[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mam jej wystarczająco dużo tam, gdzie to ma znaczenie.
- A twoja muzyka ma znaczenie?
Nachylał się właśnie, aby chwycić ją zębami za ucho, ale zbiła go z pantałyku.
- A co moja muzyka ma z tym wspólnego?
Uważaj, Brenna, ostrzegła się w myślach. Rozbierz rzecz na części, ale jej nie
uszkodz.
- Siedzisz tutaj i piszesz ją, a potem zostawiasz taką porozrzucaną.
- Ja wiem, gdzie co jest.
- Chodzi mi o to, co z nią robisz.
- Komponowanie sprawia mi przyjemność.
Nic nie wskóram, stwierdziła widząc jego upartą minę. Mogła go podejść tylko
sprytem, a bardzo jej na tym zależało. Był to jeden z etapów, przez który musieli przejść.
- To wspaniale, ale czy nie pragniesz niczego więcej? Nie chciałbyś, aby innym także
dawała przyjemność?
- Przecież tobie się moja muzyka nie podoba.
- Czyja tak kiedykolwiek powiedziałam? - Widząc jego zdumioną minę wzruszyła
ramionami. - A nawet jeśli mi się zdarzyło, to tylko po to, by zagrać ci na nerwach. Bardzo
lubię twoją muzykę. Od czasu do czasu zdarzało ci się grać którąś z twoich melodii w pubie
albo na ceili.
- Grałem tylko dla przyjaciół i rodziny.
- No właśnie. Ja też jestem twoją przyjaciółką, prawda? - Tak.
- W takim razie podarujesz mi piosenkę? Spojrzał na nią zaniepokojony.
- Jak to, czy podaruję ci piosenkę?
- Tak po prostu. Daj mi piosenkę na własność. W zamian za naprawienie twojego
samochodu. - Pod wpływem impulsu wstała i wskazała pianino. - Masz ich tutaj dziesiątki.
Proszę cię tylko o jedną.
Ani na chwilę nie uwierzył, że zaczęły się jej podobać jego piosenki, ale nie widział w
jej prośbie żadnej pułapki.
- Jesteś dziś w dziwnym nastroju, O'Toole, ale w porządku. Dam ci piosenkę.
Wstał i zaczął przekładać sterty papierów, ale Brenna odsunęła jego ręce.
- O nie, sama ją sobie wybiorę. Tak będzie sprawiedliwie. - Wzięła tę, którą wcześniej
czytała. Tę samą, którą próbowała zagrać tego dnia, gdy po raz pierwszy pokazała jej się
Lady Gwen. - Ta mi się podoba.
- Jeszcze nie jest skończona. - Nie wiedział, dlaczego nagle ogarnęła go panika. -
Muszę nad nią popracować.
- Chcę właśnie tę. Przecież nie zrezygnujesz z takiej okazji? Piosenka za przegląd...
- Nie, ale...
- Umowa stoi. - Złożyła arkusz, chociaż Shawn patrząc na to jęknął, i schowała papier
do tylnej kieszeni spodni. - Teraz jest moja i dziękuję ci za nią. - Stanęła na palcach i
pocałowała go lekko. - Podwiozę cię do pubu, do pracy. Potem zabiorę wóz do siebie. Tam
mam wszystkie narzędzia. Tak go wyszykuję, że będzie chodził jak nowy.
- Jeszcze nie muszę wychodzić.
- Ale ja muszę. Mam dziś sporo do zrobienia. Jeśli dostarczę ci wóz przed
zamknięciem pubu, podrzucisz mnie do domu?
Starał się zapomnieć o piosence, którą wzięła. Sądził, że Brenna też szybko o niej
zapomni.
- Dokąd? Uśmiechnęła się.
- Może być tutaj.
Odwiozła Shawna do pubu i zostawiła go tam. Teraz chciała wpaść jeszcze w jedno
miejsce. Pojechała do Jude i zaparkowała przed jej domem. Jude akurat pracowała w ogrodzie
od frontu, szykując go na przyjęcie wiosny. Rękawiczki miała czarne od ziemi, a na chodniku
przed nią leżało kilka szkiców. Na widok Brenny usiadła na piętach i odsunęła słomkowy
kapelusz, który włożyła dla osłony przed mżawką.
- Zepsuła ci się furgonetka?
- Nie, mam zamiar zrobić przegląd wozu Shawna, bo on raczej dałby się zjeść
mrówkom niż zdecydował podnieść maskę. Twoje rysunki mokną.
- Wiem. Powinnam przerwać. Chciałam tylko przyspieszyć nadejście wiosny.
- O, naszkicowałaś swoje pomysły na urządzenie ogrodu! Brenna przykucnęła i
ustawiła się tak, aby trochę osłonić kartki. - To jak projekt. Dobry pomysł.
- Pozwala mi to wszystko zobaczyć w wyobrazni. Wejdzmy do środka, zanim
zmokniesz. - Podniosła się powoli i położyła dłoń na wypukłości brzucha. - Mój środek
ciężkości się zmienia.
- Za kilka miesięcy w ogóle nie dasz rady podnieść się z kolan bez dzwigu. Pozbieram
szkice. - Brenna wzięła kartki i kosz Jude.
- Widziałam Coleen Ryan na rynku kilka dni temu. Urodzi lada chwila. Chodzi jak
kaczka - powiedziała Jude wchodząc do domu. - Wygląda to uroczo, ale ja wolałabym
poruszać się z gracją tancerki przez całą ciążę.
- Możesz sobie pomarzyć.
Brenna zaniosła koszyk do małej bokówki przy kuchni i rozłożyła rysunki na stole,
aby wyschły. Jude nastawiła wodę i zdjęła puszkę z biszkoptami.
- Powiedziałam Aidanowi, że wpadnę do pubu na lunch. - Jude z uśmiechem ugryzła
ciastko. - Teraz wciąż jestem głodna. Nic nie psuje mi apetytu.
- Do twarzy ci z ciążą, Jude. Pamiętam, kiedy cię pierwszy raz zobaczyłam, stałaś w
deszczu w drzwiach chatki na Wzgórzu Elfów. Byłaś taka zagubiona. Teraz wyglądasz,
jakbyś odnalazła siebie.
- Cudownie to ujęłaś. To prawda, odnalazłam siebie. Spełniło się to, czego pragnęłam,
a wtedy nie potrafiłam nawet przyznać przed samą sobą, że tego właśnie chciałam.
- Sama sprawiłaś, że się spełniło.
- Może częściowo. - Jadła ciastka patrząc, jak Brenna krąży po kuchni. - Niektóre
rzeczy są nam po prostu przeznaczone. Trzeba tylko mieć odwagę i pozwolić, aby nas
spotkały.
- Kiedy odkryłaś, że zakochałaś się w Aidanie, powiedziałaś mu o tym od razu?
- Nie, na początku się bałam. Nie ufałam sobie. Brenna spojrzała na nią uważniej.
- A jemu?
- Jemu też nie - przyznała Jude. - Zanim przyjechałam tutaj, nigdy nie dążyłam do
spełnienia swoich marzeń i brakowało mi odwagi. Wszystko przez strach i bierność. Pózniej
nauczyłam się żyć inaczej, decydować o pewnych rzeczach i ufać, że inne same trafiana
właściwe miejsce.
- Ale robiłaś to stopniowo.
- Tak. Czy ty kochasz Shawna? Brenna usiadła i zmarszczyła brwi.
- Chyba tak. Nie wstydzę się powiedzieć, że to dla mnie szok.
- Do twarzy ci z miłością, Brenna.
Przeróbka jej własnych słów rozśmieszyła Brennę.
- Ale nie czuję się z nią dobrze. Mam nadzieję, że się do tego przyzwyczaję. Zrobię
herbatę - powiedziała słysząc bulgotanie czajnika.
- Nie, usiądz. Powiedziałaś mu już?
- Jeszcze nie. - Brennie nagle coś przyszło do głowy; zerknęła na Jude, która parzyła
herbatę. - Wiem, że małżonkowie mówią sobie o wszystkim, ale...
- Nie chcesz, abym wspominała o tym Aidanowi.
- Właśnie.
- Nie zrobię tego.
- Dziękuję, - Odetchnęła z ulgą. - Teraz muszę się z tym uporać i postanowić, jaki
powinien być mój pierwszy krok. Choć znam Shawna doskonale, nie potrafię przewidzieć
jego reakcji tak dobrze jak dawniej, zanim my... zanim nasz układ się nie zmienił.
- Między kochankami działają inne siły niż między przyjaciółmi, nawet takimi, którzy
przyjaznili się całe życie.
- Zdążyłam już się o tym przekonać. Wiem, że czasami trzeba go porządnie kopnąć w
tyłek, zanim zdecyduje się na jakiś ruch. Ten pierwszy krok postanowiłam zrobić w tym,
czego się najbardziej boję, a sądzę, że dla niego ma to największe znaczenie. - Uniosła się
trochę na siedzeniu i wyciągnęła z kieszeni papier nutowy.
- To jedna z jego piosenek?
- Poprosiłam go, aby mi ją dał. On ma wielki talent, prawda, Jude?
- Tak sądzę.
- Dlaczego go nie wykorzystuje? Ty na pewno wiesz, jak działają takie mechanizmy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]