[ Pobierz całość w formacie PDF ]

a wynaturzonym zadowalaniem, które do tej pory znała?
- To inny rodzaj miłości, Jodie. Zupełnie inny od tej pomiędzy para dorosłych. A to, co spotkało
ciebie, to nie była żadna miłość. To było okrutne i bardzo, bardzo złe. Zrozumiesz więcej, kiedy
dorośniesz.
Wolałabym to już tak zostawić, zejść na dół, zrobić sobie filiżankę kawy, może usiąść w salonie i
poczytać gazetę. Ale gdybym teraz tego nie pociągnęła, rano Jodie mogłaby o tym zapomnieć,
wchłaniając okropne wspomnienia z powrotem w czarna otchłań zaprzeczenia.
Ze znajomym mi już ukłuciem niepokoju przed tym, co miałam usłyszeć, podkręciłam trochę światło i
usiadłam na krześle przy łóżku Jodie. Jej oczy wyjrzały spod kołdry, pogłaskałam ja po czole.
- Jodie, skarbie, czy twój dziadziu krzywdził cię tak samo, jak robili to tatuś i wujek?
Potrząsnęła głowa. - Nie, Cathy. Byli milsi.
 Oni? Ilu dziadziów miałaś?
- Dziadzia. Wilsona i dziadzia Pricea.
- A więc było ich dwóch. Co to znaczy, że byli milsi, Jodie? Myślała przez chwilę, bo zmarszczyła
czoło. Miałam nadzieję,
że zaraz mi powie, że zabierali ja do zoo albo kupowali wielkanocne jajko, jakieś rzeczy, które robią
normalni dziadkowie.
- Kładli się na mnie, ale mnie nie bolało. Sikali tylko na łóżko. To dlatego, że mnie kochali, Cathy. -
Powiedziała to tak normalnie i rzeczowo, że równie dobrze mogłaby opowiadać o wycieczce do parku.
- Nie, to nie tak. To było złe, Jodie. Dorośli nie okazują miłości w ten sposób. To, co robili, było
okrutne. To nie ma żadnego związku z miłością!  ale rozumiałam, że ejakulacja bez penetracji
mogła się Jodie wydawać milsza w porównaniu z inymi obelżywościami.
 Gdy to się działo, mamusia z tatusiem byli w pokoju?  zapytałam.
- Czasami - skinęła głowa. - I wujek Mikę, i ktoś, kogo nie znałam.
Trzymałam ja za rękę i głaskałam po czole. - Czy jest jeszcze coś? Pamiętasz coś jeszcze, Jodie?
Potrząsnęła głowa. - Możesz mi teraz poczytać, Cathy? Nowe buty Tosi i Tymka,
Nie była zdenerwowana i zauważyłam, że ja też nie byłam. Stawałam się równie znieczulona jak ona.
Przeczytałam jej bajkę o Tosi i Tymku, potem powiedziałam  dobranoc" i zeszłam na dół.
Odnotowałam w dzienniku nasza rozmowę, potem wyszłam na papierosa. Gdy tak stałam na mroznym
nocnym powietrzu, zastanawiałam się, czy nie mogłabym się wybrać na choćby podstawowy kurs
psychoterapii. Ale zdecydowałam, że nie powinnam. Gdybym podjęła jakieś amatorskie kroki, by
pomóc Jodie, mogłoby to przynieść więcej szkody niż pożytku. Wszystko, co mogłam zrobić, było
dokładnie tym, co robiłam dotychczas, używając zdroworozsądkowego podejścia, które wprowadzało
normalność, ale w małym stopniu, o ile w ogóle, wpływało na głębokie psychologiczne uszkodzenia,
które już się dokonały. Nie po raz pierwszy od przyjazdu Jodie poczułam się kompletnie na to
nieprzygotowana.
W niedzielny poranek Jodie rozpierała energia i musiałam stawić czoła gradowi pytań dotyczących
szkoły. Czy będzie dostawała zadania domowe? Czy w szkole jest czas na zabawę? Czy nauczycielka
miała męża? Tatusia? Czy będzie padał deszcz? Obierając swoją zwykła taktykę próby skanalizowania
części jej niespokojnej energii, zabrałam ja na rower.
- Jak zimno - zauważyłam, stawiając kołnierz. - Myślę, że znów może padać śnieg.
 Co to jest śnieg?  zapytała Jodie, gdy wspinałyśmy się na górkę. Próbowałam jej
przypomnieć, najlepiej jak mogłam, mówiąc, jak bardzo się jej podobało, gdy nie tak dawno przez
trzy dni padał śnieg, ale Jodie nagle zdecydowała, że chce śniegu natychmiast, i rozzłościła się,
gdy nie mogłam - a według niej: nie chciałam - jej go wyprodukować. A potem nastąpił regularny
atak furii: Jodie położyła się zrozpaczona na chodniku, przed dobre piętnaście minut walać
pięściami i żądając śniegu. Gdyby nie było tak zimno, może nawet byłoby to komiczne. Kiedy
wróciłyśmy do domu, posadziłam ja przed telewizorem, żeby ja czymś zająć do kolacji. Ale
wieczorem również była nadmiernie aktywna i urządziła kolejna scenę wściekłości, gdy nie
chciałam wyjść, żeby kupić jej lody. Zdołałam ja przekonać, żeby wzięła kąpiel, i to ja uspokoiło
na tyle, że o siódmej była już w łóżku. Następnego dnia, pierwszy raz od ponad roku, miała
spędzić cały dzień w szkole, a ja modliłam się, żeby ten dzień był udany.
Przyjaciele
Jodie cała noc się budziła, ale rano była ożywiona i podekscytowana, podczas gdy ja padałam ze
zmęczenia.. Ubrała się w szkolny mundurek i miałyśmy tylko niewielkie spięcie, gdy
zażądała koronkowych rajstop, które w końcu udało mi się jej wyperswadować.
Przyjechałyśmy do szkoły wcześnie, więc siedziałyśmy przez chwilę w samochodzie, słuchając
radia. Mimo że Jodie była rozemocjonowana, widziałam, że troszkę się też denerwowała. Ja
byłam zdenerwowana podwójnie.
Gdy podchodziłyśmy do bramy szkoły, trzymałam Jodie za rękę. Zcisnęłam ja, gdy
wkroczyłyśmy do budynku. Pani Rice podeszła przywitać nas w recepcji. Z powodu trudności,
jakie miała Jodie, umówiłam się, że nauczycielka każdego ranka będzie ja ode mnie odbierała i
przekazywała mi ja z powrotem pod koniec dnia. Przytuliłam Jodie i patrzyłam niespokojnie, jak
pani Rice prowadziła ją korytarzem.
Gdy tylko dojechałam do domu, usłyszałam telefon. Dzwoniła Jill. Odebrała maiła, którego
wysłałam w niedzielę, z notatkami o dziadkach Jodie i rozmawiała już z Eileen. Sprawdzono akta
i potwierdzono, że nie było w nich absolutnie żadnych wzmianek o dziadkach. Zrobiono to tak
szybko, że zaczęłam się zastanawiać, czy Eileen nie miała przypadkiem jakiejś rozmowy ze swoim
przełożonym. Babcia Jodie ze strony matki żyła, ale ponieważ poróżniła się z córkami wiele lat temu,
Jodie nie miała z nią żadnego kontaktu. Jodie nigdy nie poznała też swoich dziadków, z żadnej ze
stron. Jill przerwała, czekając, aż dojdę do oczywistej konkluzji.
- Należą do tej samej kategorii co tak zwani wujkowie, pedofile w przebraniu członków rodziny? -
przypuszczałam. Jodie opisywała wcześniej swoich oprawców jako wujków albo ciocie, ale okazało
się, że nie byli to prawdziwi krewni. Byli to raczej przyjaciele rodziców Jodie, których przedstawiano
jako członków rodziny, by móc łatwo wprowadzić nieznajomych w domowe środowisko.
- Tak sadzimy. Wygląda na to, że rodzice Jodie musieli być częścią siatki. Policja sprawdza teraz
rejestr przestępców - odpowiedziała Jill. - Jeśli natrafią w rejestrze na jakiegoś Wilsona lub Pricea,
którzy mieszkaliby w okolicy, doprowadzą ich na przesłuchanie. Ale, żeby być zupełnie szczerą,
Cathy, nie jestem optymistką. Jeśli ci ludzie nie zostali nigdy skazani, nie będzie ich w rejestrze. Jest
jeszcze coś. Eileen dostała wyniki badania ginekologicznego.
- Tak?
Jill zniżyła głos: - Potwierdza ono, że Jodie była penetrowana, ale bez DNA lub zeznania trzeciej
strony nie mamy wiele, by sformułować oskarżenie. Była wykorzystywana, ale żeby kogoś skazać,
musiałabyś udowodnić, kto jest za to odpowiedzialny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl