[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sprzęt muzyczny, ale niewiele osobistych drobiazgów, mo\e z wyjątkiem obrazu
przedstawiającego teksański pejza\, wiszącego na ścianie nad zniszczoną skórzaną
kanapą.
 Jestem wystarczająco spokojna, by wiedzieć, \e mam cię dość, Gabrielu
Thorntonie!  Uderzyła go w pierś.
 Ciii... Wiem o tym.  Potarł jej plecy ciepłymi dłońmi, ze skruszoną miną. 
Przepraszam. Moje usposobienie.
Potrząsnęła głową, nie chcąc się uspokoić. Azy spływały jej po rzęsach, a
oddech miała krótki i urywany.
 Dlaczego jesteś takim tyranem?
 Z przyzwyczajenia. Nawykłem do wydawania rozkazów.
Spojrzała na niego, dostrzegła troskę malującą się na jego twarzy i dolna warga
jej zadr\ała.
 I jeszcze dziadek... Tak się boję.
 Wiem, kochanie, wiem. Wszyscy się boimy.
Czuła, \e to prawda, i\ Gabe w przeszłości stykał się ze śmiercią niezliczoną
ilość razy i prowadził innych w sam środek walki. Mo\e dlatego był taki zamknięty
w sobie, ale teraz, przez ułamek sekundy, pozwolił jej zajrzeć w głąb siebie.
Chęć do walki ją opuściła. Oparła głowę na szerokiej piersi Gabe a, który
zacieśnił uścisk Oboje usiedli na kanapie.
 Przepraszam, Gabrielu.  Skubała palcami tkaninę jego koszuli.  Wybacz, \e
jestem taką jędzą.
 Wiele przeszłaś.
 Wiem, \e nie chciałeś tego całego zamieszania.
 W porządku.  Odgarnął do tyłu jej czarne loki i pocałował ją w czoło. 
Rozwią\emy to. Jakoś...
Zamilkł, patrząc na zalaną łzami twarz. Niemal bezwiednie starł palcami mokre
ślady na policzkach. Znów pochylił głowę, smakując językiem sól w kąciku oka,
całując wilgotny policzek, miękkie wargi. Wstrzymała oddech.
 Nie płacz  szepnął.  Sarah... .
Jego wargi lekko spoczęły na jej ustach. Delikatnie przekazywał jej siłę i
ukojenie ciepłem swej pieszczoty, a kiedy westchnęła i rozchyliła usta, nie
oznaczało to poddania, ale raczej spełnienie tego, co odczuwali... razem.
Niepewnie odpowiedziała na pocałunek i została nagrodzona cichym jękiem.
Dziwnie podniecona, pogładziła Gabe a po pokrytym złotawym zarostem policzku;
Był tak pełen \ycia, \e całkowicie pobudził jej zmysły. Był szorstki, ale zdolny
do czułości. Znów zadr\ała, tym razem ogarnięta narastającą tęsknotą.
Wreszcie oderwali się od siebie i oszołomione, fiołkowe oczy napotkały
spojrzenie złocistych. Oniemiali, niepewni, odnosili wra\enie, \e czas się
zatrzymał. Wtem twarz Gabea zastygła w bolesnym grymasie. Westchnął i oderwał
wzrok od Sarah Ann.
Wyprostował się bez słowa i znów przycisnął ją do piersi, tym razem w sposób,
który mo\na było określić najwy\ej jako braterski. Oszołomiona Sarah Ann
siedziała bez ruchu, kiedy powracał jej zdrowy rozsądek i smutek wypierał z duszy
szaleństwo.
 Jakoś rozwią\emy nasz problem  odezwał się wreszcie nienaturalnie grubym
głosem.
Sarah Ann nie była w stanie na niego spojrzeć. Skinęła tylko głową i gorąco
modliła się, by ziemia się rozstąpiła i piekło ją pochłonęło, zanim znów zrobi z
siebie idiotkę.
Drzwi bungalowu otworzyły się i zamknęły. Mę\czyzna i kobieta poszli wolno
w kierunku parkingu, trzymając się z daleka od siebie.
Ukryta w cieniu czerwonowłosa kobieta patrzyła na nich uwa\nie. Papieros
roz\arzył się, po czym poszybował łukiem w nocne niebo. Kobieta westchnęła
cię\ko i wyrzuciła z siebie ochryple:
 Głupiec.
Rozdział 5
 Ju\ ci mówiłam, \e nie musisz tego robić  burknęła Sarah Ann, wpatrzona w
opalone plecy mę\czyzny pochylonego nad wnętrzem uszkodzonego ciągnika* ale
natychmiast po\ałowała kłótliwego tonu swego głosu. Na płachcie u jej stóp le\ał
tajemniczy stos naoliwionych części, namacalny dowód popołudniowej pracy
Gabea i jeszcze jedna przyczyna jej narastającego poczucia winy.
Gabe wyprostował się, demonstrując w całej okazałości wilgotny od potu i
umazany smarem muskularny tors i sięgnął po szmatę do wycierania rąk. .  Mam
czas. Znam się na silnikach. W czym problem?
Sarah Ann, która właśnie wróciła z miasteczka, usiłowała wygładzić
zagniecenia na granatowych lnianych spodniach i bluzce bez rękawów, chcąc
pokryć zakłopotanie. Przyczyną jej niepokoju był fakt, \e podczas czterech dni od
przyjęcia w Angels Landing Gabe Thornton stał się stanowczo zbyt u\yteczny na
farmie Dempseyów.
Tysiąc i jedna z domowych prac, które zmuszona była odło\yć z powodu
choroby dziadka, braku  czasu i siły roboczej, zostało wykonanych niemal z dnia
na dzień. Płoty naprawione, rowy irygacyjne oczyszczone, sprzęt wyremontowany,
le\ące odłogiem pola pomidorowe zaorane  nawet werandę pokryła świe\a farba!
Oczywiście dla obserwatorów z zewnątrz oznaczało to po prostu, \e jej
mał\onek przykładnie pełni swoje obowiązki, a jego działania z pewnością
uwiarygodniły ich  mał\eństwo . Dzięki Bogu, do tej pory nikt nie zauwa\ył, \e
Gabe wcią\ spędza noce w Angel s Landing. Ani \e prawdziwym powodem, dla
którego tak zawzięcie wykonywał kolejne prace mimo jej protestów było to, \e
odpłacał się w ten sposób za wplątanie go w tę aferę.
To oczywiste, \e próbował doprowadzić ją do szału. Co gorsza, z
powodzeniem.
Nawet teraz, na widok tego na wpół nagiego, przystojnego mę\czyzny, dłonie
jej się pociły i poczuła suchość w ustach.
To było irytujące. śenujące. Po tamtym wieczorze stało się całkowicie jasne, \e
ostatnia rzecz, jakiej Gabe potrzebuje, to kochanie się z nią. Jej kobieca duma
została boleśnie zraniona. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl