[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tu nie ma co uważać, obywatelu kapitanie. Podrywa babę na cały regulator.
- Z czego to wnioskujecie? Sierżant uśmiechnął się.
- To chyba nie takie trudne, obywatelu kapitanie. Facet babkę po rękach obcałowuje,
w oczy jej zagląda, na ucho coś szepcze. Ona się śmieje. To co można myśleć? Chyba
nie rozmawiają o produkcji traktorów.
- Chyba nie - zgodził się Grabicki. Lubił Pastusiaka za jego poczucie humoru. - Czy
wiecie jak się nazywa ta sympatia Szczerbińskiego?
- Ma się rozumieć. Karolina Widzewska.
- Gdzie mieszka?
- Na Mokotowie, na Bokserskiej. Dwa pokoje z kuchnią. Ale to tylko takie jej
warszawskie mieszkanie. Poza tym podobno ma jakieś majętności w Poznańskiem, a
prócz tego kamienice za granicą, wille.
- Majętności w Poznańskiem? - zdziwił się Grabicki. -O czym wy mówicie?
- Powtarzam to, co usłyszałem od dozorczyni: Karolina Widzewska jest właścicielką
dużego gospodarstwa rybnego. Podobno około czterdziestu hektarów jezior, stawów,
piękny dom, sad. Ciężka forsa. Ten pilot ma nosa.
- To prawda - przyznał Grabicki. - Ma nosa. To bardzo interesujące co mówicie.
Sierżant pokiwał głową.
- I mnie się właśnie także tak wydało. Czy mam w dalszym ciągu...?
- Tak, oczywiście. W dalszym ciągu obserwujcie tę parę i meldujcie mi o każdym ich
spotkaniu. Postarajcie się także dyskretnie dowiedzieć czy pani Karolina Widzewska
ma jakąś rodzinę, siostrę, brata, kuzyna...
Sierżant trzasnął obcasami. - Tak jest.
W drzwiach Pastusiak minął się ze Stasiewiczem.
- No i cóż tam nasz Arab? - spytał Grabicki. Porucznik uśmiechnął się.
- W porządku. Podrywa dziewczynki, obżera się słodyczami. Nie myśli o wyjezdzie.
Wygląda na to, że podoba mu się w Warszawie.
Grabicki pokiwał głową.
- To dobrze. Przed chwilą był u mnie Pastusiak. Przyniósł interesującą informację.
Stasiewicz z ogromną uwagą wysłuchał o nowym flircie Piotra Szczerbińskiego.
- Ta lekarka w ciąży była mu bardzo nie na rękę.
- Otóż właśnie - przytaknął Grabicki. - Bardzo nie na rękę. Można by to nawet
ewentualnie potraktować jako motyw zbrodni, tylko... Nie za bardzo mi to pasuje.
Być może jednak, że się mylę. No cóż... zobaczymy. Jakbyście się, poruczniku,
zapatrywali na to, żebyśmy we dwóch złożyli wizytę pani Karolinie Widzewskiej.
88
89
Bardzo chętnie. To może być interesujące.
Przyjęła ich w jasnoniebieskim szlafroku, skromnie zapiętym pod szyję.
- Milicja? Co się stało? - W ciemnych oczach malowało się przerażenie. - Czy
Piotr...? Mówcie, panowie, na miłość boską mówcie! Czy on żyje?
- Czy ma pani na myśli pana Piotra Szczerbińskiego? -spytał spokojnie Grabicki.
- Tak... tak... pytam o Piotra, o Piotra Szczerbińskiego. Co się z nim stało? Mówcie,
panowie! Wolę najgorszą prawdę niż tę niepewność. - Była bliska ataku histerii.
Grabicki nie ukrywał swojego zdziwienia.
- Nie rozumiem dlaczego pani jest taka zdenerwowana? - spytał biorąc ją łagodnie za
rękę. - Proszę się uspokoić.
- Panowie są z milicji?
- Tak. Jesteśmy z milicji. - Powtórnie pokazali legitymacje służbowe. - Niechże się
pani uspokoi. Nic się nie stało.
Wybuchnęła gwałtownym płaczem. - Boże! Boże! Ja bym tego nie przeżyła. Ja bym
tego nie przeżyła - powtarzała przez łzy.
Grabicki westchnął, poszedł do kuchni i po chwili wrócił niosąc pełną szklankę
wody. - Może się pani napije - zaproponował.
Chwyciła szklankę i pospiesznie wypiła parę łyków.
- Dziękuję.
Grabicki spojrzał na oszołomionego tą sceną porucznika.
- Zadzwońcie po pogotowie. Gwałtownie zatrzepotała rękami.
- Nie, nie, nie trzeba, nie trzeba. Proszę nie dzwonić!
- Czy pani już lepiej się czuje?
Skinęła głową. - Lepiej. Dziękuję - powiedziała z wysiłkiem. Sięgnęła ręką po
szklankę i wypiła resztę wody. -Dziękuję.
Grabicki odczekał chwilę, a kiedy wydało mu się, że sytuacja uległa pewnej
poprawie, powiedział:
- Czy mogłaby nam pani wyjaśnić, co panią tak niepokoi? Dlaczego obawia się pani
o życie Piotra Szczerbińskiego?
Wyjęła z kieszeni szlafroka batystową chusteczkę i zaczęła się nią wachlować.
- Zechcą mi panowie wybaczyć, ale ostatnio jestem straszliwie przewrażliwiona.
Moje nerwy są w fatalnym stanie. Jak usłyszałam, że panowie są z milicji to wydało
mi się, że coś się stało, coś bardzo złego. To oczywiście jest głupie, nie ma żadnego
sensu Zachowałam się zupełnie idiotycznie. Przepraszam. - Spróbowała się
uśmiechnąć. -Proszę się na mnie nie gniewać.
- Dlaczego obawia się pani o życie Piotra Szczerbińskiego? - powtórzył pytanie
Grabicki.
- Nie wiem, sama nie wiem. Przestraszyłam się. Myślałam, że coś mu się stało.
- A co mu się mogło stać? - nie ustępował Grabicki.
- Nie wiem, dlaczego, ale wydało mi się, że coś się stało Piotrowi, że nie żyje
- A co mu się mogło stać? Jaki jest właściwie powód tego pani niepokoju?
Oburącz chwyciła się za głowę.
- Głowa mi pęka. Nie wiem. Proszę mnie nie męczyć.
- Jeżeli panu Piotrowi Szczerbińskiemu grozi rzeczywiście jakieś niebezpieczeństwo,
to proszę nam opowiedzieć. Może moglibyśmy pomóc.
Znowu zaczęła się wachlować chusteczką.
-Nie, nie. Niech panowie nie biorą tego wszystkiego poważnie. Jestem po prostu
zupełnie rozstrojona nerwowo. Proszę nie zwracać na mnie uwagi. To przejdzie.
- Domyślam się, że pani pozostaje w przyjacielskich stosunkach z panem Piotrem
Szczerbińskim - powiedział Grabicki.
- To mój narzeczony. Kochamy się. Niedługo mamy się pobrać.
Grabicki miał ogromną ochotę nawiązać do właściwego celu ich wizyty, ale doszedł
do wniosku, że w tej sytuacji rozmowa na temat zamordowania Magdaleny
Wysznackiej
90
91
mogłaby wywołać nowy atak histerii. To nie był odpowiedni moment. Spytał więc
tylko:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]