[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ciem u ojca, to siła tej rodzicielskiej miłości przerażała
Robin. Bo co się stanie, kiedy Devin zrozumie, że nie
może mieć Nicholasa tylko dla siebie? Pozwie ją do sądu,
zażąda ograniczenia praw rodzicielskich?
Była jeszcze jedna obawa, kto wie, czy nie większa
od poprzedniej: co będzie, jeśli Devin zda sobie wreszcie
sprawę z tego, że ona, Robin, tak bardzo jest w nim za-
kochana? Tak bardzo, że na sam jego widok ma ochotę
rzucić wszystko i paść mu w ramiona.
Boże, pytała sama siebie, kiedy to się stało? Czy już
podczas tamtej pamiętnej nocy? Dość głupio liczyła wte-
dy na to, że on jednak zadzwoni. Nie zostawiła mu nu-
meru telefonu, ale przecież wiedział, w jakim mieście
mieszka. Mógł ją znalezć przez gazetę, znał tytuł. Jednak
S
R
nie otrzymała ani bukietów, ani liścików, nikt też do niej
nie zatelefonował. Tłumaczyła sobie, że żadne z nich do
niczego się nie zobowiązało, że był to jednorazowy skok
i że powinna wspominać go z przyjemnością, jak wizytę
w kinie czy spacer.
I może wszystko ułożyłoby się w taki właśnie sposób,
gdyby któregoś dnia Robin nie odkryła, że zaszła w ciążę.
- Jaki lubisz stek? - wychylił się z kuchni Devin.
- Zrednio wysmażony - odparła.
- Ja też. To kolejna rzecz, która jest nam wspólna.
- Steki i zachłanny maluch? Niezle - usiłowała się
uśmiechnąć.
- I dużo więcej. Pamiętasz pewną upojną kwietniową
noc, kiedy rozmawialiśmy do świtu? Odkryliśmy, że łączy
nas wiele rzeczy.
Wzruszenie ścisnęło jej gardło.
- Pamiętam, że ta noc dobiegła końca - powiedziała.
- Nie dla mnie.
Podniosła wzrok, ale Devin już zniknął. Poczuła, jak
rumieniec wypełza na jej policzki. Czy nazwał tamtą noc
 upojną"? Od narodzin Nicholasa nigdy o tym nie roz-
mawiali, zupełnie jakby ich dziecko poczęte zostało nie
tylko bez miłości, ale nawet bez odrobiny namiętności.
A przecież...
- Skończył już? - Devin ponownie pojawił się w ku-
chennych drzwiach. - Może go wezmę, a ty się przebie-
rzesz? - zaproponował.
- Nie zamierzałam się przebierać - odparła.
- Dlaczego nie założysz czegoś wygodnego? Jesteś
u siebie w domu, odpręż się.
S
R
Już miała zaprotestować, kiedy nagle przyszło jej do
głowy, że to całkiem niezły pomysł. Wciąż miała na sobie
wyjściową sukienkę i pończochy. Wstała więc, by oddać
niemowlę w ojcowskie ręce, a kiedy Devin brał od niej
Nicholasa, jego ramię otarło się lekko o jej biust. Wstrzy-
mała oddech. Nie wiedziała, że nadal jest tak wrażliwa
na jego dotyk.
Nagle uświadomiła sobie, że wciąż ma rozpiętą su-
kienkę i stanik. Na jej policzkach ponownie pojawił się
rumieniec. Natychmiast odwróciła się i pobiegła po scho-
dach na górę, w pośpiechu zapinając guziki.
- Po co się ubierasz, skoro i tak za moment zrzucisz
te ciuchy? - zawołał za nią Devin.
- Mam w sobie jeszcze odrobinę przyzwoitości! -
odkrzyknęła.
- Szkoda.
Na górze zdjęła z siebie ubranie i postanowiła, że
wezmie szybki prysznic. Kobieta, która patrzyła na nią
z łazienkowego lustra, nie mogła być zakochana w słyn-
nym piosenkarzu. Wydawała się zbyt rozsądna na takie
szczeniackie zachowania. Wystarczyło chociażby popa-
trzeć na jej fryzurę - krótką i praktyczną. Albo biżuteria
czy kosmetyki... Zrezygnowała na przykład z kolczy-
ków, bo Nicholas lubił za nie ciągnąć, i prawie w ogóle
nie używała makijażu. A ostatnie nowe ciuchy kupiła so-
bie, jeszcze zanim zaszła w ciążę. Mówiąc krótko, wy-
glądała jak każda młoda matka - zaaferowana, zabiega-
na, niewyspana. Z całą pewnością nie przypominała ko-
goś, kto byłby na tyle nienormalny, żeby się podkochiwać
w Devinie Fitzgeraldzie.
S
R
Stojąc po prysznicem, uważnie przyjrzała się swojemu
ciału. Znowu była szczupła,, chociaż miała zdecydowanie
pełniejsze piersi. Na jej brzuchu widniało kilka rozstę-
pów, ale przynajmniej pozostał płaski. Cóż, jakoś prze-
żyła ciążę, jednak zapewne nie była atrakcyjna dla męż-
czyzny, który mógł przebierać w kobietach jak w ulę-
gałkach.
Zamierzała pamiętać o tym, wybierając strój do ko-
lacji, więc zamiast ubrać się w coś seksownego, założyła
zielone leginsy i podkoszulek w tym samym kolorze.
Znalazła też maleńkie złote kolczyki, które przy odrobinie
szczęścia mogłyby ujść uwadze Nicka.
- O wiele lepiej - stwierdził Devin, gdy weszła do
kuchni. - Wyglądasz na... odprężoną.
Usiłowała przekonać samą siebie, że nie jest rozcza-
rowana tym wątpliwym komplementem.
- Potrzebujesz pomocy? - zapytała.
- Nie. Usiądz, napij się wina. Mały pożarł już papkę
z bananów i kaszkę, więc nie daj się zwieść, jeśli będzie
usiłował cię przekonać, że chce więcej.
Popatrzyła na Nicholasa, który spokojnie bawił się jed-
ną ze swoich zabawek. Z dumą przyznała w duchu, że
jej syn jest ślicznym chłopcem.
- Chyba wyrośnie na olbrzyma - stwierdziła.
- Ja też byłem dużym dzieckiem. Przyniosę ci kiedyś
zdjęcia.
- W ogóle nie jest do mnie podobny.
- Nie, i mam nadzieję, że nie odziedziczył twojego
charakteru.
- Co to ma znaczyć?
S
R
- Na przykład dobre maniery. Czy nie jesteś tą damą,
która kilkakrotnie zbluzgała mnie podczas porodu?
Robin poczuła, że się czerwieni.
- No tak. Zdaje się, że nigdy cię za to nie przepro-
siłam.
- Drobiazg. Miałaś inne zmartwienia - powiedział
pobłażliwie. - Poza tym powszechnie wiadomo, co po-
trafią wygadywać partnerom kobiety podczas porodu.
- Nie byłeś... partnerem.
- Może i nie, ale ja cię w to wrobiłem.
- Nieprawda. Miałeś rację co do tamtej nocy. Oboje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl