[ Pobierz całość w formacie PDF ]
domu w towarzystwie bratowej?
Georgiana patrzyła na niego dość niespokojnie i
podczas nic nie znaczącej konwersacji z rodziną nie
wiedziała, czy ma się spodziewać czegoś ciekawego, czy
raczej żywić obawy. Gdy wreszcie dzięki pomocy ojca
uciekli przez młodszymi pannami Bellewether,
Georgiana wcale nie była przekonana, czy chce zostać
sam na sam ze swym byłym pomocnikiem.
Przez dłuższą chwilę szli w milczeniu. Georgianę
coraz bardziej zastanawiało, po co Ashdowne zaprosił ją
na przechadzkę. Próbowała zebrać myśli, żeby coś
powiedzieć, cokolwiek, ale w końcu odezwał się on:
- Mogła mnie pani uprzedzić o swoim wyjezdzie z
Bath. - Szorstkie słowa zabrzmiały jak oskarżenie.
Zdziwiona Georgiana zamrugała powiekami.
- Chciałam coś sprawdzić u mojego wuja -
powiedziała.
- U tego, któremu nie można zaufać, że wprowadzi
panią do londyńskiego towarzystwa? - spytał groznie
Ashdowne.
- Owszem, nawiasem mówiąc, nawet nie wyszliśmy z
domu. Cały czas spędziłam na czytaniu starych gazet.
- Starych gazet? - W głosie Ashdowne'a było słychać
niedowierzanie, więc Georgiana zatrzymała się i stanęła z
nim twarzą w twarz.
- Tak, starych gazet. Co, u licha, pana opętało?
Ashdowne bynajmniej nie przejął się swoim
zachowaniem lecz zmierzył ją groznym spojrzeniem.
- Miałem nadzieję, że będzie mnie pani informować
o swoich zamiarach. O ile pamiętam, mieliśmy się
spotkać w pijalni cztery dni temu, ale pani nie przyszła.
Czy przemknęło pani przez myśl, że mogę się o nią
martwić?
Georgiana spłonęła rumieńcem, bo przypomniało jej
się, jak stchórzyła, widząc go ze śliczną krewną.
- Prawdę mówiąc, nie sądziłam, że pan zwróci uwagę
na moją nieobecność.
- Nie sądziła pani, że zwrócę uwagę? - powtórzył jej
słowa bardzo cicho, podejrzewała jednak, że musi być
zły, a może nawet wściekły. To było nawet zabawne.
Kiedyś się zastanawiała, co może wyprowadzić go z
równowagi. Nigdy by się nie spodziewała, jaki wybuch
spowoduje tym, że nie przyszła na umówione spotkanie.
- Bardzo pana przepraszam. Powinnam była
powiedzieć, że wyjeżdżam, ale to wypadło tak nagle -
wyjaśniła zgodnie z prawdą. - Miałam niezwykłe
olśnienie w związku ze śledztwem.
Nie sądziłaby, że jest to możliwe, ale twarz
Ashdowne'a jeszcze bardziej spochmurniała.
- Powiada pani: ze śledztwem?!
- Tak. Wprost oszałamiające olśnienie. Powinnam
była od razu pana zawiadomić, skoro jest pan moim
pomocnikiem...
- Pani pomocnikiem - powtórzył znowu, a w oczach
skrzyła mu się złość, zupełnie dla niej niezrozumiała.
- No, tak. - Nie była przygotowana na tak gwałtowną
reakcję. Umiała rozważać fakty i logicznie rozumować,
ostatnio zaczęła trochę pojmować swoje uczucia, ale
nagła irytacja Ashdowne'a stanowiła dla niej
niezgłębioną tajemnicę.
- A może chcę być kimś więcej niż tylko tym
przeklętym pomocnikiem? Może chcę być dla odmiany
mężczyzną. Może... - Ashdowne odwrócił się i rozłożył
ręce. - Do diabła, sam nie wiem, czego chcę. Odkąd panią
spotkałem, nie umiem jasno myśleć!
Georgiana zamrugała powiekami, bardzo zdziwiona,
chociaż sama mogłaby mu powiedzieć to samo. Co miał
na myśli Ashdowne, mówiąc o byciu mężczyzną?
Przyszło jej do głowy pewne przypuszczenie.
- Czy to znaczy, że pan już nie chce być moim
pomocnikiem? - spytała z niepokojem.
Ashdowne spojrzał na nią tak, jakby miała dwie
głowy, a potem wybuchnął śmiechem.
- To świetne, Georgiano. Nie wiem, czy mam panią
udusić, czy zaciągnąć do łóżka, ale tęskniłem za panią.
Zrobiło jej się ciepło na sercu. Zwróciła uwagę
zwłaszcza na tę wzmiankę o zaciąganiu do łóżka.
Ashdowne zbliżył się o krok, więc zerknęła na niego
nieufnie, pamiętała bowiem, że stoją w publicznym
miejscu.
- Och, Ashdowne, nie powinien pan mówić takich
rzeczy - powiedziała cicho.
- Dlaczego nie? - spytał, położył sobie jej drżącą dłoń
na ramieniu i ruszyli dalej.
Bo budzi się we mnie pragnienie czegoś, co jest
nieosiągalne, pomyślała smutno.
- Bo nie mogę wtedy jasno myśleć - powiedziała.
- A ja mogę? - spytał Ashdowne, unosząc ciemną
brew.
- Naturalnie, że tak. Nie robię ani nie mówię niczego,
co by zakłóciło pański spokój.
- Nie musi pani - mruknął. - Wystarczy, że staje pani
obok mnie.
- No, to jesteśmy w kłopocie - powiedziała. Chociaż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]