[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swej skórze. Musiał odnalezć Pierwszego i przynieść go.
Mimo wrodzonej tępoty, do Kralixa dotarło, \e nie będzie musiał podró\ować daleko, gdy ju\
schwyta Pierwszego. On sam, z własnej woli podą\ał we właściwym kierunku. I to było dobre.
Ale Kralix nie został poinstruowany, co robić w takim przypadku. Powiedziano mu tylko trzy
rzeczy. Znajdz Pierwszego ! Przynieś Pierwszego ! Nie pozwól by cokolwiek stanęło ci na drodze !
Tote\ nigdy nie odczuwający zmęczenia Kralix podą\ał wytrwale przed siebie, by wypełnić
swą misję.
Zwiatło niezliczonych gwiazd rozbłysło na nocnym niebie, gdy Conan i jego dru\yna przybyli
pod mury zamku Sargasso. Nieco na lewo, mo\e o sto kroków od miejsca, w którym się znajdowali,
widzieli dwie jarzące się pochodnie, które oświetlały szerokie podwójne drzwi, osadzone płasko w
ścianie budowli. W blasku tych samych pochodni dostrzegli tak\e dwóch selkich stojących na
warcie.
Ukryci pod płaszczem nocy, Conan i jego troje towarzyszy z Leśnego Ludu, nie mogli zostać
zauwa\eni przez selkich, ale mimo to Cymmerinin nakazał gestem, aby jego przyjaciele opadli
nisko na ziemię. Kiedy zaś do nich przemówił, zni\ył głos do konspiracyjnego szeptu:
- Jesteśmy zatem  zaczął.
- Tak i co teraz ?
Conan zastanowił się. Mo\liwy był bezpośredni atak, zwłaszcza, \e mieli przewagę liczebną.
Ale nie mógł mieć pewności, \e stra\nicy nie zdą\ą wezwać pomocy. Następna dwudziestka selkich
mogła równie dobrze czekać tu\ za drzwiami, a to znacznie zmieniłoby układ sił. Mo\na tak\e
pomyśleć nad jakąś sztuczką, która odciągnęłaby stra\ników od bramy. Conan mógł przyciągnąć
ich uwagę z jednej strony, kiedy Tair i Cheen okrą\yliby ich. Gdyby udało im się odciągnąć selkich
spod drzwi, nie mogliby wezwać pomocy. Kolejną rozwa\aną przez Cymmerianina wersję, było
skradzione się coraz bli\ej poło\enie obu stra\ników, dwiema dobrze rzuconymi włóczniami.
159
160
Cheen z pewnością umiała posługiwać się swoją, a Conan nie miał \adnych powodów by wątpić, \e
Tair posiada tą umiejętność w podobnym stopniu.
Jeszcze rozmyślał nad najlepszym wariantem, gdy wybór dokonał się sam, jako \e z
ciemności nocy wypadł potwór, który runął na obu selkich.
Tair dostrzegł go pierwszy.
- Na Zieloną Boginię ! Spójrzcie na To !
Conanowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. To co zobaczył było dwukrotnie większe
od wołu, a jego wilgotna pomarszczona skóra błyszczała w świetle pochodni. Wyglądało to na
jakieś wodne stworzenie, pomyślał Conan, choć pazury i kły, jako \ywo przywodziły na myśl
niedzwiedzia lub wilka. Jego kroki zadudniły cię\ko, gdy biegł prosto ku drzwiom.
Obaj selkie skoczyli odwa\nie naprzód i zaatakowali bestię, dzgając ją swymi lancami. Ale
byli jak szerszenie atakujące człowieka. Jeden z nich podszedł zbyt blisko i potę\ne szczęki z
okropnym zgrzytem zmia\d\yły jego ciało. Conan potrząsnął głową z niedowierzaniem. Była to
przynajmniej szybka śmierć.
Długie ostrze lancy drugiego selkiego zanurzyło się głęboko w ciele potwora. Bestia wypluła
swą pierwszą ofiarę, zatrzymała się na moment, by wyrwać sterczące z jej ciała drzewce, u\ywając
do tego przedniej łapy, a następnie odrzuciła od siebie broń, jak człowiek strzepujący pyłek z
płaszcza. Dopiero potem skoczyła, niezwykle szybkim, jak na tak olbrzymie cielsko, susem i u\yła
tej samej, zakończonej pazurami łapy, by rozerwać selkie. Człowiek-Ryba został rozpruty tym
jednym pacnięciem od szyi, a\ po krocze. Upadł raniony śmiertelnie.
Potwór nie zwracał więcej uwagi na umierających selkich. Skierował się natomiast ku
zamkniętym wrotom. Cię\kie drewniane drzwi zadr\ały i pękły pod jego uderzeniem. Stwór
otworzył swą wielką paszczę i wbił w nie kły, gryząc i prze\uwając ich substancję.
- On ... zjada drzwi  powiedział Hok z niedowierzaniem.
Dokładnie to samo pomyślał Conan. Wszyscy patrzyli ze zdumieniem jak potwór wy\arł w
drzwiach otwór na tyle wielki, \e mógł wejść do środka. Większa część jego ciała znikła im z oczu i
widzieli tylko tylne odnó\a, gdy ze środka dobiegł kolejny huk świadczący, \e bestia z\era następną
przeszkodę.
- To chyba były wewnętrzne drzwi  zgadł Conan.
Po kilku zaledwie chwilach potwór zanurzył się całkowicie w czeluściach zamku, a
160
161
towarzyszyły temu dalsze odgłosy zniszczenia.
Potem zaś zapadła śmiertelna cisza.
Tair, Cheen i Hok spojrzeli równocześnie na Conana, a na ich twarzach malowało się
zdumienie.
- Nie wiem co to jest  odpowiedział na ich nieme pytanie.  Ale otworzył nam bramę.
Je\eli oczywiście ciągle jeszcze chcecie tam wejść i szukać waszego Nasienia.
Przera\enie ogarniające Thaylę urosło ju\ do granic mo\liwości i nie było to tak całkiem
pozbawione powodów. Nie miała \adnej okazji aby porozmawiać na osobności z Bladem. Jej mą\
był nienaturalnie czujny, więc nie mogła te\ sama u\yć swego obsydianowego ostrza. A teraz
jeszcze dotarli do zamku i poruszali się wzdłu\ jego muru, szukając wejścia do środka.
- Stać !  rozległ się ostry szept Rayka.
Towarzyszył temu gwałtowny gest ręki, zmuszający ją i Blada, by padli na ziemię. Thayla
posłuchała i w chwilę pózniej dostrzegła, co było powodem tego rozkazu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl