[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w starciu z jej niezłomnym poczuciem niezależności.
- Jechała do Molepolole - podjął pan J.L.B. Matekoni - i przypomniała sobie, że nie
dała jeść kurom. Postanowiła natychmiast wracać i wrzuciła wsteczny. Chyba sobie
wyobrażasz, co zostaje ze skrzyni biegów po czymś takim. I nagle całe miasto o tym mówiło.
Uznali, że to ja roztrąbiłem, ale to nieprawda. Mechanik powinien być jak ksiądz na
spowiedzi.
Mma Ramotswe zgodziła się z nim. Ceniła dyskrecję i była zadowolona, że pan J.L.B.
Matekoni podziela jej pogląd, iż na świecie pleni się gadulstwo. Miała jednak do omówienia
pilniejsze i mniej filozoficzne sprawy, więc wróciła do tematu, który dał asumpt do całej
dyskusji.
- No więc mówią o naszych zaręczynach - powiedziała. - Niektórzy nawet chcą
zobaczyć pierścionek. - Spojrzała uważnie na pana J.L.B. Matekoniego. - Mówię im, że
jeszcze mi nie kupiłeś, ale niedługo to zrobisz.
Wstrzymała oddech. Pan J.L.B. Matekoni patrzył w ziemię, jak miał w zwyczaju,
kiedy był zdeprymowany.
- Pierścionek? - spytał w końcu zduszonym głosem. - Jakiego rodzaju pierścionek?
Mma Ramotswe bacznie go obserwowała. Omawiając z mężczyznami takie sprawy,
trzeba być oględnym. Oczywiście słabo się na nich rozumieją, ale trzeba uważać, żeby nie
wpadli w panikę, co mijałoby się z celem. Postanowiła pomówić z nim otwarcie. Pan J.L.B.
Matekoni wyczułby podstęp i nic by nie osiągnęła.
- Pierścionek z brylantem - wyjaśniła. - To dzisiaj noszą zaręczone kobiety. Tak jest
nowocześnie.
Pan J.L.B. Matekoni nadal ponuro wpatrywał się w podłogę.
- Z brylantem? - spytał pan J.L.B. Matekoni słabym głosem. - Jesteś pewna, że to jest
właśnie szczyt nowoczesności?
- Absolutnie - potwierdziła mma Ramotswe stanowczym tonem. - W nowoczesnych
kręgach wszystkie panie dostają dzisiaj pierścionki z brylantem. To jest znak, że mężczyzna
je docenia.
Pan J.L.B. Matekoni raptownie podniósł wzrok. Jeśli to była prawda - a mma
Potokwane wyrażała się w bardzo podobnym duchu - to nie miał wyboru: musiał kupić
pierścionek z brylantem. Nie chciał wywoływać w mmie Ramotswe wrażenia, że on jej nie
ceni. Cenił ją ogromnie. Był jej niezmiernie wdzięczny za to, że zgodziła się za niego wyjść, i
jeśli potrzebny był brylant, aby oznajmić o tym światu, to pan J.L.B. Matekoni był więcej niż
gotów ponieść tę cenę. Zatrzymał się przy słowie  cena , bo przypomniał sobie niepokojące
sumy, które usłyszał przy herbacie na farmie dla sierot.
- Brylanty są bardzo drogie - rzucił. - Mam nadzieję, że starczy mi pieniędzy.
- Ależ oczywiście. Można znalezć całkiem tanie. Można też zapłacić w ratach...
Pan J.L.B. Matekoni pojaśniał.
- Sądziłem, że kosztują tysiące puli. Nawet pięćdziesiąt tysięcy.
- Ależ skąd. Takie oczywiście też są, ale można kupić bardzo ładne pierścionki z
brylantem, które tyle nie kosztują. Możemy pójść się rozejrzeć. Na przykład do Judgment-day
Jewellers. Mają tam duży wybór.
Decyzja została podjęta. Następnego dnia przed południem, kiedy mma Ramotswe
upora się z pocztą w agencji detektywistycznej, pójdą do Judgment-day Jewellers i wybiorą
pierścionek. Była to ekscytująca perspektywa i nawet pan J.L.B. Matekoni, któremu zrobiło
się dużo lżej na sercu, kiedy dowiedział się o istnieniu pierścionków, które są na jego kieszeń,
stwierdził, że cieszy się na tę wycieczkę. Doszedł do wniosku, że w brylantach jest coś bardzo
pociągającego - coś, co po gruntownym przemyśleniu sprawy potrafiłby zrozumieć nawet
mężczyzna. Istotny był również fakt, że ten przypuszczalnie najdroższy prezent, jaki pan
J.L.B. Matekoni miał komukolwiek dać w życiu, będzie pochodzić wprost z botswańskiej
ziemi. Myśl, że na palcu mmy Ramotswe zabłyśnie brylant z jednej z trzech kopalń w
Botswanie, przydawała prezentowi blasku. Pan J.L.B. Matekoni dawał swojej ukochanej i
podziwianej kobiecie maleńki fragment ziemi, po której chodzili. Oczywiście fragment
szczególny: okruch skały, która przed wielu, wielu laty wypaliła się do stanu najwyższej
przejrzystości. Potem ktoś go wykopał z ziemi w Orapie, oszlifował, przywiózł do Gaborone i
oprawił w złoto. A wszystko w tym celu, żeby mma Ramotswe mogła go włożyć na
serdeczny palec lewej dłoni i oznajmić światu, że on, pan J.L.B. Matekoni, właściciel
Tlokweng Road Speedy Motors, wkrótce zostanie jej mężem.
Zakład Judgment-day Jewellers był schowany na końcu pylistej ulicy, obok Salvation
Bookshop, księgarni z Bibliami i innymi tekstami religijnymi, oraz Mothobani Bookkeeping
Services, z hasłem reklamowym:  Odeślij poborcę podatkowego do diabła! Był to mało
okazały sklep z pochyłą werandą wspartą na filarach z pobielonej cegły. Szyld, spłodzony
przez nie grzeszącego zbytnim talentem artystycznym malarza amatora, ukazywał głowę i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl