[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w błyskawicznym tempie.
Trawiło ją pożądanie. Niech ją wreszcie pocałuje, niech to się stanie! Zamiast tego
on stał w milczeniu i patrzył na nią, jakby była takim... ciasteczkiem do schrupania.
Jak to się stało, że pragnęli się przez tak długi czas, a niczego nie zrobili aż do te-
raz? Jak to wytrzymali?
Wspięła się na palce, aby dotknąć jego ust. Nie był to gwałtowny pocałunek, jakie-
go oczekiwała chwilę wcześniej, ale inny, delikatny i lekki jak morska bryza. Szybkie
muśnięcie, po którym Laney się cofnęła. Jest tyle powodów, dla których ich związek nie
mógłby się udać. Tyle ludzi i spraw stoi między nimi. Tyle słów i kłamstw. Ale właśnie
teraz, na tym jachcie, może się spełnić to, na co tak czekali. Nie będą cieszyć się sobą na
zawsze, ale wykorzystają maksymalnie czas, jaki został im dany.
L R
T
Nie mówiąc ani słowa, Laney zeszła po drabinie na dół. Tak jak przypuszczała,
wąski kambuz i pomieszczenie dzienne nie były jedynymi na jachcie. W części dziobo-
wej dolnego pokładu znajdowały się koje. Kajuta była niewielka, ale wykończona luksu-
sowo.
Kiedy zdejmowała koszulkę, usłyszała, jak zamykają się drzwi. Rzuciła koszulkę
na podłogę i rozbierała się dalej, czując, że Dalton na nią patrzy. Nie obejrzała się, by to
sprawdzić, bo nie musiała, poza tym trochę była niespokojna. Obawiała się, że Dalton
rzuci się na nią, nie będąc w stanie kontrolować namiętności. Chciała kochać się powoli,
czuć żar pożądania, ale się nie spalić. Pragnęła posiąść ciało Daltona, nie tracąc duszy.
Zciągając spodenki, miała problemy z guzikiem, jakieś takie niezręczne stały się jej
palce, zaczęły drżeć, a może sprawiała to świadomość, że rozbiera się na oczach Daltona.
Odetchnęła głęboko, usiłując zapanować nad lękiem. Guzik wreszcie ustąpił.
Nagle poczuła na plecach muśnięcie. Koniuszek palca Daltona wędrował od jej
karku w dół wzdłuż kręgosłupa. Obrysował nim tatuaż, jaki miała na ramieniu, niezapo-
minajki. Czuła szorstkość jego palca, jakby wykonywał jakiś bardziej niszczący skórę
zawód, a nie przerzucał papiery na biurku. Potem Dalton wsunął dłoń pod jej majtki i za-
czął gładzić skórę. Były to drobne i powolne ruchy, bardzo przyjemne.
I wtedy poczuła na szyi jego usta, tuż pod uchem. Drżała, lecz wreszcie nie ze zde-
nerwowania. Było jej cudownie dobrze. Dłoń Daltona przesunęła się do przodu, prześli-
znęła po biodrze, dotarła między uda. Laney zrobiło się gorąco. Przytuliła się do niego
plecami, wyczuwając twardy członek. Czuła jego usta na szyi, ręce oplatały biodra, tak
jak być powinno.
Pozwoliła, by w nią wszedł, jakby jakąś wyższa konieczność poruszała ich ciałami.
Dłoń Daltona pieściła jej łechtaczkę, Laney wygięła się jeszcze bardziej. Mruczał coś
przy jej uchu, jakieś niezrozumiałe, ale na pewno słodkie bzdurki. Ton głosu Daltona
sprawiał jej nie mniejszą przyjemność niż jego dłoń. Gdy palec Daltona wniknął w nią
głęboko, jęknęła i przestała chcieć, by wszystko odbywało się powoli.
- Chcę cię, szybko - szepnęła zduszonym głosem.
- Wiem - odparł cicho - ale jeszcze chwila.
L R
T
Próbowała się odwrócić do niego przodem, ale jej nie pozwolił, trzymając mocno
jedną ręką, a dłonią drugiej doprowadzał ją do rozkoszy. Nie walczyła z nim, poddawała
mu się, uniosła nogę wyżej, by jego palce miały do niej łatwiejszy dostęp. Były delikat-
ne, ale nieustępliwe. Narastała w niej ekstaza.
Wtedy Dalton przesunął dłonią po plecach, zmuszając, by pochyliła się jeszcze
bardziej, i posiadł ją od tyłu. Ogarnęła ją rozkosz. Na przemian wiła się i przytulała do
niego. Sięgnęła swoją dłonią łechtaczki, a po chwili osiągnęła kolejny orgazm równocze-
śnie z Daltonem, który szczytując, wyszeptał jej imię.
L R
T
ROZDZIAA JEDENASTY
Zdawał sobie sprawę, że muszą wrócić do cywilizacji. Gdyby miał jakikolwiek
wybór, domagałby się przynajmniej szesnastu dni z Laney, za te szesnaście lat. Ale nie
mógł z nią rozmawiać o urlopie na życzenie.
Teraz Laney drzemała. Kochali się już drugi raz. Wstał, choć wcale nie miał na to
ochoty, włożył coś na siebie i wszedł na górny pokład, by zawrócić w stronę przystani.
Laney obudziła się, gdy do celu brakowało jeszcze pół godziny. Dołączyła do Daltona na
górze, objęła go w pasie i przytuliła się do jego pleców, kładąc policzek na ramieniu. Pa-
trzyła przez szybę na zachód słońca.
Lubiła ciszę na morzu. Milczała, bo nie było nic do powiedzenia, a może przeciw-
nie: było dużo do powiedzenia, a za mało czasu.
W końcu Dalton dobił do brzegu i zacumował.
- Nie chce mi się wracać - westchnęła Laney tęsknie, zapatrzona w morze.
- Nie musimy wracać.
- Jasne. Od tej chwili będziemy żyli na morzu.
- Przeprowadzki na jacht nie planowałem, choć to może kusząca perspektywa.
- Racja, przecież chciałeś tylko urwać się z pracy.
- Powiedziałem, że perspektywa jest kusząca. Proponowałem, żebyśmy spędzili tu-
taj noc. Jeśli się zgodzisz wcześnie wstać, rano odwiozę cię do Houston.
Spodziewał się, że Laney jak zwykle zaprotestuje, a tymczasem zapytała:
- Sądzisz, że dostarczą pizzę na pokład?
- Mam lepszy pomysł. Chyba widziałem w lodówce jajka. - Wziął ją pod rękę i po-
ciągnął do kambuza.
Laney zaparła się na ostatnim stopniu drabiny.
- Ale ja nie umiem gotować. Ostrzegam cię, nawet jajek.
- E tam, jajko każdy potrafi ugotować.
- Ja nie. Jak sądzisz, dlaczego chciałam zamówić pizzę?
- W takim razie siadaj i patrz, jak radzić sobie z jajkami.
L R
T
Zamiast na ławie, Laney umościła się na stole. Miejsca w kambuzie nie było dużo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl