[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakiś robotnik zbierze się na odwagę i zacznie mówić prawdę o swojej sytuacji,
domagając się od rządu słusznych zmian, zostaje wtrącony do więzienia, a nie
wysłuchany. Rosalyn nie wiedziała, czy powinna wierzyć w to, co słyszy od męża.
- Ci ludzie, o których opowiadasz, to radykałowie. Ty chyba do nich nie należysz...
prawda?
- Nie, nie należę - potwierdził, z desperacją przeczesując włosy dłonią. - Przynajmniej jak
na razie. Jednak Matt uzmysłowił mi dzisiaj, że bardzo oddaliłem się od swoich dawnych
przekonań. - Colin zamilkł nagle, jakby zastanowiła go jakaś jego nowa myśl. Potem
równie niespodziewanie pochwycił żonę za ramiona i pocałował ją w usta.
- A to za co? - zdziwiła się.
- Za to, że ty i Matt zmuszacie mnie do myślenia. Pomagacie mi odzyskać pamięć.
- O czym, na Boga?
- O tym, o czym myślał ojciec Ruley, o jego wizji świata. Bo on posiadał taką wizję, a
mnie i Matta przygotowywał do jej urzeczywistnienia. Szykował nas na ludzi, którzy
mieli coś znaczyć.
- Nic nie rozumiem.
- To oczywiste, że nie rozumiesz - wyjaśniał Colin. - Nie rozumiesz, bo jesteś częścią
starego porządku. Nikt nie oczekiwał po tobie, że będziesz kwestionowała zasady świata,
w którym się urodziłaś. Mnie jednak uczono czegoś innego. Mało co a zapomniałbym o
słynnej maksymie ojca Ruleya - że zmiana jest dobra. Jest wręcz niezbędna. Zwalcza zło.
- Ale ja nie chcę, żebyś ty cokolwiek zmieniał. Colin ponownie pocałował ją i roześmiał
się.
- Wiem i wiem też, jak muszą cię przerażać moje słowa. Och, kochana Rosalyn, o nic się
nie martw. Już wszystko sobie ułożyłem. Nie wywalczyłem sobie w wojsku szlacheckich
tytułów, ale to wcale nie znaczy, że ten okres był stracony. Prawdą bowiem jest, że
byłem dobry dla swoich podwładnych i nigdy nikogo nie poniżałem. Rosalyn, wielce
zaniepokojona, położyła dłonie na rozpalonych policzkach męża.
- Colinie, ty mnie naprawdę przerażasz. Nie rozumiem ani słowa z tego, co powiedziałeś.
Przyciągnął ją do siebie.
- Już dobrze, Rosalyn. Już wszystko jest tak jak należy. Niczym się nie denerwuj.
- Zamierzasz udostępnić Maiden Hill radykałom? Spotykać się tu z nimi? - spytała,
obawiając się odpowiedzi twierdzącej.
- Zamierzam stanąć w obronie swoich przekonań - wyjaśnił Colin. - Jak przystało na
porządnego Anglika - dodał i potrząsnął głową. - Wprost nie mogę teraz uwierzyć, że
kupiłem ten faeton, i to za jakie pieniądze! Oscar zupełnie do niego nie pasuje. Wygląda
śmiesznie zaprzężony do tej modnej zabaweczki. No ale jakoś nie mogłem się zmusić,
żeby sprzedać Oscara i kupić lepszego konia, bardziej wytwornego.
Colin pocałował żonę w kark i znów ją do siebie przytulił.
- Niestety, kochana, okazało się, że nie jestem takim człowiekiem, jakim miałem być. -
W głosie mówiącego pobrzmiewało przygnębienie. - Poniosłem porażkę.
- Ale przecież byłeś dobrym oficerem - przypomniała Rosalyn, przytulając twarz do
piersi męża.
- To prawda. W tym względzie mam czyste sumienie. Ale nie byłem dobrym synem i nie
jestem dobrym bratem. Jednak teraz przyrzekam, że się poprawię. Przysięgam, Rosalyn,
że stanę się lepszy.
- Uważam, że jesteś wspaniały. - Rosalyn była naprawdę wystraszona wywodami męża
na temat zmian, jednak, będąc w jego ciepłych objęciach, mimo wszystko czuła się
bezpieczna.
Colin zanurzył twarz w jej włosach.
- Fiołki? - zapytał szeptem. - Czy może raczej lilie?
- O co pytasz? - zdumiała się.
- O to, czym pachną twoje włosy. - Znów mocniej przytulił ją do siebie, a ona wyczuła,
że jest coraz bardziej podniecony. - Co ja bym zrobił bez ciebie? - mruknął. - Dzięki
tobie mogę zacząć żyć na nowo. I zacznę. Przyrzekam.
Nie było to wyznanie miłości... ale Rosalyn to wystarczało. Potrzebował jej, a to chyba
dobry początek. Mając w pamięci ostrzeżenie Covey podczas kolacji, Rosalyn poczuła,
że Colin kładzie jej dłonie na piersiach. Ciepłym oddechem owiał jej szyję. Wiedział, jak
zachęcić ją do zbliżenia. Był jedyną osobą, która potrafiła przełamać jej opory. Jedyną,
której na niej zależało.
I dlatego Rosalyn zrobiłaby dla niego wszystko. Wszystko. Tak bardzo była w nim
zakochana, że marzenia męża stawały się jej marzeniami.
Zaczęli się kochać i choć wydawało się to niemal niemożliwe, to zbliżenie było jeszcze
bardziej satysfakcjonujące od ostatniego. Rosalyn była ciekawa, czy Colin też tak uważa,
jednak zabrakło jej odwagi, aby o to zapytać. On tymczasem, objąwszy ją ramieniem,
pogrążył się we snie. Ona nie mogła zasnąć.
Dumała nad tym, co usłyszała niedawno. Jego wypowiedzi bowiem ogromnie ją
poruszyły. Pomysł, żeby każda osoba, bez względu na to, czy jest właścicielem
ziemskim, czy nie, mogła przystępować do wyborów, nie mieścił się jej w głowie.
Domyślała się, co powiedziałby na ten temat kuzyn George!
Niemniej, im dłużej rozważała tę kwestię, tym bardziej się do niej przekonywała. Tym
bardziej nabierała ona sensu. Nie miałaby nic przeciwko temu, aby prawo stanowili tacy
ludzie jak Colin lub jego brat, a nie George i osoby pokroju kuzyna - którym na niczym
tak naprawdę nie zależy.
Przypomniała sobie swój ból i oburzenie, kiedy się dowiedziała, że George bez jej
wiedzy sprzedał Maiden Hill. W tamtej chwili pragnęła być mężczyzną, pragnęła
posiadać władzę i przywileje - i dlatego zaczynała rozumieć ambicje Colina.
Zaczynała pojmować, jak on się czuje. Ona, jako kobieta, nie miała co marzyć o
wpływach, ale domyślała się, jak czuje się mężczyzna, który potencjalnie mógłby coś
zmienić, ale nie posiada wystarczających uprawnień i koneksji. Rosalyn myślała o
wszystkich tych, którzy są pozbawieni prawa do wyborów, a którzy powinni je posiadać.
Myślała o wielu innych sprawach, które od lat wydawały się jej niesprawiedliwe, jak
choćby fakt, że ona sama nie miała możliwości dziedziczenia niczego z majątku ojca,
zwłaszcza, że jej matka jeszcze żyła, natomiast taki głupiec George mógł rozporządzać
tym majątkiem wedle własnego widzimisię.
Myślała o kominiarzu z Londynu, chłopcu nie więcej niż sześcioletnim, który spalił się
żywcem, bo jego pan kazał mu czyścić nie do końca wystygły komin. Albo o kobiecie
żebrzącej na ulicach, bo nie miała co do garnka włożyć, a znikąd nie otrzymywała
pomocy, nawet od organizacji charytatywnych. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl