[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ły, raz jeszcze przeczytała te tkliwe jego wyrazy i do tych słów docho-
dząc: nikt Cię nie kochał, nikt kochać nie będzie jak nieszczęśliwy
Ludomir , obfitość łez nic dozwoliła dalej czytać i w uniesieniu
najtkliwszym: Wszystkie przeczucia mego serca pomyślała upew-
niają mnie, że te słowa są prawdziwe. Ludomirze? winnam ci życie?
winnam ci więcej jak życie, bo odbieram od ciebie dowody najgwał-
towniejszej i razem najszlachetniejszej miłości, miłości, która się jedy-
nie moim, a nie swoim szczęściem i spokojnością zajmuje! Za takie
dobrodziejstwa cóż ja, niestety, uczynić mogę? Jedną jedyną ofiarę, ale
która wszelkie inne przewyższa, bo ofiarę dochodzenia losu twojego,
bez wyjawienia którego czuję, że żadnego już dla mnie prawdziwego
szczęścia być nie może. Ty tego pragniesz, ten jeden dowód dać mogę,
niestety, twojej pamięci! O Ludomirze! przysięgam więc tobie i miłości
prawdziwej, że w jakiejkolwiek bądz okoliczności chociażbym miała
do tego największą sposobność, nigdy, chybabyś sam chciał mnie ją
wyjawić, nigdy nie będę szukała odkryć tej tajemnicy, którą los swój i
wszystkie postępki okrywasz!
Ta przysięga i ważność, którą do niej przywiązała, ułagodziła nieco
zbolałe serce Malwiny, bo zdały się jej być jeszcze ostatnim ogniwem
więzu. który ją z Ludomirem połączał. Pocieszała się myślą, że czyni
ofiarę żądaną od niego, i nie domyślała się, niestety, ile ważną, ile
ciężką do wykonania ta ofiara dla niej stać się miała. Trochę będąc
spokojniejszą, Malwina rozważać zaczęła, jak dalej działać miała. Czu-
ła dobrze, iż rozmawiać często o Ludomirze, smutek wewnętrzny wy-
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
35
jawiać i dzielić go z drugimi najpewniejsze były sposoby karmienia
uczuć i myśli, które roztropność przytłumiać radziła. Ta uwaga tyle
miała mocy na jej umyśle, iż przedsięwzięła natychmiast o liście Lu-
domira nie wspominać, a do tego przedsięwzięcia miłość była praw-
dziwszą jeszcze nizli roztropność pobudką, wlewając w serce Malwiny
zazdrość jakowąś i chęć, żeby nikt prócz niej nie znał jego uczucia, nie
cierpiał z jego cierpień, nic tęsknił po jego odjezdzie ani wiedział tego
odjazdu przyczyny.
Przy tym Malwina bała się słyszeć powtarzane uwagi, które spra-
wiedliwie można było czynić nad tajemnym postępowaniem Ludomira
i które dla niej nieznośnymi były, gdyż rzucały cień jakiś przykry na
obejście się jego, a Malwina i cienia się bała we wszystkim, co się tyl-
ko do Ludomira ściągało.
Te wszystkie przyczyny zebrane zrządziły, że gwałt niełatwy do
znoszenia czyniąc sobie potrafiła smutek i właściwy stan serca utaić i
oblekłszy postać dość obojętną zeszła do sali, gdzie siedzące przy śnia-
daniu ciotka i siostra już na nią czekały.
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
36
Rozdział X
KRTKI
Niesprawiedliwie sądzą ci. co rozumieją, że w pierwszych momen-
tach straty jakiej najboleśniej się ją czuje. Wtedy przynajmniej ten wy-
padek wszystkich zajmuje, mówią o nim, trudnią się nim. Osoba, której
się żałuje, nie widzi się zapomnianą, nie widzi się tak zupełnie obcą
jeszcze. Serce, nie przyzwyczajone do żalu po niej, nie przypuszcza tej
myśli, że ten żal bez zwrotu i początek najokropniejszego rozłączenia
zdaje się tylko odjazdem na chwilę. Ale gdy dnie, godziny, okoliczno-
ści następujące jedne po drugich nie zwracają nigdy osoby, którą się
kocha, której się potrzebuje, która codziennie, co moment nam braknie
ach! wtedy dopiero sprawdza się nasze nieszczęście i z najdotkliw-
szym westchnieniem mówi się ustawnie: Niestety! istotnie na zawsze
stracony!
W pierwszej chwili zniknienia Ludomira Malwina, podług tego, co
była przedsięwzięła, dość mocy miała nad sobą, aby z obojętną niemal
postacią przysłuchiwać się nawet mogła niektórym o tym wypadku
rozmowom ciotki swojej i siostry.
Prawda mówiła raz ciotka że to tajenie swego stanu, swego
nazwiska, ten raptowny odjazd są rzeczy niejasne i ja nawet nic podob-
nego w żadnym nie czytałam romansie. Ale wszelako zapomnieć nie
mogę, że Malwina mu życie winna, a wierzyć nigdy nie potrafię, żeby
ten Ludomir, który coś tak szczególnie szlachetnego miał w całym
obejściu się swoim, łudzącym tylko był awanturnikiem.
Ale te ostatnie słowo boleśnie dotknęło Malwinę. Jeśli takim jest
w istocie rzekła z pośpiechem to ja tylko z tego cierpieć powinnam
za karę mojej nieroztropności w przyjmowaniu go w mój dom. Ale jeśli
też tak nie jest, okrutnie byłoby niesprawiedliwie takim krzywdzącym
posądzeniem odwdzięczać mu starania jego podczas pożaru i ratowania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]