[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Å‚am. Dawno.
 Ale zna pani Paryż?
Skinęła głową.
56
 Tak. I co z tego?
 Na placu Vendôme, w sercu Å›wiatowego luksusu, odbywa siÄ™ raz w roku  Noc ju-
bilerów . Wielcy właściciele firm, jak Boucheronowie, zapraszają bogaczy na pokaz ko-
lekcji. Ta rodzina zajmuje się biżuterią od czterech pokoleń i stu trzydziestu lat. Na li-
ście klientów mieli i mają zamożną burżuazję, nowobogackich królów Coca-coli, eu-
ropejskich i arabskich playboyów, a także królową hiszpańską, wielką księżnę Marię
Aleksandrowną, słynną aktorkę Sarah Bernhardt, pózniej rodzinę Rotschildów...
 Burrows, do rzeczy!
Bursztynowe oczy za silnymi szkłami błyszczały niczym owe klejnoty z gablot wyło-
żonych aksamitem.
 Dobrze. Dochodzimy zatem do roku tysiąc dziewięćset trzydziestego pierwsze-
go. Wystawa kolonialna popularyzuje motywy afrykańskie. Boucheron otrzymuje za to
prestiżową Grand Prix.
 I wśród tego jest nasz diament?
Michael podniósł się z ławki. Jego chude ciało pomimo wielbłądziej pikowanki naj-
wyrazniej marzło. Agata chuchała w dłonie.
 Zejdzmy ku dolinom. Czas na lunch. Nie, Agatho Christie... tak panią nazwał
Cornelius, nie było diamentu. Tylko... jego cień...
 Co takiego?
 WÅ‚aÅ›nie. Otóż zgodnie z duchem modnego Art Déco, formy staÅ‚y siÄ™ bardziej,
jakby to rzec, zgeometryzowane. Zciany salonu przy placu Vendôme pokryte byÅ‚y ry-
sunkami. Jeden z nich, błękitny cień, był prawie dokładną kopią  Pawiego oka .
 Stąd podejrzenie, że Boucheron widział diament?
 Lub że go miał, ale z jakichś względów nikomu nie pokazywał. Nie oszlifował go
także na brylant...
Agata potknęła się, zachwiała i oparła o drzewo.
 Muszę patrzeć pod nogi! A może... bał się złej sławy kamienia?
Michael sadził susami w dół.
 Niewykluczone. Ale jest pewna wersja mówiąca o kimś nieznanym, kimś incogni-
to, kto zamówił dziwaczną oprawę do kamienia.
 DziwacznÄ…?
 Tak. Nikt nie wie, co to znaczy. Jedyny ślad prowadzi do Berlina. Jest już rok trzy-
dziesty trzeci i Adolf Hitler dochodzi do władzy. Właścicielem kamienia w dziwnej
oprawie jest ktoś, kto musi się ukrywać...
 JacyÅ› %7Å‚ydzi? Pobożny odpowiednik àomasa Yorka, który z religijnych przyczyn
marzy o kamieniu samego króla Salomona?
Byli już na rogu ulicy prowadzącej do hotelu. Michael szedł tak szybko, że zmęczona
Agata nie miała żadnych szans. Nie odpowiedział na zadane pytanie.
57
 Zamykając naszą tygodniową sesję, chcę podziękować wszystkim państwu za
wkład włożony w naukę, która jak żadna inna przeżywa swój renesans. Zwoje papi-
rusów znad Morza Martwego podważyły, co prawda, doktrynę chrześcijańską, ale też
przyczyniły się...
Cornelius Tschudi w nienagannym, ciemnym garniturze, ze złotą szpilką w perło-
wym krawacie, rozdawał uśmiechy na prawo i lewo. Naukowcy odprężeni, rozluznieni
obstąpili go, pytając o możliwości uczestniczenia w dalszych pracach wykopaliskowych
na Półwyspie Arabskim.
 Cóż  Aurelia Levy potrząsnęła swą błękitnawą siwizną  zawsze jest taka moż-
liwość. Choć, nie ukrywam, bardzo nam przeszkadzają amerykańskie bazy i wojska.
Jednakże wszystko zależy od wkładu finansowego. Sami państwo wiecie, ile kosztuje
sezon na pustyni.
 No, tak!  potwierdził Jeremy Tavernier, zamykając elegancką aktówkę.  Co
najmniej trzystu Arabów do kopania, wynoszenia piasku w koszach, zorganizowanie
kuchni, a przede wszystkim dowóz wody...
Nikt nie miał wątpliwości, że w piaskach Ar-Rab al-Chali należy utopić następne mi-
liony dolarów. Tylko że byli tacy, którzy anonimowo lub oficjalnie mogli wyasygnować
potrzebne kwoty bez uszczerbku dla własnego majątku. Banki i amerykańskie uniwer-
sytety, nafciarze od Teksasu po rodzinę Saudów, władców Kataru czy Kuwejtu. Piaski
Arabii Szczęśliwej kryły niezmierzone bogactwa naturalne. Ze złożami ropy na czele.
Przy okazji badań archeologicznych można się było spodziewać i odkryć całkiem innej
natury. I dlatego Szwajcarskie Konsorcjum Finansowe, zasilane dolarami, markami i je-
nami, opracowało już sposób przelewu funduszy dla Corneliusa Tschudiego.
 To jest właśnie owa niespodzianka, o której chciałem państwa poinformować
 słał uśmiechy zza nieskazitelnych zębów z akrylu  wystosowałem do kilkuna-
stu osób imienne zaproszenia na jesienny sezon wykopaliskowy. Proszę wybaczyć, że
nie do wszystkich, ale... sami państwo rozumieją... szukamy grobu sabejskiej królowej.
Obowiązuje znajomość tematu, języków: hebrajskiego, aramejskiego i dialektów jemeń-
skich. Potrzebni nam architekci i rysownicy. Fotograf i kierownik robót. A wszystko to
w temperaturze powyżej czterdziestu stopni Celsjusza...
Naukowcy ze zrozumieniem kiwali głowami. Należeli do grona ludzi przedkładają-
cych pracę w zaciszu gabinetów. Nie zaś udar słoneczny w sercu Pustyni Zmierci.
 Czy pan został zaproszony?  Agata pociągnęła za rękaw Jacques a Trevera.
 Tak. Jestem dostatecznie zahartowany w bojach. Wie pani przecież, że królowa
Bilqis stała się obsesją mojego życia.
 Wiem. Od chwili gdy spojrzał pan w jej oczy... na północnym portyku katedry
w Chartres.
 Racja. Pokochałem tę kobietę miłością pierwszą... słyszała pani plotki, że pojawia
się niektórym w mnisim habicie i kapturze, kiwając... piszczelem?
58
Agata zbladła. Zachwiała się, ale odzyskała równowagę.
 Tak. Coś słyszałam. Także i to, że posypuje swoje ofiary świeżymi płatkami śnie-
gu...
Jacques spojrzał na nią zdumiony.
 O tym nie wiedziałem. Gdzie pani to wygrzebała? U Rutheforda czy ojca de
Vaux?
 W swoim pokoju  wymruczała, obciągając przykrótką spódnicę.
Odprowadził ją zasmuconym wzrokiem. Jeszcze jedna, która uległa magii  Pawiego
oka . Biedactwo!
Po wytwornej kolacji wydanej w restauracji Badrutt s Palace dla wyjeżdżających na-
stępnego ranka, większość naukowców udała się do baru, by przy kieliszku martini
uścisnąć dłonie starych przyjaciół.
Profesor Tschudi brylował wielce uradowany pochwałami ze strony luminarzy
nauki, których gościł.
 Proszę państwa, to nasz ostatni wspólny wieczór. Rano powozy, mam nadzieję,
że sanie nie będą potrzebne, odwiozą państwa na dworzec kolejowy zgodnie z grafi-
kiem wiszącym w holu. Kto do Mediolanu, ten ma przesiadkę w Tirano. Jest też możli-
wość wypożyczenia samochodu u Hertza przy via Maistra. Wszelkie udogodnienia dla
moich nowych i starych przyjaciół... a teraz pijmy i weselmy się! Jestem przekonany, że
następna sesja, na którą zaprasza w przyszłym roku paryska Sorbona, da odpowiedz na
wiele jeszcze nie wyjaśnionych spraw...
Agata przestała słuchać. Dopiero tu, w King s Club zdała sobie sprawę, że przygoda
jej życia kończy się jutro o dziewiątej trzydzieści pięć. Wtedy to odjedzie na dworzec
kolejowy, by po kilku godzinach znalezć się na mediolańskim lotnisku. A stamtąd LOT-
em prosto do Warszawy. Ciekawe, myślała popijając campari-soda, czy Filip przyjdzie
się pożegnać. Bo chcę spędzić tę noc tutaj, na przekór strachom i zwidom. Nie mogę
przez resztę życia bać się samotnego łóżka. Muszę za wszelką cenę wrócić do równo-
wagi psychicznej i fizycznej. Nie wierzę, by nieszczęsna Bilqis obsypywała mnie co noc
płatkami śniegu. To niepoważne. Tym bardziej że nie mam, na Allacha, błękitnego dia-
mentu. Nic mi nie grozi.
Ale życie niesie ze sobą niespodzianki. Jedna z nich czekała na nią pod postacią ró-
żowego dziecka pogrążonego w alkoholowym delirium. Tom Collins przyczepił się, wy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl