[ Pobierz całość w formacie PDF ]
doświadczył. Vanessa krzyknęła i wyprężyła się tak mocno, że stykała się
z nim już tylko ramionami i pośladkami. Przytrzymał ją ugiętą nogą.
Chciał mieć obie ręce wolne, by móc ją obejmować, by móc jej dotykać.
Wysunął się z niej powoli, choć jej nabrzmiały srom próbował
natychmiast zassać go z powrotem. Gdy zanurzył się w niej tylko
odrobinę, przytrzymał ją mocno i wszedł w nią z powrotem,
wypowiadając jej imię jak najpiękniejszą modlitwę.
- Szybciej - nakazała. - Szybciej, Jackson. Zwyczajnie się nade mną
pastwisz.
- Uwierz, że nad sobą też.
Odwróciła głowę i przylgnęła do jego warg swoimi słodkimi ustami.
Jax pominął grę wstępną i zaczął z miejsca pieprzyć jej buzię językiem,
nie przerywając przy tym powolnych, miarowych pchnięć biodrami.
Czas stanął w miejscu; Jackson rozkoszował się jej smakiem,
zapachem i całkowitym zatraceniem. Minęły chyba całe godziny, a nie
minuty, gdy przerwali pocałunek dla
zaczerpnięcia oddechu. Vanessa znów poprosiła, żeby zwiększył
tempo.
- Skarbie, tak bardzo cię pragnę - powiedział, gładząc jej ciężkie
piersi. - Boję się, że jeśli przyspieszę, to wybuchnę, jakbym robił to
pierwszy raz.
- Mnie też już tak niewiele brakuje, że pewnie dojdę razem z tobą.
Błagam, Jax!
- Pieprzyć to. Chyba się uzależnię od twojego błagania. - Zaplótł ręce
wokół jej ciała i nakazał: - Trzymaj się. -Z tymi słowami wrzucił szybszy
bieg.
Pracował biodrami jak tłokiem, to wysuwając się z niej, to w nią
wsuwając, lecz z każdym pchnięciem całkowicie ją wypełniał. Strużki
potu ściekały mu z czoła i spływały na skronie. W pokoju rozlegały się
plaśnięcia uderzających o siebie ciał. Jackson czuł, że wilgoć z jej cipki
spływa mu na jądra, które robią się coraz twardsze i przyciskają się coraz
mocniej do jego ciała. Do podstawy kręgosłupa spłynął mu żar, z każdą
sekundą rozlewając się coraz bardziej.
Vanessa nie mówiła zbyt dużo podczas stosunku, ale wydawała z
siebie mnóstwo odgłosów. Na jego nową ulubioną playlistę składał się
chór jęków, dyszenia, pisków i kwilenia.
Jax postanowił jeszcze bardziej podkręcić atmosferę i puścił w ruch
ręce. Jedną złapał Vanessę za pierś i ścisnął twardą brodawkę, a drugą
zsunął niżej i zaczął masować jej łechtaczkę. Pędzili już oboje na
złamanie karku w kierunku mety. Jax nie chciał jednak przekroczyć jej
pierwszy, więc zacisnął zęby tak mocno, że bał się, że zaraz pęknie mu
szczęka.
- O Boże, tak! - wydyszała Vanessa. - Już prawie, Jax. Zaraz dojdę!
Cieszył się, że wypowiedziała jego imię. Dzięki temu wiedział, że nie
wyobraża sobie nikogo innego na jego miejscu.
- Nie czekaj, Vanesso. Jestem tuż za tobą.
Z jej ust wydobył się przytłumiony okrzyk, a cipka zacisnęła się
konwulsyjnie wokół jego członka. Kilka dodatkowych pchnięć i dołączył
do niej, wypełniając prezerwatywę nasieniem, które wyciskała z niego do
ostatniej kropli.
Nie miał pojęcia, jak długo leżeli tak spoceni i bezwładni, ale w końcu
zsunął Vanessę z siebie i poszedł do łazienki się opłukać. Wrócił ze
zmoczoną ciepłą wodą gąbką i zobaczył, że Vi zdążyła już zasnąć
kamiennym snem i pochrapuje cichutko. Uznał, że całonocny maraton nie
wchodzi w takim razie w grę.
Zaśmiał się pod nosem i obmył ją szybko, ale delikatnie. Potem rzucił
myjkę gdzieś w stronę łazienki, położył się obok Vanessy i nakrył ich
prześcieradłem. Pocałował ją w łopatkę i też spróbował zasnąć.
Dzień trzeci: wtorek
Wstawaj, słonko.
Vanessa poczuła na twarzy ciepłe promienie. Zacisnęła z całych sił
oczy i z jękiem wtuliła twarz w poduszkę.
- No już. Muszę iść na trening, a ty obiecałaś pójść ze mną, pamiętasz?
Czy pamiętała? Nie pamiętała niczego poza jego objęciami i tego, jak
głęboko go w sobie czuła. Nawet teraz na wspomnienie jego pieszczot
czuła mrowienie w piersiach.
- Daj mi jeszcze dziesięć minut - wymruczała w poduszkę.
Jackson stanął naprzeciwko niej, zasłaniając ciałem słońce. Jego głos
przetoczył się dudnieniem przez jej ciało i osadził nisko w podbrzuszu.
- Zwykle nie lubię się spieszyć, ale ponieważ czas nas goni, z
największą przyjemnością urządzę ci dziesięciominu-tową pobudkę.
Otworzyła gwałtownie oczy i zobaczyła, że Jackson uśmiecha się
szelmowsko i zaczyna rozwiązywać białe spodnie do walki. Matko
Boska. Choć z jednej strony bardzo ją kusiło, żeby pozwolić mu spełnić
swoją obietnicę - a może to miała być grozba? - to przed kolejnym
stosunkiem chciała trochę wybadać sytuację. Nie lubiła niespodzianek, a
zważywszy na wczorajszy rozwój wypadków, niespodzianka to
stanowczo za mało powiedziane.
Jackson wsunął kciuki za pas i zaczął zsuwać spodnie, więc Vanessa
usiadła gwałtownie i wyciągnęła przed siebie rękę, chcąc się w ten sposób
zabezpieczyć przed widokiem nagiego ciała, który mógłby zmusić ją do
zmiany zdania.
- Wstaję już, wstaję! Tylko... eee... - Usiłowała uruchomić swoje szare
komórki, ale jej mózg spowijała mgła gęstsza niż ta o poranku w
Londynie. - Napiję się tylko kawy i możemy jechać.
- Już zaparzyłem. - Jackson uśmiechnął się triumfalnie i poprawił
spodnie. Chwycił ją w pasie i wyciągnął z łóżka. -Nalałem ci do kubka
termicznego. Stoi na blacie w kuchni.
Dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę, że stoi przed nim
nagusieńka w jaskrawym świetle dnia. Krzyknęła głucho, zerwała z łóżka
prześcieradło i przycisnęła je sobie do piersi. Jax zachichotał i przysunął
się do niej o wieeeeeele za blisko. Niestety nie mogła się cofnąć, bo
przewróciłaby się na łóżko. Uniosła więc brodę i stała twardo w miejscu.
- Co cię tak śmieszy?
Położył swoje duże dłonie na jej biodrach. Ponieważ nie owinęła
prześcieradła wokół siebie, jego długie palce sięgnęły poza granicę
materiału i przylgnęły rozżarzone do jej skóry, budząc wspomnienia
zeszłej nocy.
- To, że się przede mną zakrywasz, chociaż kilka godzin temu
pozwalałaś mi robić z twoim nagim ciałem, co mi się żywnie podoba.
- Ale jest duża różnica między patrzeniem na coś w świetle księżyca, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]