiejna równowaga sił. My jesteśmy języczkiem u wagi. Jeśli Anglia przystąpi do wojny po
którejkolwiek ze stron, należy założyć, że ta właśnie strona wygra. Przyzna pan, że stawka
jest wysoka. Zwłaszcza że po publikacji tego listu będziemy mogli przystąpić tylko do jednej
z nich..
- Naturalnie. W takim razie przyjmuję, że najwięcej skorzystać na tym mogą wrogowie
naszego kraju, doprowadzając do rozłamu między nami, a ojczyzną autora tej epistoły?
- Dokładnie tak.
- Do kogo w takim razie wysłano by ten list, gdyby wpadł w ręce ludzi, o których mowa?
- Do któregokolwiek z dużych państw Europy. Obawiam się zresztą, że jest właśnie w
drodze, poruszając się z szybkością idącego pełną parą statku.
Pan Hope jęknął przy tych słowach, ale Premier zwrócił się do niego: - To nie pańska wina.
Zdarzył się przypadek, który przytrafić się mógł każdemu. NIe zaniedbał pan żadnych
środków ostrożności, toteż nie może mieć pan do siebie żalu. Teraz, panie Holmes, zna pan
wszystkie fakty. Jaka jest pańska ocena sytuacji?
- Sądzi pan, że jeśli nie odzyskamy tego dokumentu, wybuchnie wojna? - spytał poważnie
Sherlock po chwili milczenia.
- Sądzę, że jest to nader prawdopodobne.
- Wobec tego proszę się do niej przygotować, sir.
- To nie brzmi zbyt optymistycznie, panie Holmes.
- Proszę wziąć pod uwagę fakty, sir. Nie należy zakładać, że list został wykradziony po
wpół do dwunastej, od której to godziny dwie osoby były w pokoju aż do momentu odkrycia
zguby.
O wiele prościej było zabrać go, gdy nikogo tam nie było, czyli między wpół do ósmej a wpół
do dwunastej, raczej bliżej wpół do ósmej, gdyż osobie, która go zabrała musiało zależeć na
wejściu w posiadanie tego listu najszybciej jak się dało. Równie oczywistym jest, że
niezwłocznie wywieziono go poza granice, bądz osobiście, bądz przez
zaufanego kuriera, by przekazać zleceniodawcy do dalszego wykorzystania. Jest więc
obecnie poza naszym zasięgiem i szanse jego odzyskania wydają się znikome.
Słysząc to Premier wstał, oznajmiając: - Pańskie rozumowanie jest doskonale logiczne
panie Holmes, i obawiam się, że ma pan całkowitą rację.
- Załóżmy, że list zabrała pokojówka lub służący.
- Obydwoje to starzy i zaufani ludzie.
- Jeżeli dobrze pana zrozumiałem, sypialnia znajduje się na piętrze bez balkonu i nikt nie
może z niej wyjść nie zauważony. Wobec tego list musiał wykraść ktoś z domowników.
Powstaje pytanie: komu mógł go przekazać? Jednemu z obcych agentów, i to tych słynnych,
a nazwiska ich są mi znane. Jest trzech, o których można powiedzieć, że są najlepsi i zacznę
poszukiwania od sprawdzenia czy wszyscy znajdują się na miejscu. Jeśli któryś zniknął, a
zwłaszcza jeśli nastąpiło to tej nocy, będziemy wiedzieć, w czyim posiadaniu znalazł się ów
list.
- Dlaczego miałby go zawozić osobiście? - zdziwił się Hope. - Wystarczy przecież, by
zaniósł go do swojej ambasady w Londynie.
- Nie. Ci ludzie działają niezależnie od ambasad, a nawet mają z nimi napięte stosunki.
- Zgadzam się z panem, panie Holmes - wtrącił Premier. - Poza tym tak cenną zdobycz
każdy wolałby oddać zwierzchnikowi osobiście. Uważam pański plan za najlepszy z
możliwych, a w międzyczasie, Hope, nie możemy zaniedbywać innych naszych obowiązków.
Gdyby dotarły do nas jakieś nowiny, skomunikujemy się z panem. A gdyby pan się czegoś
dowiedział, niewątpliwie
zrobi pan to samo, panie Holmes.
Obaj politycy skłonili się i opuścili nas w niezbyt pogodnych nastrojach.
Kiedy zamknęli za sobą drzwi, Holmes zapalił w milczeniu fajkę i pogrążył się w rozmyśla-
niach. Znając go wiedziałem, że ten stan może potrwać dłużej, toteż zająłem się gazetą, w
której opisywano sensacyjne morderstwo popełnione ostatniej nocy. Po pewnym czasie
Sherlock zerwał się na równe nogi z okrzykiem i odłożył fajkę.
- Tak - oznajmił - nie ma lepszego sposobu, by się za to zabrać. Sytuacja jest rozpaczliwa,
lecz nie beznadziejna, i nawet teraz, wiedząc, który z nich ma ten list, możemy go odzyskać.
Tym trzem zależy przede wszystkim na pieniądzach, a ja mam do dyspozycji skarb państwa.
Jeśli mają dokument odkupię go, nawet kosztem podatników.
Niewykluczone, że posiadacz czeka na oferty zanim się zdecyduje, co zrobić z łupem.
Teraz kolej na wizyty u tych trzech panów: Obersteina, La Rothiere'a i Lucasa.
- Eduardo Lucasa z Godolphin Street? - spytałem unosząc głowę znad gazety.
- Tak.
- Nie złożysz mu wizyty.
- A to dlaczego?
- Bo właśnie tej nocy ktoś go zabił w jego własnym mieszkaniu.
Podczas naszych przygód, Holmes tak często mnie zaskakiwał, że odwrócenie sytuacji dało
niezapomniany efekt. Wpatrywał się we mnie w niemym osłupieniu przez dłuższą chwilę, po
cyzm wyrwał mi gazetę i zaczął czytać artykuł, który studiowałem gdy on rozmyślał:
"Morderstwo w Westminster Ostatniej nocy pod numerem 16 Godolphin Street, w
jednym
z osiemnastowiecznych domów
leżących pomiędzy rzeką i Opactwem, prawie w cieniu wieży Parlamentu, popełniona została
tajemnicza zbrodnia. Od lat dom ten zamieszkany był przez pana Eduardo Lucasa, doskonale
znanego w towarzystwie z uwagi zarówno na czarującą osobowość, jak i na zasłużoną
reputację jednego z najlepszych amatorskich tenorów kraju. Pan Lucas był kawalerem, miał
34 lata, a jego służba składała się z pani Pringle, starszej już wiekiem gospodyni oraz
służącego Mittona. Gospodyni chadza wcześnie spać w pokoju na poddaszu, zaś służący miał
tego dnia wychodne
i odwiedzał przyjaciela w Hammersmith. Od dziesiątej wieczorem pan Lucas był więc
praktycznie sam w domu.
Co zdarzyło się w tym czasie, nie sposób dokładnie ustalić.
Kwadrans po północy konstabl Barret, przechodząc obok domu numer 16, zauważył otwarte
drzwi. Zastukał, lecz nie otrzymał odpowiedzi. Widząc jednak światło w pokoju, wszedł do
środka. W salonie, w którym się znalazł, panowały chaos i nieład - meble były zsunięte pod
jedną ze ścian, oprócz jednego, leżącego na środku krzesła. Za nim, nadal trzymając je za
nogę leżał nieszczęsny gospodarz z orientalnym sztyletem w sercu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl