[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łódz rybacką na środku zatoki? Widzicie, jak płynie?
Chcę zobaczyć powiedziała Sunshine. Nie widzę. Nie widzę.
Przestań wyć albo przetrzepię ci tyłek powiedziała ciotka z twarzą czerwoną od wiatru.
Quoyle przypomniał sobie, jak sam krzyczał Nie rozu-54
miem!" do nauczyciela matematyki, który kończył lekcję, nie dając odpowiedzi. Płachta mgły
rozstąpiła się i światło rozbłysło na powierzchni morza niczym niebieski neon.
Drewno, zahartowane przez czas i pogodę, zacisnęło się mocno na gwozdziach. Wyciągane
zawodziły głośno. Quoyle wyrwał zamek, lecz mimo to nie mógł otworzyć drzwi, dopóki nie
wsadził w szczelinę łyżki do kół i nie wyważył ich siłą.
Panującą wewnątrz ciemność rozjaśniał tylko prostokąt oślepiającego światła, które wpadało
przez otwarte drzwi. Rozległo się echo desek upadających na skałę. Smugi światła przecięły
szybę i osiadły na zakurzonej podłodze podobne do pasków żółtego płótna. Dziewczynki
wbiegły do środka i zaraz wybiegły z powrotem, bojąc się pozostać w ponurym wnętrzu.
Krzyczały przerazliwie, kiedy Quoyle odginał deski na zewnątrz, jęcząc i śmiejąc się
złowrogo.
- Huu, huu, huu.
Potem weszli do środka. Ciotka wspięła się po kręconych schodach, a Quoyle badał
podłogę, powtarzając wciąż, żeby uważały. Kurz wzbił się w powietrze i wszyscy zaczęli
kichać. Zimno, pleśń; przechylone drzwi na obluzowanych zawiasach. Krawędzie schodów
lekko wklęsłe, wytarte niezliczonym wchodzeniem i schodzeniem. Tapety odkleiły się od
ścian. Na strychu pierzyna, z mapami plam na poszwie, gubiła pióra. Dzieci biegały tu i tam.
Te pokoje, nawet kiedy były nowe, musiały wyglądać ubogo i beznadziejnie.
- Jeszcze jeden dolar dla mnie! wrzasnęła Bunny, obracając się na pięcie na pokrytej
brudem podłodze. Przez okno widać było chłodną równinę morza.
Quoyle wyszedł na zewnątrz. Zapach wiatru wydał mu się równie słodki jak łyk wiosennej
wody w spragnionych ustach. W domu ciotka prawie zaszlochała, zanosząc się kaszlem.
- Jest stół, cholerny stół, stare krzesła, jest też piec, o Boże, miotła wisi na ścianie tak jak
zawsze! - krzyknęła i chwyciła drewnianą rączkę. Przegniły węzeł puścił, słoma wypadła
spod trzymającego ją drutu i w dłoni ciotki pozostał tylko kij. Spojrzała na przerdzewiałą rurę
pieca, na zniszczone nogi stołu i krzesła. - Potrzebuje solidnego odgrzybienia. Matka zawsze
tak mówiła.
Krążyła po pokojach, brała do ręki zdjęcia, których potłuczone szklane oprawy leżały na
podłodze. Zatrzymała się nad
55
pamiątkową fotografią zmarłej kobiety, oczy przymknięte, nadgarstki owinięte białym
płótnem. Ciało ułożono na kuchennym stole, trumna stała obok, oparta o ścianę.
- Ciotka Eltie. Umarła na gruzlicę. - Podniosła inne zdjęcie grubej kobiety usiłującej chwycić
kurę. - Ciotka Pinkie. Była tak gruba, że nie mogła usiąść normalnie na nocniku i musiała
stawiać go na łóżku, żeby się wysikać.
Kwadratowe pokoje, wysokie sufity. Zwiatło jak woda przeciekało do środka przez setki dziur
w dachu. Sypialnia. Pęknięcia na jej suficie znała lepiej niż jakiekolwiek zdarzenie ze
swojego życia. Nie mogła znieść tego widoku. Znalazłszy się znowu na dole, dotknęła
umazanego farbą krzesła, dostrzegła zupełnie wytarte ozdobne gałki na jego przednich
nogach. Deski podłogi, cienkie jak skóra, uginały się pod jej stopami. Za odbój drzwi służył
kamień wygładzony przez morze. I jeszcze trzy kamienie zawieszone na drucie na
szczęście, żeby odegnać niebezpieczeństwo.
Godzinę pózniej, na zewnątrz, Quoyle rozpalił ognisko, ciotka wyjęła z torby jajka,
pognieciony chleb, masło i dżem. Sun-shine, przytulona do ciotki, odbierała od niej produkty.
Dziewczynka rozpakowała masło, ciotka rozsmarowała je kawałkiem drewna, którego
używała zamiast noża, pomieszała jajka drżące na patelni. Piętka chleba dla starej suki.
Bunny rzucała z brzegu kamienie. Wszystkie uderzały w wodę i znikały w spienionej
gardzieli.
Usiedli przy ognisku. Przesycone dymem mocne piwo jak dar ofiarny na kamiennym ołtarzu,
pomyślała ciotka wpatrzona w iskry wzlatujące ku niebu. Bunny i Sunshine przytuliły się do
Quoyle'a. Bunny pogryzała zwiniętą kromkę chleba - dżem przypominał oko tostera - i
obserwowała wirujący dym.
Tato. Dlaczego dym się kręci?
Quoyle odrywał kawałki chleba, kładł na nie odrobinę jajka i mówił: Oto mały, żółty
kurczaczek wchodzi do nory wilkoła-ka", po czym wkładał kawałki chleba do ust Sunshine.
Pózniej dziewczynki znowu wstały i zaczęły biegać wokół domu, przeskakując nad
zardzewiałymi linami, którymi przywiązano dom do skały.
- Tato, czy Petal nie będzie już z nami mieszkać? - spytała zdyszana Bunny, uderzając
kamieniem o kamień.
Zaskoczyła Quoyle'a. Wcześniej wyjaśnił dzieciom, że Petal
56
odeszła, że zasnęła i nigdy się nie obudzi. Mówił to, z trudem powstrzymując smutek,
czytając na głos fragmenty broszury, którą otrzymał z zakładu pogrzebowego: Jak
przedstawić dziecku fakt odejścia ukochanej osoby.
- Nie, Bunny. Ona śpi. Jest w niebie. Pamiętasz, mówiłem ci o tym. Chronił je przed
pogrzebem. Nigdy nie wypowiedział w ich obecności słów nie żyje".
-1 nie może znowu wstać?
-Nie. Zasnęła na zawsze i nigdy nie wstanie.
- Ty płakałeś, tato. Oparłeś głowę o lodówkę i płakałeś.
- Tak - powiedział Quoyle.
-Aleja nie płakałam. Myślałam, że ona wróci. I pozwoli mi nosić swoje niebieskie korale.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]