[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szczury? W najciemniejszym kącie izby. Miała nadzieję, że gryzonie najlepiej czują się w
ciemnościach. Znowu popatrzyła na te małe buteleczki i próbowała sobie przypomnieć, gdzie
widziała podobne. Ale pamięć ją zawiodła, nie ma co się zastanawiać. Tylko skąd poczucie, że te
buteleczki wiążą się z czymś ważnym? Z czymś, co powinna pamiętać.
- A ci paÅ„stwo Løw, to dobrze ciÄ™ traktujÄ…? - Bjørn chrzÄ…knÄ…Å‚ i poÅ‚ożyÅ‚ rÄ™kÄ™ na dÅ‚oni
Hannah. - Tyle się wciąż słyszy o złym stosunku do służby.
- Nie, u mnie wszystko w porządku. Mam ładny pokój, jedzenie dobre.
- A ludzie życzliwi? - Nie ustÄ™powaÅ‚ Bjørn.
- Owszem, tak jak można oczekiwać. - Hannah odpowiedziała tymi samymi słowami, które
kiedyś w jej obecności Pauline powiedziała do swojego znajomego. Słowami, których nie można
zle zrozumieć.
- Więc pewnie zostaniesz u nich?
- W każdym razie do lata. - CoÅ› nie pozwalaÅ‚o Hannah opowiadać im o Sørholm.
- Słusznie - rzekł Anton stanowczo. - Nie warto planować za daleko do przodu, to się
czÅ‚owiek nie rozczaruje. - Z wesoÅ‚ym bÅ‚yskiem w oczach spoglÄ…daÅ‚ to na Hannah, to na Bjørna. -
Jeśli mi wybaczycie, to pójdę na chwilkę zobaczyć, czy sanie gotowe. Mam przeczucie, że coś się
zacznie dziać...
Anton wstał i zdjął ze ściany grubą kurtkę.
- Podobno w domu zanosi się na poród, muszę być gotowy, żeby w razie czego natychmiast
jechać po akuszerkę - wyjaśnił.
- U wÅ‚aÅ›cicieli domu? - SpytaÅ‚ Bjørn, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ uważnie koledze. - Córki w tej
rodzinie są chyba za młode?
- Nie pytaj. - Anton wzruszył ramionami. - Ale wydaje mi się, że to jedna ze służących.
- Jedna sÅ‚użąca u paÅ„stwa Løw urodziÅ‚a przed Bożym Narodzeniem córkÄ™ - wymknęło siÄ™
Hannah. - Hilda.
- I pewnie po tym straciÅ‚a miejsce? - Bjørn znowu zwróciÅ‚ siÄ™ do Hannah.
- Nieee. - Zwlekała z odpowiedzią niepewna, ile może powiedzieć. Ale nadarza się okazja,
by zapytać... - Dziecko zostało oddane.
Bjørn i Anton wymienili pospieszne spojrzenia i koniuszy w milczeniu zmagaÅ‚ siÄ™ z
guzikami kurtki.
- Pewnie do jakiegoś dworu - Hannah spoglądała na mężczyzn, nie wiedząc, czy powinna
mówić dalej.
- Tak, tak, takie rzeczy zdarzają się co dzień. Dziecku na pewno będzie dobrze -
odpowiedział pospiesznie Anton.
- Ale Hilda jest przekonana, że ono nie doczeka dorosłości. Boję się, że dziewczyna
rozchoruje siÄ™ ze zmartwienia.
- Może powinna byÅ‚a pomyÅ›leć o tym wczeÅ›niej -prychnÄ…Å‚ Bjørn, ale jak tylko zobaczyÅ‚
spojrzenie Hannah, zrozumiał, że palnął głupstwo. W jej oczach widział niedowierzanie, gniew i
niechęć, wszystko razem. Do diabła, pomyślał ze złością, że też nie potrafi trzymać języka za
zębami. Takich rzeczy nie mówi się dziewczynie. A już zwłaszcza Hannah Rudningen. - Nie,
chciałem tylko powiedzieć, że to musi być przykre oddawać swoje dziecko - tłumaczył. - Nie
zrozum mnie zle. Ale ja uważam, że dziewczyna powinna się zastanowić, zanim pójdzie do łóżka z
mężczyzną. Powinna wiedzieć, czy jest to ktoś, na kim będzie mogła polegać w razie nieszczęścia.
Jeśli nie ma takiej pewności, powinna dać sobie spokój.
- Ale to nie tylko...
- Nie, oczywiÅ›cie, że nie - przerwaÅ‚ Bjørn. RozumiaÅ‚, że im bardziej siÄ™ tÅ‚umaczy, tym
bardziej się pogrąża. - Mężczyzni nie zawsze są w porządku.
Anton przeczesywaÅ‚ wÅ‚osy rÄ™kÄ…, unikajÄ…c wzroku Bjørna. WidziaÅ‚, że tamten bardzo siÄ™
stara jakoś wybrnąć z sytuacji, ale idzie mu opornie. Nie można paplać byle czego.
- Kto to jest fabrykantka anioÅ‚ków? - Hannah wypaliÅ‚a pytanie, zanim Bjørn zdążyÅ‚
skoÅ„czyć. Bardziej interesowaÅ‚y jÄ… wÅ‚asne myÅ›li niż gÅ‚upie tÅ‚umaczenia Bjørna.
W izbie zalegÅ‚a kompletna cisza. Bjørn umilkÅ‚. Anton zatrzymaÅ‚ siÄ™ w drzwiach, wszystko
jakby zamarło. Nawet myszy w kącie siedziały cicho. Hannah przełknęła ślinę i patrzyła prosto na
Bjørna. On mieszka tyle lat w mieÅ›cie, musi znać odpowiedz.
Mężczyzni mrugali zdezorientowani, ale nie patrzyli na siebie. Teraz Bjørn przeczesywaÅ‚
palcami włosy, a Anton chrząkał. Stał bez ruchu. Lampa na stole rzucała długie cienie na twarz
Bjørna, który wierciÅ‚ siÄ™ niespokojnie na krzeÅ›le.
- SkÄ…d ty wzięłaÅ› takie sÅ‚owa? - Bjørn próbowaÅ‚ siÄ™ uÅ›miechać, ale twarz wykrzywiÅ‚ mu
tylko grymas. Hannah czuła, że nie powinna była pytać, ale ona naprawdę musi znać odpowiedz.
Wszystko jedno, co sobie o niej pomyślą.
- Od Hildy. Od tej, która musiała oddać swoje dziecko.
- To tylko plotki. - Bjørn dopiero teraz uniósÅ‚ wzrok i na moment spojrzaÅ‚ Antonowi w oczy.
Najwyrazniej mężczyzni wymienili jakąś informację. Hannah zauważyła to, sądziła jednak, że
dotyczy to jej niewiedzy.
- Ale wytłumaczcie mi, co to znaczy. Chciałabym wiedzieć...
- Tak, tak. Ja ci wytÅ‚umaczÄ™. - Bjørn już siÄ™ nie uÅ›miechaÅ‚. PrzysunÄ…Å‚ krzesÅ‚o bliżej Hannah.
- To nie jest miłe określenie, o tym ludzie głośno nie rozmawiają.
- Hm, ja muszę do stajni, nie będę wam przeszkadzał. - Antonowi nagle zaczęło się
spieszyć, zniknął, zanim Hannah zdążyła odetchnąć.
- Bo widzisz - Bjørn chrzÄ…knÄ…Å‚, wpatrujÄ…c siÄ™ w swoje kolana. - Niektóre rodziny, takie, co
mają duże dwory na wsi, biorą na wychowanie dzieci, które matki muszą z jakiegoś powodu oddać.
I to dobrze, że ktoś chce się zajmować sierotami, prawda?
Spojrzał pytająco na Hannah.
- Tak, no chyba tak...
- Dzieci bywają chorowite i słabe, to dla nowej rodziny oznacza pracę i zmartwienie...
- I dlatego trzeba im płacić za zajmowanie się cudzymi dziećmi - wtrąciła Hannah
stanowczo. Tyle była w stanie zrozumieć.
- Tak, ale to chyba sprawiedliwe. - Bjørn pogÅ‚askaÅ‚ jÄ… po rÄ™ce i zniżyÅ‚ gÅ‚os. - JesteÅ› pewna,
że chcesz wiedzieć więcej?
- Jasne. Przecież sama pytałam. - Hannah przygotowała się, że usłyszy coś okropnego, ale
mimo strachu z niecierpliwością czekała na dalszy ciąg.
- No dobrze, ale musisz pamiÄ™tać, że to jedynie pogÅ‚oski - sprecyzowaÅ‚ Bjørn.
Rozumiała, że on opowiada niechętnie, ale w odpowiedzi skinęła tylko głową. Pozwalała
mu trzymać swoją rękę.
- Niektórzy mają pecha, bo dziecko, które wzięli na wychowanie, wkrótce zaczyna
chorować. Choruje bardzo i umiera. A jak się zdarzy, że u tej samej przybranej matki umrze kilkoro
[ Pobierz całość w formacie PDF ]