[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że jeszcze wróci?
Pittowi zaiskrzyły się oczy. - Realizował ściśle określony zamiar, dokonując
ataku na lotnisko, a zamiarem owym nie było zabijanie ludzi czy niszczenie
amerykańskich samolotów, lecz po prostu wywołanie paniki.
- Co by mógł przez to zyskać? - zapytał Giordino.
- Pomyśl przez chwilę. - Pitt zerknął na zegarek, a potem przeniósł wzrok na
Lewisa. - Gdyby sytuacja sprawiała wrażenie prawdziwie alarmowej i
niebezpiecznej, pułkownik musiałby wszystkich amerykańskich cywilów
ewakuować na kontynent.
- To prawda - przyznał Lewis - jakkolwiek w chwili obecnej nie widzę
dostatecznych powodów uzasadniających taki krok. Rząd grecki zapewnił
mnie o pełnej gotowości do współpracy w poszukiwaniu samolotu i pilota.
- Gdyby jednak uznał pan, że ma takie powody - naciskał Pitt - to być może
wydałby pan komandorowi Gunnowi rozkaz opuszczenia Pierwszym
Podejściem rejonu Thasos...
Lewis zmarszczył czoło. - W ramach środków ostrożności - oczywiście. Taki
biały statek to dla naszego podniebnego snajpera cholernie zachęcający cel.
Pitt wyjął z paczki papierosa i pstryknął zapalniczką. - Proszę wierzyć lub
nie, pułkowniku, ale to jest właśnie odpowiedz.
Giordino i Lewis, w jednakowym stopniu stropieni, najpierw popatrzyli po
sobie, a potem zgodnie obrócili wzrok na Pitta.
Jak pan wie, pułkowniku - podjął Pitt - admirał Sandecker wysłał Giordino i
mnie na Thasos w celu zbadania zastanawiającej serii niefortunnych
wypadków, jakie dotknęły prowadzoną na morzu operację NUMY. Dziś rano,
podczas rozmowy z komandorem Gunnem, odkryłem ślady sabotażu, co
skłania mnie do wyrażenia opinii, iż pomiędzy wydarzeniami na pokładzie
Pierwszego Podejścia a nalotem istnieje niewątpliwy związek. Otóż: jeśli
pójdziemy z naszą teorią o krok dalej, stanie się oczywiste, że Lotnisko
Brady bynajmniej nie było głównym celem widmowego napastnika. Nalot
służył jedynie do tego, aby w sposób niebezpośredni usunąć z wód
przybrzeżnych Thasos Pierwsze Podejście.
Zadumany Lewis popatrzył na Pitta. - Chyba zatem następne pytanie
powinno brzmieć "dlaczego?"
- Nie znam jeszcze odpowiedzi - rzekł Pitt. - Ale jestem pewien, że naszym
tajemniczym przyjacielem, który ma skłonność do dramatycznych widowisk,
powodują istotne, nie byle jakie motywy. Nie uciekałby się do tak
wyrafinowanych metod, gdyby stawki w jego rozgrywce były groszowe.
Prawdopodobnie ukrywa coś, na co przypadkiem mogliby się napatoczyć
badacze z Pierwszego Podejścia.
- Przyjmijmy, że to "coś", o czym pan mówi, jest zatopionym skarbem -
zasugerował Lewis z łakomym błyskiem w oku.
Pitt wyjął z walizki kepi i zawadiacko założył je na głowę. - To
najoczywistszy wniosek.
- Ciekawe, jaki to skarb oraz ile jest wart - cicho, z rozmarzeniem powiedział
Lewis.
Pitt zwrócił się do Giordino: - Al, skontaktuj się z admirałem Sandeckerem,
poproś o kwerendę wszystkich miejsc w pobliżu Thasos, gdzie mogłyby
znajdować się zaginione albo zatopione skarby, i jak najszybsze przysłanie
danych. Powiedz, że to bardzo pilne.
- Zrobione - odparł Giordino. - W Waszyngtonie jest teraz jedenasta, więc
odpowiedz powinniśmy mieć na jutro rano.
- No, wreszcie ruszamy z miejsca - zagrzmiał Lewis. - Im szybciej będę
wiedzieć coś konkretnego, tym szybciej przestanę mieć Pentagon na karku.
Czy mógłbym wam jakoś pomóc?
Pitt ponownie zerknął na zegarek. - Jak powiadają skauci: "Bądz gotów". To
chwilowo wszystko, na co możemy się zdobyć. Pójdę o zakład, że zarówno
Baza, jak i Pierwsze Podejście są uważnie obserwowane. Kiedy stanie się
jasne, że nie rozpoczęła się ewakuacja, a statek stoi na kotwicy, jak stał,
będziemy mogli się spodziewać następnej wizyty żółtego albatrosa. Pan,
pułkowniku, już miał swój ubaw. Przypuszczam, że następny w kolejce jest
komandor Gunn.
- Proszę poinformować komandora - powiedział Lewis - że udzielę mu
wszelkiej pomocy, na jaką mnie stać.
- Dziękuję, panie pułkowniku - odparł Pitt - ale nie sądzę aby ostrzeganie
komandora Gunna już w tej chwili było rozsądne.
- Na rany boskie, dlaczego? - parsknął Giordino.
Pitt posłał mu zimny uśmiech. - Na razie wszystko opiera się na
przypuszczeniach, a poza tym jakiekolwiek przygotowania na pokładzie
Pierwszego Podejścia zdradzą nasze zamiary. Nie, musimy wywabić na
otwartą przestrzeń naszego ducha z I wojny.
- Nie możesz narażać na szwank naukowców i marynarzy, nie dając im
szansy zorganizowania obrony - zaoponował Giordino.
- Gunnowi nie grozi żadne natychmiastowe niebezpieczeństwo. Nasz
widmowy pilot odczeka przynajmniej jeszcze jeden dzień i zaatakuje
ponownie dopiero wtedy, gdy stwierdzi, że Pierwsze Podejście nie odpłynęło
- Pitt rozpromienił oblicze w anielskim uśmiechu. - A tymczasem ja poświęcę
swoje talenty twórcze na wykoncypowanie małej pułapki.
Lewis wstał i przeciągle popatrzył na Pitta. - Dla dobra tych ludzi na statku
mam nadzieję, że będzie nie tylko mała, lecz również skuteczna -
powiedział.
- Panie pułkowniku, żadnego planu nie można uznać za doskonały -
zareplikował Pitt - dopóki nie wcieli się go w życie. Giordino ruszył ku
drzwiom. - Idę do Centrali pchnąć depeszę i o admirała.
- Jak się pan z tym upora, zapraszam do siebie na kolację - powiedział
Lewis, a potem, kręcąc wąsa, odwrócił się do Pitta. Pana, oczywiście, też.
Chłopcy, to będzie paluszki lizać, bo upichcę wam swoją specjalność:
eskalopki z pieczarkami w sosie z białego wina.
- Brzmi niezwykle kusząco - powiedział Pitt - ale obawiam się, że będę
musiał odmówić. Już wcześniej zobowiązałem się zjeść kolację... z pewną
bardzo urodziwą damą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]