[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Może zdejmiesz tę pelerynę. W domu na razie nie pada  powiedział Piotrek.
Rzeczywiście, w kuchni było ciepło. Szymek przypomniał sobie skulonego, drżącego pod
mokrym kocem człowieczka. Podszedł do brata i pociągnął go za rękaw.
 Piotrek, muszę ci coś pokazać.
 Co takiego?  zapytał bez entuzjazmu starszy brat.
 Chodz ze mną  pociągnął go w stronę wyjścia.
 Nie mam zamiaru łazić po tym deszczu. Najpierw powiedz, o co chodzi.
 Nie mogę. Musisz to sam zobaczyć.
 O nie. Jest za mokro, żebym chodził w ciemno  odpowiedział Piotrek wyrywając rękę i
rozsiadł się na krześle.
Szymek przygryzł wargę. Zastanawiał się.
 Musisz mi pomóc. Z nimi jest niedobrze.
 Z kim?
Szymek milczał.
 No dobra  mruknął Piotrek podnosząc się z krzesła  ale jeśli to jakiś głupi kawał, to będziesz
za mnie szorował gary przez cały tydzień.
Włożył  kangurkę i naciągnął kaptur na głowę. W progu zatrzymał się. Z okapu spływały
strugi wody.
 Nie można z tym poczekać, aż trochę przejdzie?
 Nie można!  krzyknął Szymek i szybko zbiegł po schodkach.
Poczłapał więc za nim niechętnie chowając przed deszczem dłonie w rękawach kurtki. Nie
przeszedł kilkudziesięciu metrów po mokrej trawie, a spodnie miał już przemoczone do kolan.
Powinien włożyć kalosze.
 Ty, daleko jeszcze!?
Szymek zatrzymał się i obejrzał przez ramię.
 To tutaj, ale nie podchodz za blisko, bo mogą się przestraszyć  szepnął.
Piotr założył ręce na piersi i westchnął. Nareszcie rozpoznał to miejsce. Na początku wakacji
zbudował tu szałas. Szymek pochylił się i rozgarnął krzaki.
 Teraz zobacz, tylko ich nie przestrasz.
39
Piotrkowi przemknęło przez myśl, że mały znalazł jakieś pisklęta albo małe zwierzęta i
przygotowywał się właśnie do udzielenia mu reprymendy. Pokręcił głową z dezaprobatą i
wyciągnął szyję. W pierwszej chwili nie dostrzegł nic nadzwyczajnego. Na dachu szałasu leżał
szary tobołek. Nagle tobołek drgnął i dwie pary oczu zwróciły się na Piotra. Chłopiec doznał
dziwnego uczucia. Dwie gumowe zabawki wpatrywały się w niego pełnym napięcia wzrokiem.
Cofnął się odruchowo.
 Oni są żywi  szepnął z niedowierzaniem.
 Ledwie żywi  sprostował Szymek rzeczowo.  Ten  wskazał ręką nieznane stworzenie 
wygląda na chorego. Chyba ma gorączkę.
 Skąd się tutaj wzięli? Co to za jedni?
Starszy brat sprawiał wrażenie bardzo poruszonego spotkaniem. Szymek przyglądał mu się ze
złośliwą satysfakcją.
 To są leśne duszki. Nie miały gdzie mieszkać. Ja ich karmię. Wczoraj jadły pierogi z
jagodami, a dzisiaj ser i masło.
Jedno ze stworzeń stanęło na dwóch nogach przytrzymując się gałęzi. Cienkie, szerokie wargi
poruszyły się. Dobiegły ich ciche, przenikliwe dzwięki.
Piotrek patrzył na stojącego z niedowierzaniem. Nagle zrozumiał.
 Szymek, to nie są duszki ani krasnoludki. Oni są nie z tej ziemi. Oni są z UFO!
 Nie  malec zaprotestował łagodnie  mieszkali w lesie, w dziupli, mogę ci ją pokazać. To na
pewno są duszki.
Piotr kręcił głową. Wciąż nie dowierzał własnym oczom, a jednak ponad wszelką wątpliwość
miał przed sobą dwa filigranowe człekokształtne stworzenia o zielonkawej skórze, jednak o wiele
mniejsze od tych, o których czytał w relacjach ze spotkań trzeciego stopnia. Dopiero teraz
zauważył, że jedno z nich drży. Jego duże oczy rozpalone były niezdrowym blaskiem. Szymek
miał rację. Przybysz z kosmosu  co do tego Piotrek nie miał już najmniejszej wątpliwości  był
chory i potrzebował pomocy.
 Nie możemy ich tu zostawić  szepnął do młodszego brata.  Potrafisz się z nimi porozumieć?
Trzeba zabrać ich do domu.
 Oni mnie słuchają  powiedział malec z dumą.  Już ich przenosiłem. Mieszkali na strychu,
ale tam nie ma świeżego powietrza.
 Szymek, wiesz co ty zrobiłeś?... Nawiązałeś kontakt z nieznaną cywilizacją.
 Nie wiedziałem, że oni są nieznani z cywilizacji. Myślałem, że z jakiejś bajki... Czy to coś
złego?
 Potem porozmawiamy... Spróbuj ich teraz namówić, żeby z nami poszli.
 Wezmę ich na ręce.
Przykucnął i szybko wyjaśnił na migi, o co mu chodzi. Piotr pokręcił głową z podziwem, gdy
przybysze z obcej planety po krótkiej naradzie usadowili się na ramieniu młodszego brata. Sam
trzymał się w przyzwoitej odległości, bo przybysze byli wyraznie zaniepokojeni jego obecnością.
Chłopcy postanowili umieścić ich tymczasem w swoim pokoju. Sprawiali wrażenie
zalęknionych i podekscytowanych. Szymek z troską przyglądał się choremu, który drżał i szczękał
zębami.
 Trzeba mu dać lekarstwo  powiedział spoglądając z nadzieją na starszego brata, ale ten był
równie bezradny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl