[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zrozumienie i jak zaczyna mamrotać: Rodaku, nie zapominaj! Zaczęlo się od anschlussu
Austrii. Nastąpiły Sudety i Czechosłowacja. Polska zostala napadnięta, Belgia, Holandia... -
słysząc to, asystent wie ju\ z całą pewnością: ten człowiek nigdy nie miał tej karty w ręku,
nigdy jej nie czytał, a tym bardziej jej nie pisał - jest za głupi na to.
Ze złością wyrywa Klugemu kartę z ręki, powiada krótko: Heil Hitler! - i opuszcza z schupo i
aresztowanym gabinet lekarza.
Lekarz powoli drze przygotowane dla Enna Klugego zaświadczenie o chorobie. Nie było
Strona 55
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
okazji, aby mu to wsunąć. Szkoda! Ale prawdopodobnie nic by mu to nie pomogło. Mo\e ten
człowiek tak mało dorósł do trudności dzisiejszych czasów, \e jest skazany na zagładę? Mo\e
\adna \yczliwa ręka z zewnątrz nie mogła mu naprawdę pomóc, poniewa\ w nim samym nie
było nic mocnego?
Szkoda...
ROZDZIAAXXIII Przesłuchanie Jeśli asystent kryminalny, mimo swego zdecydowanego
przekonania, \e Enno Kluge nie wchodzi w rachubÄ™, ani jako autor, ani jako kolporter karty,
meldując o wydarzeniu komisarzowi Escherichowi, pozwolił domyślać się, \e Kluge jednak
jest kolporterem tych pam-fletów, uczynił to dlatego, \e mądry podwładny nigdy nie uprzedza
poglądów swego przeło\onego. Przeciwko Klugemu istniało powa\ne oskar\enie pomocnicy
lekarza, panny Kiesow; a czy to oskar\enie jest uzasadnione, czy nie, niech pan komisarz sam
rozstrzygnie.
Jeśli było uzasadnione, to asystent okazał się zdolnym człowiekiem i mógł być pewny
przychylności komisarza. Jeśli zaś nie było uzasadnione, to komisarz był mądrzejszy od
asystenta, a tego rodzaju wy\szość przeło\onego jest dla podwładnego często bardziej
intratna ni\ wszelka pracowitość.
- A więc? - powiedział długi, szary Escherich wchodząc do komisariatu. - A więc, kolego
Schroeder? Gdzie pan ma swojÄ… zdobycz?
- W ostatniej celi na lewo, panie komisarzu.
- Czy Klabautermann się przyznał?
- Kto? Klabautermann? Aha, rozumiem. Nie, panie komisarzu. " Oczywiście, natychmiast po
naszej rozmowie telefonicznej kazałem go odprowadzić.
- Dobrze - pochwalił Escherich. - A co on wie o tych kartach?
- Kazałem mu - powiedział asystent ostro\nie - odczytać znalezioną kartę. To znaczy,
pierwsze zdania.
- Wra\enie?
- Nie chciałbym, panie komisarzu, sugerować... -- powiedział asystent.
- Nie tak bojazliwie, kolego Schroeder. Wra\enie?
- Mnie w ka\dym razie wydaje się nieprawdopodobne, aby on był autorem tej karty.
- Dlaczego?
- Nie jest zbyt rozgarnięty. Poza tym niesłychanie zastraszony. Komisarz Escherich z
niezadowoleniem pogładził \ółtawe wąsy.
- Niezbyt rozgarnięty... Niesłychanie zastraszony... - powtórzył. - No, mój Klabautermann jest
rozgarnięty i na pewno nie zastraszony. Dlaczego więc pan sądzi, \e schwytaliście
właściwego człowieka? Niech pan opowiada.
Asystent Schroeder przede wszystkim powtórzył, mocno podkreślając oskar\enie pomocnicy
lekarza i akcentował równie\ próbę ucieczki. - Nie mogłem uczynić nic innego, panie
komisarzu. Zgodnie z otrzymanym rozkazem musiałem go aresztować.
- Słusznie, kolego Schroeder. Postąpił pan zupełnie słusznie. Ja sam nie uczyniłbym nic
innego.
Humor Eschericha poprawił się nieco po tym sprawozdaniu. Brzmiało ono lepiej ni\  niezbyt
rozgarnięty" i  niesłychanie zastraszony". Mo\e to jakiś kolporter kart, mimo \e komisarz był
dotychczas przekonany, \e Klabautermann nie ma \adnych wspólników.
- Czy przejrzał pan ju\ jego papiery?
- Tu są. Potwierdzają na ogół to, co mówi. Mam wra\enie, panie komisarzu, \e to taki
markierant: strach przed frontem, niechęć do pracy, gracz w totka - znalazłem przy nim cały
plik gazet o wyścigach i obliczeń. A poza tym zwyczajne listy od kobiet lekkiego
prowadzenia, takie ziółko, rozumie pan, panie komisarzu. W ka\dym razie bliski
pięćdziesiątki.
- Dobrze, dobrze - powiedział komisarz, ale nie odczuwał tego bynajmniej jako dobre. Ani
autor kart, ani ich ewentualny kolporter nie mógł mieć wiele do czynienia z kobietami. Tego
komisarz byÅ‚ pewien. O\ywiona przed chwilÄ… nadzieja«zaczynaÅ‚a gasnąć. Ale potem
Escherich pomyślał o swoim przeło\onym, obergruppenfuehrerze Prallu i o jeszcze wy\szych
przeło\onych, a\ do Himmlera. Je\eli nie znajdzie śladu, potrafią mu w najbli\szym czasie
cholernie zatruć \ycie. A tutaj był ślad - przynajmniej było cię\kie oskar\enie i podejrzane
zachowanie się. Mo\na było iść tym śladem, nawet je\eli w najgłębszym przekonaniu nie
uwa\ało się go za zupełnie właściwy. Zyskiwało się czas, aby dalej cierpliwie czekać.
Nikomu się przez to krzywda nie stanie. Co komu ostatecznie po takim ziółku!
Escherich wstał: - Idę do celi, Schroeder. Niech mi pan da tę nową kartę i poczeka tutaj.
Komisarz szedł zupełnie cicho, trzymał klucze mocno w ręku, aby nie brzęczały. Bardzo
ostro\nie odsunął zasłonę judasza i zajrzał do celi.
Aresztowany siedział na stołku. Oparł głowę na ręce i skierował wzrok na drzwi. Robiło to
zupełnie wra\enie, jak gdyby patrzył wprost w śledzące go oko komisarza. Ale wyraz twarzy
Klugego zdradzał, \e nic nie widzi. Nie drgnął, gdy zasłona się poruszyła; jego twarz nie
miała te\ nic z napięcia, które mo\na zawsze zauwa\yć u ka\dego, kto czuje, \e jest
obserwowany.
Po prostu patrzył przed siebie, nawet nie pogrą\ony w myślach, raczej otępiały i pełen złych
przeczuć.
Komisarz przy judaszu wiedział teraz z całą pewnością: to nie był ani Klabautermann, ani
\aden jego pomocnik. Była to po prostu omyłka. Oskar\enia mogły sobie brzmieć, jak
chciały, jego zachowanie mogło wydawać się jak najbardziej podejrzane.
Ale Escherich znów pomyślał o swoich przeło\onych, zagryzł wąsa 1 zastanawiał się, jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl