[ Pobierz całość w formacie PDF ]

\e kobieta, która ubierała się w najbardziej presti\owych domach mody, która nosiła suknie dro\sze
ni\ królowa brytyjska, pozwoliłaby, \eby w najbardziej okazałym naszyjniku z pereł, jaki mo\na
było zobaczyć w ówczesnej Europie, zamocowano najzwyklejsze cyrkonie? - stryj a\ zapowietrzył
się od natłoku wypowiedzianych słów.
Jak zwykle miał rację.
100
Brylanty roziskrzyły się. Ich tak\e nie naruszył czas.
Zanim udaliśmy się na zasłu\ony spoczynek, stryj sporządził raport na temat znaleziska.
Podpisaliśmy go jako świadkowie, po czym naszyjnik w kuferku zamknięto w pałacowym sejfie,
gdzie trzymano równie\ dokumenty.
- Jutro rano wypiszę ci pokwitowanie i zabiorę naszyjnik do Warszawy w celu wykonania
niezbędnych ekspertyz. Musimy potwierdzić autentyczność znaleziska, choć szczerze mówiąc
chyba nikt nie mo\e mieć co do tego wątpliwości...
- Dobrze, panie dyrektorze - formalnie odparła stryjkowi Tomaszowi kustoszka i oboje
roześmiali się.
Gdy pani Monika i stryj poszli umieścić naszyjnik w sejfie, jaki posiadało zamkowe
archiwum, Jacek wło\ył na miejsce płytkę z kominka i z powrotem rozpalił ogień. Blednące ju\
płatki ponownie rozświetliły się złotym blaskiem.
- Moja matka wydaje jutro przyjęcie. Zechciałabyś mi na nim towarzyszyć? - zaproponował
mi Krzysztof, wykorzystując chwilę, kiedy mój brat wybrał się po zapas drewna.
- Przepraszam, ale nie mogę - początkowo odmówiłam, gdy\ nie chciałam napatoczyć się z
nim pod obiektywy aparatów fotografów z jakiś brukowych gazet. W końcu jednak uległam, kiedy
znajomy obiecał:
- To zamknięte przyjęcie. Będą tam jedynie przyjaciele mojej matki. śadnych paparazzich!
- A gdzie ono będzie zorganizowane? Na Zamku Ksią\?
- Nie, w naszym prywatnym pałacyku, w Roztoce.
- Ach, w Roztoce... W porządku.
Przypomniałam sobie słowa sklepikarki, wypowiadającej się na temat roztoczańskiego
pałacu. Mówiła \e pod pałac podje\d\ają luksusowe samochody.  Je\eli ów pałac nale\y do
rodziny Krzysztofa, to ona musi być bogata! - wywnioskowałam, ale zasobność portfela
Krzysztofa i jego matki w ogóle mnie nie obchodziła i nie mogła w \aden sposób wpłynąć na
zmianę naszych relacji...
O szóstej rano obudziły mnie odgłosy dochodzące z sąsiednich sal i z korytarza. Ekipa
remontowa stawiła się ju\ do pracy. Przenoszono narzędzia, po schodach dzwigano farbę w
dziesięciolitrowych wiadrach. Malarze oraz czuwający nad ich pracą renowatorzy zabytków mieli
do dziewiątej czas na organizację pracy, potem musieli zniknąć za zamkniętymi drzwiami, by nie
zakłócać wycieczkom zwiedzania udostępnionej części pałacu. Nie zamknięto zupełnie muzeum na
czas remontu, gdy\ podczas szkolnej przerwy turyści tłumnie zje\d\ali do Pszczyny, co przynosiło
pałacowi dodatkowe pieniądze. Niedu\e, ale zawsze przydatne podczas tak kosztowych czynności
renowacyjnych.
Wstałam z wielkim trudem. Potrzebowałam kubka mocnej kawy, ale skąd ją wziąć? Nale\ało
zaczekać, a\ udamy się do restauracji na śniadanie.
W odmętach kosmetyczki odnalazłam paczkę nawil\anych chusteczek. Jedną chustką
wytarłam twarz, co orzezwiło mnie nieco. Przebrałam się ze sportowego dresu w d\insowe rybaczki
i t-shirt z jednym rękawem i zało\yłam płaskie japonki. Mo\e w wygniecionej bluzce i
niedopasowanych do niej kolorem klapkach nie wyglądałam na gwiazdę estrady, ale za to było mi
wygodnie. Poza tym nie miałam zamiaru marudzić i stroić się w wyszukane kreacje. Na dodatek
Jacek, pakując do samochodu moje ubrania, wło\ył do baga\nika zaledwie jedną walizkę z trzech,
które zabrałam do Ksią\a. Zapomniał o torbie z butami, zatem miałam przy sobie jedynie
101
wyjściowe sandałki z dziewięciocentymetrowymi obcasami i japonki, których zazwyczaj u\ywałam
podczas kąpieli pod prysznicem. I jeszcze buty, w których wczoraj biegałam po parku w deszczu -
wcią\ kapała z nich woda!
Wkrótce okazało się, \e poszukiwanie restauracji wcale nie będzie konieczne. Pani Monika
przygotowała w swoim mieszkaniu na parterze pyszne śniadanie. Ju\ w ogromnym holu
pałacowym roznosił się kuszący zapach jajecznicy na maśle. Na talerzykach uło\ono pokrojone w
plastry ogórki i pomidory, do tego była szynka i oczywiście chleb. Całość popiliśmy aromatyczną
kawą ze śmietanką.
- Stryjku, powinniśmy pospieszyć się, bo o siedemnastej muszę być w Ksią\u - pomiędzy
jednym a drugim kęsem pieczywa zwróciłam się do stryja Tomasza, po czym zagadnęłam do
Krzysztofa. - Nie mogę zawieść twojej mamy.
- Dziś jest jej wielki dzień. Wło\yła du\o energii w zorganizowanie tego koncertu
charytatywnego.
Słodząc kawę kontynuowałam dialog, zmieniając jednak temat:
- Wcią\ nie wierzę, \e udało nam się odnalezć naszyjnik Daisy. Stryj pojedzie z nami do
Ksią\a, a dopiero wieczorem wrócimy do Warszawy?
- Tak, Zosieńko. Je\eli mogę skorzystać z waszej gościnności, zdecydowanie wolałbym to
rozwiązanie ni\ podró\ pociągiem. Kolej państwowa nie jest najbezpieczniejszym środkiem
transportu dla bezcennych dzieł sztuki.
- Tomaszu, powiedz, proszę, co stanie się z naszyjnikiem po przeprowadzeniu ekspertyz
potwierdzających autentyczność pereł? - zapytała kustoszka Monika.
- Jeszcze nie wiem. Je\eli spadkobiercy księ\nej rościliby sobie prawa do pereł,
prawdopodobnie musielibyśmy zwrócić im naszyjnik. Myślę jednak, \e to mało prawdopodobne, by
ci ludzie starali się odebrać ten skarb. Je\eli naszyjnik pozostanie w gestii Ministerstwa Kultury i
Sztuki, z całą pewnością będę starał się o to, aby trafił do tutejszego muzeum. Czy znacie lepsze
miejsce do wyeksponowania tego cacka? - spytał stryj z uśmiechem.
- Masz rację, Tomaszu. Gdyby wieść o perłach została nagłośniona przez prasę, mielibyśmy
tu istny najazd turystów! Wzrosłyby obroty muzeum... - rozochociła się przyjaciółka stryja.
- Ten naszyjnik jest tak cudowny, \e z pewnością wiele osób będzie chciało go zobaczyć. Oh,
tak bardzo chciałabym mieć zdjęcie w perłach księ\nej Daisy - ja te\ pozwoliłam sobie na chwilę
zapomnienia.
- Pamiętaj, \e cią\y nad nimi klątwa poławiacza pereł! - pouczył mnie Jacek.
- Przecie\ on przeklął imię księ\nej, a nie perły...
Scenę ustawiono zaraz za zjazdem z głównej drogi biegnącej z Wrocławia do Wałbrzycha na
dukt prowadzący bezpośrednio na zamek; zazwyczaj odbywały się tu zawody hippiczne. Tworzyło
ją imponujących rozmiarów rusztowanie, a oświetlało kilkadziesiąt reflektorów podwieszonych do
metalowych rur oraz lampy umiejscowione naprzeciwko samego podestu. Na tyłach postawiono [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl