[ Pobierz całość w formacie PDF ]

granty, jest wiele możliwości pokrycia kosztów studiów.
- Nie chodzi tylko o pieniÄ…dze - wtrÄ…ciÅ‚ Johnny, ma­
jąc na myśli problemy kulturowe, z jakimi musi zetknąć
się każdy młody człowiek opuszczający rezerwat.
Ci, którzy wyjeżdżali, przez resztę traktowani byli jak
zdrajcy, co odcinaÅ‚o im drogÄ™ powrotu. Byli też tacy, wiÄ™­
kszość niestety, którzy wracali pokonani, poobijani przez
życie, z poczuciem przegranej. Jeszcze inni nie potrafili
funkcjonować równolegle w odmiennych kulturach
i uciekali w narkotyki. Ci wracali do domu w trumnach.
Johnny z wÅ‚asnego doÅ›wiadczenia wiedziaÅ‚, jak trud­
no jest pozostawać wiernym swojej tradycji i żyć rów­
nocześnie w świecie białych.
I
Po dÅ‚ugich dyskusjach Zorza wreszcie ulegÅ‚a argu­
mentom Annie i zgodziÅ‚a siÄ™ wrócić do domu, pod jed­
nym wszak warunkiem: Johnny miał zostać z nią, dopóki
matka i córka nie ustalą między sobą warunków rozejmu.
- Bardzo chętnie przyjęłabym cię pod swój dach, ale
twoja matka też ma coś do powiedzenia. Nie jesteś jeszcze
peÅ‚noletnia i nie możesz sama decydować o sobie. - An­
nie odprowadziła Zorzę do drzwi. - Oczywiście, nikt też
nie może zmusić cię, żebyś robiła coś wbrew własnej
woli. To twoje życie, ale pamiętaj, matka jest tylko jedna
i nawet jeÅ›li siÄ™ z niÄ… nie zgadzasz, winna jej jesteÅ› sza­
cunek.
Johnny miaÅ‚ dzisiaj okazjÄ™ zobaczyć Annie, jakiej je­
szcze nie znał. Ta kobieta była pełna tajemnic, nic prawie
o niej nie wiedziaÅ‚. Z jednej strony chciaÅ‚ poznać jÄ… le­
piej, z drugiej wolaÅ‚by nie pogÅ‚Ä™biać swojej wiedzy, trzy­
mać się z dala od jej osobistego życia, nie wnikać
w skomplikowane wnętrze.
Właśnie, skoro już mowa o kobietach obdarzonych
skomplikowanym wnętrzem... Dreszcz go przechodził na
myśl o spotkaniu z Ester. Bał się konfrontacji z siostrą
niemal tak samo jak Zorza. Ester miała złote serce, ale
zawsze musiała postawić na swoim. Nic dziwnego, że
Zorza chciała się wyrwać spod skrzydeł apodyktycznej
matki. Prawdę mówiąc, Johnny był zdziwiony, że czekała
tak długo.
Oczywiście cała wina za bunt Zorzy spadnie na biedną
Annie. Kiedy Ester rozprawi się już z córką, jak nic zmy-
je głowę bratu, że zadaje się z  tą białą wariatką", która
uparła się zniszczyć ich rodzinę. Ester na pewno wpadnie
w furię, słysząc, co Johnny ma do powiedzenia na obronę
Annie, ale on już zdecydował, że nie pozwoli znieważać
swojej przyjaciółki. Jedyną jej przewiną było to, że za
bardzo troszczyła się o innych, zapominając o sobie.
Kiedy Johnny pojawił się po kilku godzinach w domu
Jewell, Annie leżała już w łóżku, ale nie spała jeszcze.
Czekała na niego, zostawiła zapalone światło na ganku,
nie zamknęła drzwi na klucz, spodziewała się, że wróci
i opowie jej, jak Ester przyjęła córkę.
Zmęczony przysiadł na krawędzi łóżka i zdał krótkie
sprawozdanie.
- To wojna o dominację - zakończył. - %7ładna z nich
jej nie wygra. - Nie wspomniał ani słowem o swojej
 dyskusji" z Ester na temat Annie. - Ostatecznie zgo­
dziły się mieszkać pod jednym dachem, dopóki Zorza
nie skończy szkoły. To niecały rok, jakoś muszą ze sobą
wytrzymać.
Annie westchnęła z ulgą. Chętnie zaproponowałaby
dziewczynie, żeby z niÄ… zamieszkaÅ‚a, ale to nie rozwiÄ…­
zaÅ‚oby problemu. Raz już siÄ™ sparzyÅ‚a w podobnej sy­
tuacji i przyrzekÅ‚a sobie nigdy wiÄ™cej nie wykonywać po­
dobnych gestów, choć nie spodziewała się, że zaniechanie
będzie ją tak wiele kosztować.
- Chodz do łóżka - powiedziała, przesuwając się
trochÄ™.
Serce to szalony doradca, ale nie sposób pozostawać
głuchą na jego głos.
Ich znajomość wkrótce miała się zakończyć, trudno.
W niczym nie umniejszaÅ‚o to namiÄ™tnoÅ›ci Annie, prze­
ciwnie, czyniło ją chyba jeszcze silniejszą.
- Co siÄ™ staÅ‚o? - zapytaÅ‚a, kiedy Johnny nie zareago­
wał na jej zaproszenie.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że robiłaś to już
wcześniej?
- Co takiego?
Nie raczyÅ‚ odpowiedzieć. W każdym razie nie od ra­
zu. Podniósł się z nadąsaną miną: najwyrazniej zamierzał
wyjść.
- Jesteś świetna. Dlaczego robisz tajemnicę ze swoich
umiejÄ™tnoÅ›ci? Dlaczego nic mi nie powiedziaÅ‚aÅ›? Wsty­
dzisz siÄ™?
- Wstydzę się tylko jednego, że jestem głupia.
Johnny rozmyÅ›liÅ‚ siÄ™, usiadÅ‚ na powrót. ByÅ‚ zdecydo­
wany czegoś wreszcie się o niej dowiedzieć, nawet
wbrew jej chęciom.
- Mów.
Annie zaczęła opowiadać cichym, monotonnym
głosem.
- Jeszcze nie tak dawno temu pracowałam jako te-
rapeutka w szkole w Chicago. Pewnego dnia zdarzyło się
coÅ› strasznego. PostanowiÅ‚am wycofać siÄ™ z zawodu. Ko­
niec historii.
Johnny'ego ta lakoniczna relacja nie zadowoliła. Wie-
dziony intuicją zadał pytanie trafiające prosto w sedno
sprawy.
- Czy to miało coś wspólnego z dzieckiem, którego
zdjęcie stoi na kominku? - Zaczął głaskać ją po głowie,
jakby chciał dodać jej sił, zachęcić do zwierzeń. Kołysał
jÄ… w ramionach, szeptaÅ‚ do ucha sÅ‚owa otuchy. Poskut­
kowało, bo Annie w końcu się otworzyła.
- Ta dziewczyna miała mniej więcej tyle lat co Zorza.
UrodziÅ‚a dziecko, musiaÅ‚a sama je wychowywać, nie da­
wała sobie rady. Odpowiedzialność ją przerosła. Pewnego
dnia nieoczekiwanie wmaszerowała do mojego gabinetu,
wybuchnęła pÅ‚aczem i podaÅ‚a mi dziecko. BÅ‚agaÅ‚a, że­
bym zaopiekowaÅ‚a siÄ™ maÅ‚Ä…. Zanim zdążyÅ‚am zareago­
wać, wybiegła ze szkoły i wszelki ślad po niej zaginął.
- Wzięłaś dziecko?
- Zawiadomiłam policję. Nie znalezli matki. Zostałam
opiekunką dziecka i wszczęłam procedurę adopcyjną.
- Pokochałaś tę małą.
- Jak rodzonÄ… córkÄ™. MiaÅ‚a na imiÄ™ Laurel, byÅ‚a cu­
downa. I taka piękna.
Annie słowa więzły w gardle. Oparła głowę na piersi
Johnny'ego i rozszlochała się. Myślała, że wypłakała już
wszystkie Å‚zy, ale cicha empatia Lonebeara poruszyÅ‚a jÄ… bar­
dziej niż jakiekolwiek wyrazy pociechy czy współczucia.
- Walki gangów, strzelaniny uliczne, narkotyki, sa­
mobójstwa, wszystko okazało się niczym w porównaniu
z tym, co przeżyłam, kiedy dziewczyna wróciła z gigantu
radosna jak skowronek i zażądała zwrotu Laurel. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl