[ Pobierz całość w formacie PDF ]
polskie Tatry. Tyle o nich we Włoszech słyszał. Chciał być w Warszawie,
Kalwarii, Krakowie, Częstochowie. Chciał też zobaczyć procesję Bożego
Ciała. U nich w domu takich uroczystości już nie ma.
Adrian zorganizował przyjacielowi piękną podróż po ojczyznie papieża.
Powiedział mu też, że pomaga w zbieraniu materiałów.do specjalnej książki o
życiu seksualnym księży.
Chyba obaj wpadli na diabelski zgoła pomysł. Podwójne ogłoszenie w
Internecie. Tym razem wa-bikiem będzie Sergio. Przecież gdy spacerowali po
Krakowie, Częstochowie, Warszawie, Wadowicach, Zakopanem, wszędzie
ludziska się za nimi (raczej za Sergiem) oglądali bez wyjątku. Taki widok to
rzadkość. Posąg. Niejednemu ślinka ciekła. To było widać. Były też i drobne
zaczepki, zwłaszcza w hotelu, na stacjach benzynowych i ogródkach kawiarni
przy krakowskim Rynku.
Napisali:
"Moje 28 cm jest nie tylko dla księdza. Jestem
Włochem, do 22 czerwca będę przebywał u przyjaciela w Krakowie". Dalej
dołączony był numer telefonu. Ogłoszenie zamieszczono tylko raz na jednej
witrynie w dn. 17 czerwca 2003 roku.
Nawet dla niezbyt bystrego obserwatora w ich ogłoszeniu wyrazna była
"prowokacja", aby wywabić księży z ukrycia. Ci powinni być czujni i nie
odpisywać na tego typu zaczepki.
Okazało się jednak, że i tym razem liczyć się musiał tylko seks. Z anonsu
nie można było się zorientować, jak naprawdę wygląda Sergio. Wyróżniono
bowiem tylko jedną i to nie najbardziej wartościową cechę Włocha, a i to
wystarczyło. W ciągu dwóch dni drogą elektroniczną przyszło 218
odpowiedzi. Wszyscy niemal zachwalali się, że są duchownymi i że ich
największym pragnieniem jest zobaczyć i dotknąć owe 28 cm. Sergio
otrzymał także 163 sms-y, a ponad 300 osób zadzwoniło bezpośrednio.
Telefon dzwonił non stop. Zgodnie z treścią ogłoszenia, rozmówcy posługiwali
się nawet bieglej, włoskim, dwóch proponowało rozmowę po łacinie (choć
Sergio ni w ząb, choć zna kwestie przynależne ministrantowi w czasie mszy),
były też propozycje po angielsku, niemiecku, francusku a nawet po rosyjsku.
Sergio skończył zaledwie szkołę średnią i mówi wyłącznie w swoim języku.
Uczy się teraz trochę po polsku.
To doświadczenie, ogrom e-maili, telefonów i sms-ów przeraziło nas, a
Sergia przede wszystkim. Powiada, że nie zabiera ze sobą telefonu. Tam się
nim tak nie interesują.
Dwóch rozmówców Sergia przedstawiło się, że są biskupami. Obydwaj
zapraszali do siebie. Gotowi byli na spotkania wszędzie, także we Włoszech.
Zachęcali i kusili atrakcyjnym życiem - była także propozycja wspólnego
wypadu poza Polskę. Przyjaciel Sergia też został zaproszony. Wszystko
układało się jak w bajce, gdyby nie fakt, że Adrian jest przekonany, iż głos
tego biskupa jest mu dobrze znany. Jest zbyt charakterystyczny, a jego
"właściciel" był profesorem Adriana jeszcze w Lublinie.
Sergio i Adrian dysponuj ą dziesiątkami adresów poczty elektronicznej i
dziesiątkami numerów telefonów. Może zostaną one wykorzystane w
przygotowaniu II tomu tej książki? Może uzupełnią one posiadaną już przez
nas książkę telefoniczno-adre-sową parafii w Polsce, w których seks jest
częstym gościem? Po tym doświadczeniu jesteśmy bardziej niż przekonani,
że II tom powinien i musi zostać wydany!
Zaskoczonemu Czytelnikowi winni jesteśmy informację, dlaczego nasz
ksiądz Adrian tak aktywnie uczestniczy w gromadzeniu dla nas informacji.
Zapewne przyczyn jest wiele. Część z nich pozostanie wyłącznie jego
tajemnicą. Jest jednak sprawa, której Adrian nie chce ukrywać. Kiedy wrócił z
Włoch, w ścisłym zaufaniu opowiadał o swojej ne-apolitańskiej przygodzie
swój emu profesorowi, opiekunowi, przewodnikowi po życiu -jak sam siebie
określał - biskupowi wreszcie. Adrian nie wie na co liczył opowiadając o
wszystkim. Miał potrzebę
podzielić się z kimś swoimi rozterkami. Tymczasem nie musiał długo czekać,
aby doświadczyć, że biskup robił wszystko, aby mu Sergia zastąpić.
Adrian nie chce i nie potrafi wyobrazić sobie swojego biskupa w takiej roli,
zwłaszcza że ten przez lata mówił mu o czym innym. Kłamał.
Ksiądz Kowalczyk udzielił "Innej Stronie" - ge-jowskiej witrynie
internetowej specjalnego wywiadu na temat homoseksualizmu. Potwierdził
on, że w Kościele istnieje "doskonale naoliwiona gejowska siatka" i kółka
wzajemnego poparcia. O wrocławskich pośrednikach w nawiązywaniu
sekskontaktów już pisaliśmy. Okazało się też, w naszym eksperymencie z
Internetem, że księża polecają innym duchownym, poszukującym seksu,
swoich kochanków. Oferują wymianę adresów, kontaktów. Zawsze służą
koledze w potrzebie.
Księża też są stałymi czytelnikami rubryk towarzyskich. Poszukuj ą
ogłoszeń typu "szukam duchownego" zarówno w prasie dla heteryków, jak i
gejów.
Księża są atrakcyjnymi potencjalnymi adresatami ogłoszeń zamieszanymi
przez kobiety w rubrykach towarzyskich.
"Filigranowa, sexy... pozna zamożnego pana. Może być duchowny".
"Poznam księdza", "Puszysta blondynka z dużym biustem, przytuli
duchownego" -to tylko pierwsze z brzegu przykłady takich ogłoszeń.
Pewna pani, zbliżająca się już do sześćdziesiątki, ale z temperamentem i
potrzebami w tej sferze,
z Jastrzębia Zdroju, także zamieściła ogłoszenie: "Pragnę poznać pana na
dobre i na złe, opiekuńczego, uczciwego, kochającego dom". Odpowiedziało
wielu panów. Z jednym z nich umówiła się w okolicach dworca PKS w Bielsku
Białej. Był przystojny, ale nie mogła pozbyć się odczucia, że jest księdzem. Z
każdym spotkaniem była o tym bardziej przekonana. Powiedziała mu to.
Zażądała, aby zrzucił sutannę, jeżeli chce się z nią kochać. Napisał list
pożegnalny i więcej się nie spotkali. Do dziś Janina K. żałuje tej decyzji i
próbuje szukać księdza gdzie się da. Wie, że pracował w parafii w Jastrzębiu
Zdroju, potem przenieśli go w okolice Bielska Białej.
Dała kolejne ogłoszenie. I tym razem odpowiedział ksiądz. Pracował w
Olkuszu, miał 42 lata. Od razu przyznał się, że jest duchownym, że pragnie
"być wierny jak piesek", że ma "ogromny temperament, ale chce być
traktowany krótko", że szuka pani "wymagającej, która chce aby mężczyzna
się jej bezwzględnie podporządkował", że "ma coś z masochizmu". Kiedyś
pojawił się w domu Janiny K. z biczem z wierzby. Będzie teraz wymierzał jej
karę -pomyślała. Jednak żałuje, że straciła poprzedniego księdza; był
subtelny, delikatny, chciał j ą kochać naprawdę. Ten woli bicie.
***
Prawie 20% prostytutek w Polsce przyznało się, że ich klientami byli
księża. "Ksiądz nigdy nie narzeka" - mówią- "nie zrzędzi, a jak mu się coś nie
podoba, to płaci i zmienia dziewczynę".
Ksiądz to dobry klient, informuje jeden z właścicieli agencji towarzyskich.
"Dla mnie to tylko klient" - mówi - "jeśli chce i płaci, to dlaczego mam
mu odmówić".
Inni właściciele agencji cenią sobie księży, są oni bowiem częstymi
gośćmi ich przybytków i zostawiają grube pieniądze. Zmieją się czasem po
cichu, "że parafianie, przynosząc kasę do kościoła, fundują swoim
dobrodziejom rozrywkę w przerwach pracy duszpasterskiej".
Pewnego razu ksiądz z małej podłódzkiej parafii zamówił dziewczyny z
kilku agencji naraz. Taksówki podjeżdżały jedna po drugiej, niemal ze
wszystkich okolicznych agencji towarzyskich. Miał z czego wybierać i wybrał,
ale chyba nie miał czym zapłacić i nie chciał płacić. Właściciel agencji za dwa
dni "wyrwał" zapłatę.
Ani dziewczyny, ani właściciele agencji nie chcieli zdradzić szczegółów co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]