[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakimś cudownym sposobem mógł przywołać po-
wóz z powrotem.  Niech licho porwie tego tchórza,
stangreta! Kufry to fraszka, największy kłopot
z tym, że przez tego gamonia nie dojadę na czas do
Winchesteru. Sir William wymówi mi zajęcie, a na-
wet jeśli tego nie uczyni, uważać mnie będzie za
osobę opieszałą, niepunktualną, a więc niesolidną,
której tak właściwie nie powinien powierzać swoich
synów.
 Ty?  jęknął Harry teatralnie.  Ty opieszała,
Sophie? Wielki Boże, ku czemuż zmierza nasze
biedne Królestwo?!
Ale Sophie wcale nie było do śmiechu.
 To twoja wina, milordzie!  powiedziała roz-
goryczonym głosem.  Nie próbuj mnie przekony-
wać, że tak nie jest! Bo przecież to ty wystraszyłeś
tego stangreta półgłówka swą żałosną maskaradą!
 Powinnaś być zadowolona, żeś się go pozbyła.
To nicpoń, on w twojej obronie nawet batem by nie
świsnął. A uciekał, jakby gonił go sam diabeł!
 Rada jestem wielce, żeś znalazł sobie powód do
żartów  wycedziła Sophie, a każde jej słowo było
jak sopelek lodu.  Wszak lepszego użytku z moich
kłopotów uczynić nie można!
Harry uśmiechnął się niewesoło, wyraznie skru-
szony.
 Sophie, wybacz, proszę. Wiem, że z mojej
strony była to wielka lekkomyślność. Jestem wi-
nien, niczemu nie zaprzeczam. To ja ponoszę od-
powiedzialność za tak niefortunne wydarzenia.
52 Miranda Jarrett
Sophie aż sapnęła cichutko. O ile ją pamięć nie
myliła, Harry nigdy tak skwapliwie nie bił się
w piersi.
 Dziękuję, milordzie  powiedziała sztywno.
 Pani! To ja wdzięczny będę niepomiernie, jeśli
skłonna jesteś mi przebaczyć.
Słowom gładkim towarzyszył ukłon bardzo głę-
boki, dzięki powiewającej, czarnej pelerynie nie-
zmiernie efektowny.
 A teraz pozwól mi się zrehabilitować, jak na
dżentelmena przystało. I naprawić szkody.
 Nie musisz niczego czynić, milordzie  za-
protestowała szybko Sophie, przerażona, że Harry
posunie się do rekompensaty pieniężnej, a ona nie
przyjęłaby od niego nawet szylinga.  Nie jesteś,
panie, do niczego zobligowany.
Jej obiekcji Harry jakby w ogóle nie słyszał.
A może, jako że był hrabią, nie przyjmował ich do
wiadomości.
 Zawiozę cię do najbliższej gospody i zatroszczę
o wszelkie wygody  zadecydował.  A jutro odnaj-
dziemy tego huncwota, co uwiózł twoje kufry. Każę
też przysłać mój powóz, który powiezie cię, pani,
wszędzie, dokąd każesz.
 Nie!
Troskliwość Harry ego zatrwożyła Sophie. Panna
Potts, przez lata całe zdana tylko na siebie, przywy-
kła do samodzielności i wcale nie życzyła sobie, żeby
ktoś dbał o jej wygody. A już na pewno nie Harry.
 To znaczy, bardzo wdzięczna jestem, milordzie.
Ale ja doskonale potrafię zatroszczyć się o siebie.
Blask księżyca 53
Dygnęła, stosownie głęboko  składała przecież
ukłon przed hrabią  i szybkim, zdecydowanym
krokiem ruszyła gościńcem. W stronę zajazdu, tego,
co miał być bliżej. Z tyłu słyszała cichy stukot
kopyt, znak, że niezrażony Harry wraz ze swym
rumakiem kroczą za nią.
 Sophie! Noc jest zbyt chłodna na przechadzkę!
 Dziękuję, milordzie  zawołała, nie racząc się
odwrócić.  Moje nogi i trzewiki sprostają wy-
zwaniu.
 Ale po co iść, skoro możesz wsiąść na konia?
Wsiąść na konia razem z Harrym.... Myśli Sophie
niespodzianie pobiegły w przeszłość. Mój ty Boże,
a ileż to razy siedziała razem z Harrym na końskim
grzbiecie. W te letnie poranki, kiedy słońce dopiero
co ukazało się na niebie. Na siodłanie szkoda było
czasu, zarzucali na konia tylko derkę, a że masz-
talerze jeszcze spali, Sophie bez żenady zadzierała
spódnicę, ukazując gołe nogi i sadowiła się przed
Harrym. Wtulała plecy w jego pierś, on ogarniał ją
ramieniem. I gnali tak przez otwarte pole, a Sophie
czuła się jak dzika, pogańska księżniczka...
 W tym siodle nie zmieszczą się dwie osoby,
milordzie! A poza tym byłoby wysoce niestosownie,
byśmy jechali na jednym koniu!  krzyknęła, stara-
jąc się odepchnąć od siebie namolne wspomnienia.
I niech go kule biją, tego hrabiego, bo to przez niego
myśli Sophie wędrują w tak niebezpiecznym kie-
runku.  Dziękuję, ale pójdę na piechotę.
 Ale ja wcale nie zamierzam jechać z tobą
 odezwał się, nagle bardzo blisko, równając z nią
54 Miranda Jarrett
krok.  Mój Piorun jest do twojej dyspozycji, pani. Ja
będę podążał na piechotę.
Sophie, zarumieniona, w skrytości ducha zadała
sobie pytanie, czy Harry też przypomina sobie ich
swawolne letnie poranki. A może te wspomnienia
zachowały się tylko w jej pamięci...
 To nie jest damskie siodło, milordzie. Poza tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl