[ Pobierz całość w formacie PDF ]
eleganckie panie z centrum Warszawy poszłyby na każdy numerek.
Ksiądz Józef Stachońpo dwudziestu latach proboszczowania opuścił Urżanki
koło Mrągowa 1 wyjechał na nowąplacówkę. We wsi pozostała Ha lina P., przez
niektórych zwana babąksiędza, przez innych gosposią, a jeszcze przez innych
matkąkil korga dzieci wielebnego. ***
Mariusz P. -ksiądz wikary daje sięwe znaki biskupowi łomżyńskiemu
Stanisławowi Stefankowi, który odwoływał go jużz poprzednich dwóch parafii -za
karę. Przeniósł księdza Mariusza do Nur koło
Zuzeli, tj. blisko miejsca narodzin Prymasa Tysiąclecia
Stefana kardynała Wyszyńskiego. I tu Mariusz długo
posadki nie zagrzeje; "sperma" -jak mówiąmiejscowi
-"rzuca mu sięna mózg".
Wikary, w przeciwieństwie do żyjącego skromnie i spokojnie, szanowanego
przez wszystkich proboszcza -rozbija sięciemnoniebieskim Oplem vec-trą.
Aapie na samochód miejscowe panienki. Miedzy innymi 16-letniąZuzannę, która
za księdzem uciekła z domu. Spotykali sięw Ostrołęce w specjalnie wynajętej
kawalerce. Potem dołączyła do nich nieco starsza Kasia. Obie dzieliły sięi to
wcale nie plato-nicznie ukochanym.
W sumie czego wy ludzie chcecie od wikarego? Zuza dawno skończyła 15
lat i wie co robi. Prokurator interesuje siętylko tymi, którzy posuwająmałolaty
do 15-tki.
"%7łeby życie miało smaczek -raz dziewczyna, raz chłopaczek" -chciałoby
siępowiedzieć. Lepiej przenieśmy siędo Targowej Górki. Stąd 50 km do
Poznania. Wieśto duża i zasobna, dawniej miasto. Kościół św. Michała
Archanioła, w nim ksiądz Piotr, na plebanii obok Maciuś-osobisty
gospoświelebnego. Maciuśmówi o plebanie "Misiu". Maciuśto swój chłop. Lubi
wypić, a i krzakach sięwysika. Ma widaćczym, Maciuśna pedała nie wygląda i
prześcieradłem u księdza nie jest -jak mówi.
Parafianie do wszystkiego jużprzywykli. Ryba psuje sięod głowy -mówią.
Może i metropolita w Poznaniu, może i ich proboszcz. W sumie niezły
z niego ksiądz. Maciusia teżludziska lubią. Wolątego niżinnego. Pamiętaj
ąjeszcze niektórzy, jaki przed laty był proboszcz: ten pół wsi im
wydymał.Oczywiście tężeńskąpołowę.***
Przez niemal 28 lat absolutnym zarządcąparafii Zwiętej Trójcy w Myszkowie
Nowej Wsi w archidiecezji częstochowskiej był ksiądz Zenon Szy-moniak. Zaczął
tam jako młody, niespełna trzydziestoletni ksiądz. Dziśsłynie w okolicy z omijania
prawa, alkoholu, lichwy, miłości do panienek i trupów pozostawionych na
drogach. Wszyscy opowiadająo hucznych libacjach wyprawianych na plebanii z
udziałem długonogich panienek. Według relacji świadków "proboszcz uwielbia
baraszkowanie w namiocie w towarzystwie kilku roznegliżonych pań". Arcybiskup
częstochowski informowany przez parafian o wszystkim milczy. Wierni w
Kościele nie maj ąprzecieżgłosu. Co innego policja, prokuratura, sądy, prasa.
Wszystkie zajmowały siębujnym życiem i przypadkami księdza Szymoniaka. I
nic. Arcybiskup Stanisław Nowak nadal milczy. "Ksiądz ma łeb, to może pić". ***
W Biłgoraju, w województwie lubelskim, według relacji 9-letniej uczennicy
trzeciej klasy szkoły podstawowej, odbywa sięspecjalna sekskatecheza. Lekcje
religii i seksu dawał tam 30-letni katecheta,
absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Dziewczynka opowiadała, jak
katecheta j ej i innym dziewczynkom wkładał rękępod spódnicę. Czasem je
głaskał i dotykał. Matka katechety, równieżznana w Biłgoraju katechetka, od lat
okazywała w miejscowych kościołach nadmiernąpobożność. Nic więc dziwnego,
że kler z całego miasta murem stanął w obronie seksnauczyciela.
Teofil Malina, białogorajski katecheta, szczególnie upodobał sobie
"pipinki" uczennic. Jednąrękąpisał w zeszycie, drugąwkładał do majtek
dziewczynek i dotykał "pipinek"
Gdy prawda wyszła na jaw, w jego obronie stanął ksiądz dziekan Bogusław
Wojtasiuk i liczni członkowie miejscowego Legionu Maryj i. Dziekan nie tylko
poręczył za zboczeńca, ale także groził rodzinom molestowanych dziewczynek.
Dzieci poddane zostały różnego rodzaju badaniom psychologicznym. Biegi
stwierdzili, że mówiły prawdę. Kiedy zatrzymano Malinęw areszcie, jako
"specjalnego gościa", umieszczono go w pojedynczej celi. Współwięzniowie nie
toleruj ąpedofili. Teofil Malina mógł szybko na "własnym odbycie" przekonaćsię,
jak smakuje seks. Sąd jednak szybko go wypuścił i na dalszych etapach sprawy
Malina odpowiadał z wolnej stopy. Sam proces to była czysta kpina. Obrony,
zapewne za pieniądze z tacy, podjęła sięnajlepsza kancelaria adwokacka, na
której prawników nigdy nie byłoby staćbiednego jak mysz kościelna Maliny i jego
matki. Adwokaci pozwalali
sobie na niewybredne ataki na rodziny dziewczynek, w efekcie z sądu nad
zboczeńcem rozprawa przerodziła sięwsąd nad rodzinami ofiar.
Taka jest ta białogorajska sprawiedliwość. Jak może byćinna, skoro
ksiądz dziekan rządzi tu wszystkim, a Legion Maryj i w każdych wyborach
przeradza sięw armięwyborcządowodzonąz ple-banii.
W tej samej archidiecezji lubelskiej przez paręlat religii nauczał Andrzej
Z.
Andrzej Z. chciał zostaćksiędzem. Trafił do Lubelskiego Wyższego
Seminarium Duchownego. Nie udało sięmu dotrwaćdo końca. Poznał kobietę,
został jej mężem. Andrzej z Kościołem nie zerwał, został katechetą. Policja i
prokuratura gromadziły coraz więcej materiałów. Został przyłapany na próbie
gwałtu. Dostał wyrok w zawieszeniu tylko dlatego, że koledzy wsparli go w
trudnych chwilach, a ofiara "sama była sobie winna" i "sąd poprzekręcał fakty".
Gdy został mężem Beaty, w całym Zwidniku mówiono o dziwnych
stosunkach panujących w tym małżeństwie. Andrzej ćwiczył na żonie boks,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]