[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wszyscy są ciężko ranni?
- Nie mamy na pokładzie ciężko rannych, a już na pewno rannych w stanie krytycznym.
Takich byśmy nie zabrali. Lekko ranni, tak ich bym nazwał.
- Ale czy leżą w łóżkach? Czy są tacy, którzy nie mogą się poruszać o własnych siłach?
- No, ci ranni, oni się nie poruszają. - Nie wszyscy z nich są ranni?
- Tylko ośmiu.
- O Boże! Ośmiu! Chce pan powiedzieć, że aż dziewięciu jest całych i zdrowych?
- Zależy, jak na to patrzeć. Trzech cierpi na skutek nadmiernej ekspozycji na działanie niskich
temperatur, inaczej mówiąc na odmrożenia. Mamy trzech z gruzlicą i trzech z załamaniem
nerwowym. Te rosyjskie konwoje to nie przelewki, drogi poruczniku, one zbierają koszmarne
żniwo.
- Nie macie powodów, żeby kochać nasze U-booty czy naszą Luftwaffe, panie McKinnon.
Bosman wzruszył ramionami.
- My też od czasu do czasu wysyłamy parę setek bombowców nad Hamburg.
Ulbricht westchnął.
- Nie sądzę, żeby był to właściwy czas na filozofowanie. Zło dodane do zła nigdy nie
zaowocuje dobrem. Zatem mamy dziewięciu bez ran. Wszyscy na chodzie?
- Ta trójka z odmrożeniami właściwie nie. Nigdy nie widział pan takiej ilości bandaży.
Pozostała szóstka... Cóż, poruszają się równie dobrze, jak pan czy ja. Hm, może niezupełnie
tak: równie dobrze jak ja i o niebo lepiej niż pan.
- A zatem sześciu na chodzie. Słabo znam się na medycynie, ale wiem, że bardzo trudno jest
stwierdzić stopień zaawansowania gruzlicy.. Wiem również i to, że człowiek w póznym
stadium choroby może się całkiem sprawnie poruszać. Jeśli zaś idzie o załamanie nerwowe,
cóż, łatwo jest symulować. Jeden z tej trójki może być równie pozbierany jak my albo tylko
sobie pochlebiamy. Właściwie cała trójka może być w porządku. Nie muszę przecież panu
mówić, bosmanie, że są wśród nich i tacy, którzy do tego stopnia nie znoszą bezmyślności
i okrucieństwa wojny, że gotowi są chwycić się każdego sposobu, byleby tylko od niej uciec.
Często niesprawiedliwie mówi się o nich symulanci. Wielu z nich przeżyło już swoje i więcej
przeżyć nie dadzą rady. W czasie pierwszej wojny światowej spora
liczba brytyjskich żołnierzy zapadła na nieuleczalną chorobę UDDS , która niezawodnie
gwarantowała powrotny bilet do domu. Nazywało się to uporczywa dolegliwość dekompensacji
serca . Co bardziej nieczuli mówili o niej upierdliwa dążność do swoich .
- Tak, słyszałem. Poruczniku, nie jestem z natury wścibski, ale czy mogę panu zadać osobiste
pytanie?
- Oczywiście.
- Chodzi mi o pańską angielszczyznę. Brzmi o całe niebo lepiej niż moja. Chcę powiedzieć, że nie
mówi pan jak obcokrajowiec, ale jak Anglik, i to Anglik po prywatnej szkole. Zmieszne.
- Niezupełnie. Niewiele się przed panem ukryje, to fakt. Chodziłem do prywatnej angielskiej
szkoły. Moja matka jest Angielką. Ojciec był wiele lat attache niemieckiej ambasady w
Londynie.
- Proszę, proszę... - McKinnon potrząsnął głową i uśmiechnął się. - Tego już za wiele. Dwa
wstrząsy w ciągu dwudziestu minut.
- Gdyby zechciał mi pan objaśnić...
- Myślę o siostrze Morrison. Byłaby z was dobrana para. Właśnie się dowiedziałem, że jest półkrwi
Niemką.
- Panie Boże! Coś takiego! - Trudno powiedzieć, że Ulbricht osłupiał, ale owszem, zdziwił się
nieco. - Oczywiście, matka Niemka. Niesamowite. Mówię panu, bosmanie, z tego może się
jeszcze urodzić coś poważnego. Mam na myśli to, że jest moją pielęgniarką. W końcu jest
wojna. Międzynarodowe komplikacje, no wie pan...
- Nie wiem, nie chcę wiedzieć i nie chcę żadnych komplikacji. Oboje robicie, co do was należy.
Tak czy owak, ona niedługo zajrzy tu do pana.
- Zajrzy do mnie?! Do tego bezwzględnego hitlerowskiego mordercy?!
- Może coś się jej odmieniło?
- Rzecz jasna pod wpływem różnych nacisków... - Nie, to jej pomysł i ona nie odpuści.
- Załatwi to strzykawką. Zmiertelna dawka morfiny albo czegoś takiego. A teraz wróćmy do naszej
szóstki na chodzie. Trochę to nam zwiększa liczbę podejrzanych, prawda? Podkupiony symulant
i gruzlik to to samo. Jak się to panu podoba?
- Wcale. Ilu pana zdaniem przekupionych ludzi, sabotażystów i szpiegów, wzięliśmy na pokład
wraz z rozbitkami z Argosa ? Wiem, że to jeszcze jeden wariacki pomysł, ale, jak sam pan
zauważył, szukamy wariackich odpowiedzi na zwariowane pytania. A skoro już mówimy o
wariackich pytaniach, to wymyśliłem i takie: skąd właściwie wiemy, że Argos rzeczywiście
wpadł na minę? Wiemy, że tankowce są prawie nie do zatopienia, nie do zdarcia, mają mnóstwo
różnych komór, i że ten akurat wracał z pustymi zbiornikami. Tankowce nie toną zbyt łatwo.
Niektóre z pełnym obciążeniem obrywały torpedą i docierały do portu. Tak naprawdę to my
przecież nie wiemy, czy Argos wszedł na minę. Skąd możemy wiedzieć, że nie był to kolejny
sabotaż, żeby umożliwić wejście sabotażysty czy sabotażystów na pokład San Andreasa ? Jak
to się panu podoba?
- Tak samo jak panu: wcale. Ale nie sugeruje pan chyba poważnie, że kapitan Andropolous z
premedytacją...
- Nie sugeruję niczego, jeśli chodzi o kapitana Andropolousa. Wiem tylko, że może być z niego
taki sam skończony drań jak drańskie jest żeglowanie w dzisiejszych czasach. Chociaż skłonny
jestem rozważyć każdą szaloną hipotezę, muszę jednak odrzucić założenie, że istnieje gdzieś
kapitan, który poświęciłby swój statek z jakiegoś tam powodu. Ale ten ktoś, czy ci ludzie, dla
których Argos zupełnie nic nie znaczył, swobodnie mogliby to zrobić. Ciekawe, czy
Andropolous uzupełniał załogę w Murmańsku. Czy nie zabrał na pokład jakichś ziomków,
którzy przetrwali poprzednie zatonięcie. Niestety, Andropolous i jego ludzie mówią tylko po
grecku, a poza nimi nikt nie zna greckiego.
- Ja trochę znam. Bardzo mało, tyle, co ze szkoły. Angielskie szkoły prywatne przykładają wagę do
greki. Tylko że nawet z tej szkolnej greki sporo zapomniałem. Co prawda gdybyśmy się
dowiedzieli, że jedna czy kilka osób dosiadło się do nich w Murmańsku, nie na wiele by się to
nam zdało. Przybraliby tylko ton urażonej niewinności, mówiliby, że nie wiedzą, o czym
mówimy, i co wtedy zrobić? - Niemiec milczał prawie przez minutę i nagle powiedział: -
Rosyjscy cieśle!
- jacy cieśle?
- Ci, którzy łatali dziurę w kadłubie waszego statku i wykańczali izbę chorych.Ale zwłaszcza ci od
kadłuba.
- No i co ci cieśle?
- Chwileczkę. - Ulbricht dumał nad czymś jeszcze. - Nie wiem, ilu zakamuflowanych agentów tu
odkryjemy, ale nagle nabrałem przekonania, że tego głównego ma pan wśród swojej załogi.
- Jak pan to, u diabła, wymyślił? Chociaż i tak nic mnie nie zaskoczy. - Dziura w kadłubie trafiła
się wam, kiedy staliście przy burcie tonącej korwety, tak? Zanim zatopiliście ją własnym
ogniem, zgadza się? - Jak najbardziej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]