[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wa ręka w Melbourne, nie dzwonił przecież bez powodu. Dotychczas Gage zawsze trzy-
mał rękę na pulsie i oddzwaniał w pilnych sprawach. Może i nie miał prawdziwego urlo-
pu od wielu, wielu lat, ale ci ludzie na niego liczyli.
- Lepiej cię uprzedzę. Sprawa w Emiratach wzięła w łeb - powiedział Nick.
Niemożliwe!
Gage zmarszczył brwi z niedowierzaniem.
- Przecież prawie wszystko było już dogadane... - Gage westchnął ciężko. Plan
wykupu hotelu w Emiratach przynoszącego miliony dolarów zysku zajął mu niemal pół
roku życia, a wystarczyła tygodniowa nieobecność, by firma straciła kontrakt? Najchęt-
niej natychmiast wsiadłby do samolotu i zjawił się w Melbourne, a potem pojechał
wprost do...
Jego wzrok spoczął na Jennie, która najwyrazniej dobrze się bawiła. Potrzebowała
teraz przyjaciół, bliskiej osoby. Jego pomoc jeszcze nigdy nie była jej tak niezbędna, czuł
to.
Do diabła, on także jej potrzebował.
- Jutro się z nim skontaktuję. A teraz... chodzmy lepiej do kobiet.
R
L
T
Nick pokręcił głową, coraz bardziej zdziwiony zachowaniem Gage'a. I prawdę
mówiąc, kiedy Gage zbliżył się do Jenny i pocałował ją w policzek, siadając tuż przy niej
i biorąc ją za rękę, sprawa kontraktu w Dubaju przestała być aż taka ważna...
- Dziękuję ci - powiedziała Jenna, gdy Gage nie pytając, narzucił jej na drżące ra-
miona swoją marynarkę. - I dziękuję za uroczy wieczór.
- Cieszę się, że dobrze się bawiłaś w towarzystwie Nicka i Summer.
- W twoim również. - Jenna uśmiechnęła się.
Ciemna brew uniosła się.
- Tak, pod warunkiem, że za bardzo się do ciebie nie zbliżałem - zauważył.
Było pózno w nocy, lecz kiedy zaproponowała spacer do domu, Gage nie miał nic
przeciwko temu. Szampan lekko szumiał jej w głowie i pomyślała, że spacer i rozmowa
dobrze im zrobią.
Jego marynarka była przesiąknięta męskim zapachem i Jenna czuła się, jakby w ten
sposób Gage zastawiał na nią pułapkę. Czuła się, jakby znalazła się w jego silnych ra-
mionach, czy raczej nagle - pod wpływem zapachu i dotyku materiału - bardzo mocno
zapragnęła się w nich znalezć.
Diament na jej palcu lśnił w blasku latarni ulicznych i Jenna uśmiechała się do
swoich myśli.
- Jenna Cameron... Dobrze brzmi. - Zawsze tak myślała.
- Cameron to panieńskie nazwisko mojej matki.
Jenna poczuła szczere współczucie dla niego, ponieważ wychowywał się bez ojca.
I dla jego matki, która nigdy się z tym nie pogodziła.
- Nie wiedziałam - wybąkała.
- Kiedy moja matka za dużo wypiła i stare rany otwierały się, upierała się, że Ca-
meronowie pochodzą od królów. - Gage zachichotał i kopnął niewielki kamień.
- Może to prawda - powiedziała. To mogłoby tłumaczyć jego niezwykłe zdolności
przywódcze. - Próbowałeś kiedyś poznać genealogię rodziny?
Gage roześmiał się, lecz jakoś bez radości.
- %7łartujesz, prawda? Bardziej prawdopodobne, że jestem potomkiem przestępców.
Trzeba było zaledwie kilkunastu pokoleń, żeby mój ród w końcu wypełzł z nędzy.
R
L
T
- Tak naprawdę to nie jest ważne, skąd pochodzimy. Ale to, kim jesteśmy.
Zatrzymał się gwałtownie i Jenna również się zatrzymała.
- Jenno, to, skąd pochodzimy, decyduje o tym, kim jesteśmy.
- To chyba nie dotyczy żadnego z nas, nie sądzisz?
Gage nic nie odrzekł, tylko się zamyślił. Szli bardzo blisko siebie, z przodu mieli
światła portu, jednak ulica wzdłuż morza, którą spacerowali, była pogrążona w mroku.
Jenna założyła ręce na piersi i również milczała wpatrzona w ciemności. Kiedy ją objął,
nie była zdziwiona. Czekała na to, odkąd wyszli z przyjęcia. Czekała, a równocześnie
bała się. Stanęli na wprost siebie i w milczeniu patrzyli sobie w oczy. Nic nie musiało się
stać. %7ładne z nich nie musiało nic mówić.
W jego oczach była jakaś powaga sprawiająca, że zdjął ją strach.
Odsunęła się od niego, oddychając szybko.
- Lepiej idzmy dalej - powiedziała półgłosem, podążając przed siebie. - Możesz mi
zaimponować swoją wiedzą na temat jachtów - powiedziała, by rozładować atmosferę.
- Nic nie wiem na temat jachtów. - Usłyszała za sobą jego kroki na deptaku.
- Nie masz ogromnego jachtu jak wszyscy miliarderzy? - zdziwiła się.
- Nie lubię wody, pamiętasz? Włoskie samochody wyścigowe i odrzutowce jak
najbardziej. Aódki? Nie ma mowy.
Rzeczywiście. Teraz przypomniało jej się, że kiedy odwiedzał ją, gdy była w wa-
kacyjnym domku ojca z basenem, zawsze trzymał się z daleka od wody. Naprawdę nie
lubił wody. Ale dlaczego? Musiała istnieć jakaś głębsza przyczyna.
- Wolę suchy ląd. Możesz tłumaczyć to dziedzictwem genów po moim prapra-
dziadku, zamkniętym pod pokładem statku, który wywoził przestępców. Nie sądzę, by
mój protoplasta umiał pływać.
Roześmiała się.
- Obiecuję, że nie wepchnę cię do morza, gdy znajdziemy się w porcie.
Gdzieś z kieszeni jego marynarki, którą miała na sobie, dobiegł dzwięk telefonu
komórkowego. Gage drgnął i zbliżył się do Jenny, po czym z pewnym wahaniem sięgnął
po aparat. Nie odrywał od niej oczu i serce zaczęło bić jej jak na alarm. Wydawało jej
się, że to trwa całą wieczność, jednak w końcu Gage wyjął telefon.
R
L
T
- Przepraszam, muszę odebrać. Zaniedbałem pewne sprawy w firmie.
Telefon? O tej porze? - zdziwiła się, lecz skinęła głową bez słowa.
Z jego rozmowy dobiegło ją coś o Dubaju i wznowieniu negocjacji. Gage kazał
przesłać sobie wszystkie informacje faksem za pół godziny.
- Praca Camerona chyba nigdy się nie kończy - powiedziała, gdy po niespełna kil-
ku minutach się rozłączył.
- Niestety to prawda. Robi się pózno - zauważył, zatrzymując się przed nią. - Pew-
nie jesteś zmęczona.
Mogła była się tego spodziewać. Próbowała oszukać uczucie przykrości, lecz ono
było tam, w jej sercu. Nie dalej niż przed kwadransem niemal ją pocałował, a ona niemal
[ Pobierz całość w formacie PDF ]