[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapędach lewicowo anarchistycznych nie zamyka już drzwi Białego Domu przed nikim, a z
pewnością nie przed osobą tak powszechnie szanowaną i o takim autorytecie jak Emily.
Zresztą przestało się umieszczać tego rodzaju informacje w aktach personalnych. Nie w
modzie teraz oskarżanie o sympatie komunistyczne, prawda?
Sabrina z ciekawością odnotowała, że Erikę Stramm powszechnie uważa się za lewicową
aktywistkę, która nie wzdraga się przed działaniami terrorystycznymi.
Czy wie pani o nowych znajomych Emily, poznanych już po śmierci męża?
Dilys lekko wzruszyła ramionami.
Nic o tym nie wspominała. Mam wrażenie, że jej krąg znajomych skurczył się prawie
do zera. Tak się dzieje z wieloma wdowami.
Tak, rzeczywiście. Proszę mi powiedzieć coś więcej o niej jako osobie prywatnej.
Dilys zaciągnęła się papierosem i spojrzała na maleńki zegarek od Gucciego, który miała
na ręku.
Jedno, co charakteryzowało Emily, to brak egoizmu. Któż z nas nie pragnąłby się
szczycić mianem altruisty? Tymczasem Emily była jedyną znaną mi osobą, która
rzeczywiście posiadała tę cechę. Jeśli dochodziło do konfliktu interesów dwóch osób, zawsze
to ona się usuwała.
Odnoszę wrażenie, że to chodząca święta.
Ależ skąd. Dilys się skrzywiła. Kto pani powiedział, że Emily była święta?
Nikt. Ale z tego, co o niej do tej pory słyszałam, stworzyłam sobie obraz człowieka o
wyjątkowej dobroci.
Rzeczywiście, była dobra, ale nie miała tej obrzydliwej ckliwej dobroci, która kazałaby
ją uznać za świętą. Moim zdaniem bardziej przypominała harcerkę. Była skryta, ale nie
koncentrowała się wyłącznie na sobie. Zawsze służyła pomocą, rzeczywiście potrafiła
nadstawiać karku za innych. Równocześnie była też nieśmiała, ale nigdy nie przybierała pozy
tajemniczości. Rozumie pani, co mam na myśli?
Chyba tak.
Sabrina obserwowała kobietę za kontuarem, która przygotowywała cappuccino z górą
śmietany wysoką prawie na trzy centymetry. Sabrina z zazdrością pomyślała, że jej nigdy ta
sztuka się nie powiodła. Dziwnym trafem, pianka zawsze była smaczna, nie warzyła się, ale i
tak rozpływała się, przypominając naleśnik.
Dilys, czy ma pani jakieś podejrzenia, dlaczego zastrzelono właśnie Emily?
O to samo chciałam panią podpytać.
Wiemy tylko, jak ją zabito, ale nie mamy pojęcia dlaczego.
Cóż& Biorąc pod uwagę, jaką była osobą: dobrą, szlachetną, a równocześnie dość
zamkniętą w sobie& Dilys ponownie wzruszyła ramionami. Powiedziałabym, że albo
morderca się pomylił, albo że to wszystko musi się wiązać z kuzynką Emily.
Eriką Stramm.
Zgadza się.
Nie wie pani, czy często się widywały?
Ostatnio bardzo dużo do siebie pisywały. I sprawa musiała być poważna.
A jakiego rodzaju to była sprawa?
Nie wiem. Joe Dexter rozmawiała z nim pani, prawda? pełnił rolę skrzynki
kontaktowej.
Jak to?
Joe wiedzie dość spokojny żywot. Mieszka sam, za mało wie o ludzkiej naturze, by się
z nią zmagać, więc realizuje się jako OS a.
Chyba powinnam wiedzieć, co to znaczy&
Operator systemu wytłumaczyła Dilys w centrali telefonicznego biuletynu
informacyjnego. Większość wieczorów spędza w centrali. Centrala to po prostu komputer, do
którego ludzie mogą się zwracać po informacje lub je tam pozostawiać. Użytkownicy
biuletynu mogą prowadzić ze sobą dyskusje na piśmie. OS a kieruje funkcjonowaniem
biuletynu.
A w jaki sposób można się skontaktować z centralą?
Telefonicznie albo przez modem. Dowcip polega na tym, że Joe via Internet może w
swojej centrali odbierać pocztę elektroniczną z całego świata. Tak więc odbierał listy Eriki do
Emily, Emily zaś przesyłała przez niego elektroniczną pocztę pod komputerowy adres Eriki,
niezależnie od tego, gdzie ta się znajdowała.
Mówiła pani o tym?
Nie, a ja nie pytałam odparła Dilys. Jeśli człowiek chce wypatrzyć jakieś zmiany
w utartym schemacie, wystarczy tylko uważnie się przyjrzeć, zgadza się? Jakieś pół roku
temu, może więcej, zaczęłam podejrzewać, że Joe robi dla Emily coś więcej poza
wyszukiwaniem materiałów. Dlatego ich obserwowałam. Nie ulegało wątpliwości, że łączyły
ich częstsze i zupełnie nowe kontakty. To właśnie była ta zmiana w utartym schemacie.
I co pani zrobiła?
Dopadłam Joego i przesłuchałam. Przyznał, że przekazywał pocztę obu adresatkom, ale
nie miał pojęcia, co ona zawiera. Informacje były kodowane, a on nawet nie próbował złamać
szyfru.
W to akurat wierzę.
Oczywiście. Za bardzo szanował Emily, by się ważyć na coś takiego. Przypuszczam, że
się w niej kochał.
Sądzi pani, że zdawał sobie sprawę, iż uczestniczy w czymś podejrzanym?
Nie, wcale. Uważał, że jego zajęcie to sprawa zupełnie osobista i prywatna. Nawet mu
nie przyszło na myśl, że w sposobie, w jaki przekazywał wiadomości, kryje się coś
podejrzanego. Z jego punktu widzenia po prostu zachowywał dyskrecję. Dilys dopiła kawę i
wstała.
Sabrino odezwała się, ruchem głowy wskazując dwójkę gości, którzy zajęli pobliski
stolik zamówię dla nas jeszcze kawę, ale nie pogniewa się pani, jeśli się przeniesiemy na
taras i tam ją wypijemy?
Musi pani zapalić?
Niech się pani zlituje. Jestem nałogowcem.
Nie ma sprawy.
Zabrały filiżanki ze świeżą kawą i przeniosły się na taras. Usiadły na samym końcu.
Barwny materiał przyczepiony do dwóch słupków osłaniał gości przed wiatrem.
Kiedy się nad tym zastanowić podjęła Dilys to człowieka ogarnia pusty śmiech.
Zacisnęła dłonie na zapalniczce i kilkakrotnie się zaciągnęła, póki papieros się nie zapalił.
Odchyliła się w krześle, rozkoszując się jego smakiem.
Cóż za ironia. A im starszy się człowiek staje, tym więcej takich rzeczy dostrzega.
Gromadzi się to jak bagaż. Nie ma dnia, żebym czegoś takiego nie zrobiła. Wychodzę na
świeże powietrze, by móc napełnić płuca dymem.
Sabrina popijała kawę, czekając, aż Dilys samą dorzuci to, co ma jeszcze do powiedzenia o
Emily Selby.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]