[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na przykład. Mówię Renacie od dawna, żeby ustaliła jej godziny
jedzenia.
Patrzę na wypukły po kolacji brzuszek. Co, jeżeli to początek.
Tego, że będę gruba, jak dziadek Gustaw? Tata zacznie mnie
nazywać grubym wieprzem. Będzie się ze mnie bardziej śmiał. A
inne dzieci? Przecież ze spaślaków się śmieją.
5
Ewka dzwoni domofonem. Stoi cztery piętra niżej ode mnie.
Rozkazująco mówi, żebym się spieszyła, bo autobus już
podjeżdża na przystanek. Biorę plecak i cicho otwieram drzwi.
Pięcioletni Olek śpi. Zapłakał się, bo nie dostał kolejnej porq'i
lodów. Płakał, aż się zmęczył. Zaczął ziewać i zasnął. Nie dostał
lodów, bo to była moja porcja! Nie dałam mu. Ja też nie zjadłam.
Nie jem lodów, mają dużo kalorii, tyje się od nich. Swoje lody
wyrzuciłam do kibla, żeby zniszczyć ich wygląd i zapach.
Ewka dzwoni.
Mama zmywa po obiedzie. Ojciec jak zwykle. Zamknięty w
swoim pokoju, z mapami, papierosami, telewizorem samsung.
Tym kupionym jeszcze w 1990 roku. Jest wrzesień 1999. Mijają
cztery lata, odkąd wyprowadziliśmy się od prababci. Poszłam do
gimnazjum. Mama zaczęła pracę we własnym sklepie indyjskim.
Ma stałe klientki. Są. Albo tak chude, że chcą ukryć kości między
miseczkami stanika. Pod kilkoma warstwami apaszek, bluzek i
bolerek. Albo tak tłuste, że liczą jedynie na szerokie nogawki i
luzne długie swetry. Bo brzuchy mają kuliste, trochę jak ja.
Kiedy muszę koniecznie się wysikać. Mają brzuchy jak arbuzy.
Ewka wrzeszczy do domofonu, że mam się, kurwa, pospieszyć.
Sklep otworzyła za swoje oszczędności ciocia Danka z
Wrocławia. Razem ze znajomymi z Warszawy.
Z państwem Anitą i Jędrzejem Bałdygami.
Mają sklepy we Wrocławiu i w Olsztynie. Teraz otwierają
kolejny w Gdańsku.
Oni i ciocia są hindusami z przekonania i ubrania. Pomijając fakt,
że pan Bałdyga to albinos, wyglądają prawie jak hindusi. Potrafią
sprawić wrażenie. Hinduskiego stylu życia zewnętrznego.
Wydaje mi się, że smarują ciała sosem sojowym, mażą się
mag-gi. Pachną pieprzem i cukrem. Pewnie jeszcze biczują się
rózgami z włosia jaka. Pierwszy raz zobaczyłam Bałdygów
niedługo po urodzeniu się Olka. Oni i ciocia Danka wyglądali jak
trzy zanurzone w karmelu suszone śliwki. Opaleni, słodcy i
chropowaci. Do tej pory przypuszczam, że przed chwilą jedli
pieczone owoce z ryżem. Tak im pachnie z ust.
Wyobrażam ich sobie we wrocławskim mieszkaniu cioci Danki.
Siedzą po turecku na dywanikach. Głowy opierają o żebra
kaloryferów. Patrzą na drewniane koty o wydłużonych ciałach.
Na stylizowane na cerkiewne świeczki o zapachu ambry. Widzisz
ich, Klara? Przetrę szybę. Teraz lepiej?
Siedzą z książkami kupionymi w empiku (dział ezoteryka,
wróżby, mity starożytnych Indii, senniki, filozofia Wschodu).
Siedzą z tymi tomiskami odchudzonymi o tekst. Jedzą macę albo
kulki ryżowe oblane na czubku bordowym, parującym sosem.
Nie wiem, co to. W sosie jest pewnie tyle kalorii, że musiałabym
wybierać między kulką z sosem a pół kilograma marchwi. Jeżeli
przeliczałabym głód na kalorie.
Zamykają oczy i myślą. Czy nie trzeba zrobić prania, czy nie
kończy się masło i kiedy pies sąsiada przestanie wyć? Kręci ich
to, co wygląda na orientalne. Znają na pamięć zaklęcia
składników i sposoby gotowania na parze. Każda kupka kuskusu
jest wszechświatem. Ważne są świadomość i medytacja. Zwiat-
łość. Dym. Wewnętrzne przykazania. Szukanie reguł. I
wypełnianie tych reguł z monotonną wiarą w.
Wyglądają na profesjonalistów, ci Bałdygowie i ciocia. Ale oni
tylko rozkręcają interes wokół kadzidełek, kolczyków,
bransoletek. Kobiety ładnie się w tym prezentują, pan Bałdyga
dużo gorzej.
Karnataka. Tak nazywa się sklep mojej mamy. Herbata, sukienki,
apaszki i koraliki. Wraca z pracy pachnąca kadzidełkami i
waniliową herbatą.
Od kilku lat ciocia Danka zmienia się więc w suszoną śliwkę.
Gromadzi w sobie astralną esencję z odsączonej z mózgu wody.
Już w 1995 zna takie rzeczy jak grzyby mung. Hatha joga. Je też
pasztety sojowe i macę.
Myślę, że Ewka by ci się spodobała. Na pewno jest teraz piękna.
Poznałam ją w nowej podstawówce na Nowym Osiedlu. Ma nogi
dużo szczuplejsze
niż ja i jest wyższa. Ma mocne, długie i twarde ręce. Na
nadgarstkach nosi bransoletki z muliny. Od trzech lat uczy się
japońskich słów, żeby być jak Czarodziejka z Księżyca. Ma
długie, gęste, żyłkowate, brązowe włosy. Ogromne zielone oczy i
jasne rzęsy. Pulchne usta i mały nos, spłaszczony, krótki i
zadarty.
Wierzę w to, co mówi, ale tylko przy niej. Kiedy leżę w łóżku i
mam zasnąć, przestaję wierzyć. Ojciec każe mi iść spać o 20,
więc mam co najmniej dwie godziny na rozmyślanie. I wtedy nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl