[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zabranie Paula na spotkanie z Tyne'em dotyczące podjęcia przez Paula pracy w biurze
Naczelnego Inżyniera Zwiata.
- Przypuszczam - odezwał się Tyne, gdy w świetle porannych promieni słońca
docierających przez wysokie okna luksusowego biura, położonego dwieście poziomów ponad
ulicami Chicago, wymieniali uścisk dłoni - że zastanawia się pan, dlaczego żywię tak niewiele
wątpliwości przed zatrudnieniem człowieka Gildii jako członka mojego osobistego personelu?
Proszę usiąść. Ty też siadaj, Eat.
Paul i Eaton White zajęli miejsca w wygodnych fotelach. Tyne również usiadł i
wyciągnął nogi. Wydawało się, iż doskonale pasuje do tego miejsca. Odpowiedzialność związana
z jego stanowiskiem nie wywierała na nim większego wrażenia. Jego oczy, spoglądające w oczy
Paula spod krótkich rzęs, były zaskakująco bystre.
- Owszem, byłem zdziwiony - przyznał Paul.
- No cóż, składa się na to wiele powodów - rzekł Tyne. - Czy kiedykolwiek zastanawiał
się pan nad trudnościami, związanymi ze zmienianiem terazniejszości.
- Zmienianiem terazniejszości...?
- Jest to możliwe - stwierdził Tyne niemal wesołym tonem. - Choć bardzo niewielu ludzi
zadaje sobie trud, by o tym pomyśleć i pojąć ten fakt. Kiedy ujmuje pan choćby centymetr
terazniejszości, by go przesunąć, przesuwa pan równocześnie parę tysięcy kilometrów historii.
- A, rozumiem - rzekł Paul. - Chce pan powiedzieć, że aby zmienić terazniejszość,
przedtem należy zmienić przeszłość.
- Dokładnie tak - odpowiedział Tyne. - O tym zawsze zapominają reformatorzy. Mówią o
zmianie przyszłości. Jak gdyby było to wielkim i nowym osiągnięciem. Jako istoty ludzkie,
zajmujemy się głównie zmienianiem przyszłości. W rzeczy samej, jest to jedyne, co możemy
zmienić. Terazniejszość jest pochodną przeszłości, ale nawet jeśli potrafilibyśmy igrać z
przeszłością, któż by się na to ośmielił? Zmieńmy jeden drobny czynnik i rezultaty tego postępku
w terazniejszości mogą rozwalić ludzkość w drobny mak. Tak więc wasi reformatorzy, wasi
wielcy działacze oszukują samych siebie. Rozprawiają o zmianie przyszłości, podczas gdy tak
naprawdę chcą zmienić terazniejszość, w której żyją. Nie pojmują, że usiłują przesuwać meble w
pokoju, w którym przybito je do podłogi.
- Uważa pan więc, że Gildia jest niczym więcej, niż cechem tragarzy mebli? - spytał Paul.
- W zasadzie, tak - odparł Tyne. Pochylił się do przodu. - Och, chciałbym, aby pan
wiedział, że wysoko cenię sobie Gildię i jej członków, a moja opinia o Walterze
Bluncie jest więcej niż pochlebna. Walt mnie przeraża i nie wstydzę się do tego przyznać.
Nie zmienia to jednak faktu, iż... jak by to rzec... ujada pod niewłaściwym drzewem.
- On nie ukrywa, że myśli o panu to samo - rzekł Paul.
- Oczywiście! - ucieszył się Tyne. - Musi tak myśleć, nie ma innego wyjścia. Jest
urodzonym rewolucjonistą idealistą. Ja zaś jestem rewolucjonistą realistą. Wiem, że nie można
zmienić terazniejszości i skupiam się na zmianie przyszłości. I zmieniam ją naprawdę, ciężką
pracą, odkryciami i postępem. Inaczej nie da się tego zrobić.
Paul spojrzał na niego nie bez ciekawości.
- Jaka jest pańska idea przyszłości? - spytał.
- Utopia - odparł Tyne. - Rzeczywista Utopia, w której wszyscy znajdziemy swe miejsce.
Wie pan, to właśnie jest prawdziwym mankamentem terazniejszości. Dzięki naszej nauce i
technologii osiągnęliśmy w praktyce Utopię. Jedynym naszym problemem jest to, że my sami
jeszcze się do niej nie przystosowaliśmy. Podejrzewamy nieustannie, że gdzieś musi tkwić jakiś
haczyk, coś, z czym trzeba walczyć, co trzeba pokonywać. Tak przy okazji, to właśnie jest
ułomnością Walta. Nie potrafi ustrzec się uczucia, że powinien buntować się przeciwko czemuś,
co jest nie do przyjęcia. Ponieważ zaś nie może znalezć owego czegoś, z czym nie wolno się
godzić, zadał sobie ogromny trud podjęcia rewolty przeciwko czemuś, co nie tylko jest do
przyjęcia, ale jest ogromnie pożądane. Wystąpił więc przeciwko zjawiskom, które są naszym
celem od stuleci. Przeciwko dobrobytowi, wolności i bogactwu.
- Sądzę - odezwał się Paul marszcząc brwi, bo przez jego myśli przemknęło wspomnienie
małej szarej wiewiórki - że nie przejmuje się pan zbytnio wzrostem wskazników przestępczości,
samobójstw, chorób psychicznych i tak dalej?
- Rozmyślam nad nimi, ale istotnie nie przejmuję się nimi - powiedział Tyne, pochylając
się do przodu. - W postaci Kompleksu-Matki, mam na myśli połączenie pojedynczych
Kompleksów, tutaj, w gmachu Kwatery, otrzymaliśmy najwspanialsze narzędzie, jakie
kiedykolwiek wytworzył Człowiek, by rozwiązywać problemy Ludzkości. Niewątpliwie potrwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]