[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sprawdzić inne możliwości, ale i tak wiedziałam, że to sprawka wampirów. A Tony miał rację, malunek niósł ze sobą grozbę śmierci.
Ja już w zasadzie byłam martwa. Jedyne, co mogłam zrobić, to znalezć sposób, by oddalić śmiertelne zagrożenie od innych ludzi.
Adam zginąłby w obronie swojej towarzyszki. Nie pozwoliłby mi też odejść. Christy, jego żona, nie była jego prawdziwą partnerką, w przeciwnym
razie by się nie rozwiedli. Musiałam jakoś odkręcić to, co zrobiłam poprzedniej nocy.
Trudno mi było jednak uwierzyć we własną śmierć, teraz, z Adamem przy boku, kiedy ciepłe jesienne słońce rozświetlało jego ciemne włosy i
rozjaśniało oczy, uwidoczniając małe zmarszczki w kącikach przymrużonych powiek.
Ujął mnie za rękę ruchem tak swobodnym, że nie miałam szans zrobić uniku, nie robiąc z tego gestu wielkiego halo. Zresztą nie chciałam go
unikać. Przechylił głowę, jakby usiłował odgadnąć moje myśli - udało mu się? Miał dużą dłoń, suchą i ciepłą. Odciski na skórze czyniły ją tak
szorstką, jak moja spracowana ręka.
Odwróciłam twarz, ale schodząc ze stromizny, nie puściłam Adama. Pierwsze kilka kroków wypadło nam niewygodnie, lecz szybko dostosował
chód do mojego i nagle nasze ciała poruszały się w tym samym rytmie.
Przymknęłam oczy, ufając we własny zmysł równowagi i w Adama. Jeśli zacznę płakać, zapyta, o co chodzi. A nie da się okłamać wilkołaka.
Musiałam go jakoś zdekoncentrować.
- Masz nową wodę kolońską - wymruczałam. - Podoba mi się.
Roześmiał się. Ten ciepły, niski dzwięk osiadł w moim brzuchu niczym kawałek wyciągniętej z pieca szarlotki.
- To raczej szampon... - Zaśmiał się ponownie i pociągnął lekko, aż oparłam się o niego. Puścił moją dłoń, objął delikatnie, ogrzewając mi plecy
ciepłem ramienia. - Nie, masz rację. Zupełnie zapomniałem.
Jesse popsikała mnie czymś, kiedy wychodziłem z domu.
- Ma świetny gust. Pachniesz tak, że mam ochotę cię zjeść.
Trzymająca mnie ręka zesztywniała, a ja zarumieniłam się, pojąwszy, jak zabrzmiało to, co właśnie powiedziałam. Częściowo z zażenowania, a
częściowo z innej przyczyny. Jednak to nie freudowska pomyłka przykuła uwagę Adama. Zatrzymał się, a ponieważ mnie prowadził, zrobiłam to
samo. Otworzywszy oczy, spojrzałam na niego, potem na warsztat, gdzie patrzył.
Ups. Hm, owszem, szukałam sposobu, żeby nie domyślił się, skąd moja nerwowość. Ten nie był idealny.
- Widzę, że Zee ci nie powiedział.
- Kto to zrobił? - w głosie wilkołaka obudził się grozny pomruk.
- Wampiry?
I jak tu odpowiedzieć, nie kłamiąc, co było bezcelowe, a jednocześnie nie rozpoczynając wojny?
Zwiadoma faktu, że Marsilia wie o moim zabójstwie Andre, nie mogę zostać towarzyszką Adama. Może inny wilkołak zrozumiałby, że walka z
wampirami mnie nie ocali, a tylko przyniesie więcej ofiar.
Wojna z wampirami tu, w Tri - Cities, szybko mogła rozprzestrzenić się na całe terytorium Marroka. Ale Adam za nic nie odpuści. Samuel stanie u
jego boku. Nigdy nie byłam miłością jego życia ani on moją, lecz to nie znaczyło, że nie darzymy się wzajemnie miłością. A Samuel wciągnie w to
wszystko swojego ojca, Marroka.
Nie panikuj, traktuj to spokojnie, powiedziałam sobie.
- Wampiry udekorowały nieco moje drzwi, ale większość to sprawka kuzynki Tima i jej kumpla. Wszystko jest na nagraniu, gdybyś chciał zobaczyć.
Matka i rodzeństwo Gabriela przyjdą w sobotę i pomogą to zamalować. Resztą zajęła się policja - to ostatnie dodałam, bo sztywność Adama nie
ustąpiła. - Tony uważa, że wygląda to bardzo świątecznie, może poczekam z tym malowaniem jeszcze kilka miesięcy.
Zwrócił na mnie gniewny wzrok.
- Ta kuzynka, ona nadal wierzy w niewinność Tima. Uważa, że wszystko zmyśliłam, żeby wykręcić się od zarzutu morderstwa. -
Pozwoliłam, by w moim głosie zabrzmiało współczucie wobec Courtney, wiedząc, że Adamowi się to nie spodoba. Jeśli chodzi o właściwe i
niewłaściwe postępowanie, Adam nie uznawał szarości.
Liczyłam, że moja postawa go zirytuje i rozproszy, że skupi się na Courtney, zapominając o wampirach.
Nie uspokoił się, ale ruszył w stronę warsztatu.
Zwykle po treningu brałam prysznic w warsztacie, teraz jednak nie chciałam, by Adam zbyt dokładnie przyglądał się znakowi na drzwiach. Wolałam,
żeby nie myślał o wampirach, dopóki nie znajdę jakiegoś wyjścia z tej sytuacji. Wskoczyliśmy więc od razu do mojego vanagona (biedny
volkswagen nadal znajdował się w naprawie po tym, co w zeszłym tygodniu popsuł w nim Pradawny).
Może powinnam się przeprowadzić? Gdybym zamieszkała na terytorium innych wampirów, opózniłabym Marsilię, szczególnie wybierając chmarę,
która za nią nie przepada. Nie znosiłam uciekać, jednak zostając, wystawiałam się na pewną śmierć. Adam nie przyjąłby tego spokojnie i w
konsekwencji zginęłoby dużo istnień.
Mogłabym spróbować zabić Marsilię.
Już sam fakt, że brałam to rozwiązanie pod uwagę, świadczył o mojej desperacji. Owszem, zabiłam dwa wampiry. Pierwszego przy ogromnej
pomocy i jeszcze większej dozie szczęścia. Drugiego załatwiłam, kiedy spał.
Miałam taką samą szansę z Marsilią, jak mój kot Medea z pumą.
Może nawet mniejszą.
Rozmyślając, jednocześnie paplałam do Adama całą drogę do domu. Mojego domu. Benzyna była droga, a nie przewidywałam, by miał coś
przeciwko spacerowi do siebie. Gdyby miał ochotę zaczekać, aż się odświeżę, mogłabym go nawet odprowadzić. Zerknąwszy na niebo, doszłam
do wniosku, że mam czas na prysznic, nie ryzykując, że Adam porozmawia ze Stefanem przede mną.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]